... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

 Stojcy za mn m|czyzna miaB na sobie weBniany szkarBatny pBaszcz skrojony wedBug naj[wie|szej mody oraz szerok, haftowan zBotem opoDcz. Spod ra|co nowego kapelusza przybranego wielkim pkiem piór spBywaBy mu a| do ramion obfite pukle ciemnej peruki. Para znajomych oczu spogldaBa na mnie z mieszanin niechci, lito[ci i chyba skrytego |alu. D'Urbec.  Niestety, monsieur d'Urbec, nie mog w tym stroju i[ pieszo taki kawaB drogi.  Ostatnimi czasy dysponuj ekwipa|em. Wynajmuj go zreszt u tego samego przedsibiorcy, co i ty  rzuciB z lekk ironi, skBadajc mi równocze[nie nader ceremonialny ukBon.  Czy pan mnie [ledziB?  spytaBam podejrzliwie.  Nie. Jednak|e, jak ci chyba wiadomo, wdowa z epoki Henryka IV przyciga spojrzenia ciekawskich. ZwBaszcza gdy rzuca rybom kosztown buteleczk perfum, a pózniej pospnie tkwi na mo[cie, znacznie dBu|ej ni| to wypada. Powiedz, czy zamierzaBa[ wypi zawarto[ tego flakonika?  spytaB ciszej.  Ach nie! Zapach wydaB mi si zbyt wulgarny, ot i caBa rzecz.  S lepsze sposoby na rozwizanie umowy z Królow Ciemno[ci.  Co? Ty j tak|e nazywasz Królow Ciemno[ci?  Takie okre[lenie narzuca si samo ka|demu, kto ma odrobin inteligencji. To plus kilka podobnych. Bogini Podziemia. Pani Wiedzma. WBadczyni Czarownic. PaDstwo Króla SBoDce ma swoje ciemne miejsca, a ja znam je bardzo dobrze. Ilu lat sBu|by |da od ciebie za wszystkie te... hm... dostatki?  wskazaB palcem na moj sukni i stojcy w pobli|u powóz.  Siedmiu? Dwudziestu?  Tylko piciu. Zwa|ywszy, ile dla mnie zrobiBa, wydaje si to caBkiem uczciw wymian.  Tak? A co potem, gdy te pi lat dobiegnie koDca?  Nie my[lisz chyba, |e wzorem Belzebuba zabierze mi wtedy dusz? Nie, nasz zwizek to zwykBy interes, oparty na obopólnych korzy[ciach. W ustalonym terminie nasza umowa wyga[nie i ka|da pójdzie w swoj stron. 320  Jeste[ tego pewna? Wszystkie dziaBajce w tym mie[cie perfu-miarki, fryzjerki, wró|bitki, a nawet przedstawicielki bardziej pikantnej profesji zwizane s z jak[ pot|n pani podziemia, w[ród nich za[ ta twoja jest bodaj najpot|niejsza. Wszystko wskazuje na to, |e takie zwizki maj charakter do|ywotni.  Ach nie, to tylko przyjazD Bczca ludzi, którzy [wiadcz sobie nawzajem usBugi. Nawet król dba o swojego cukiernika, który dziki temu [wietnie prosperuje. Tu jest tak samo. W ka|dej profesji wygodnie jest mie patrona. Im pot|niejszy, tym lepszy.  Hej, ty tam!  rozlegB si gromki okrzyk.  Ruszaj! Zagradzasz drog czcigodnemu kardynaBowi Altieri!  Nie warto ryzykowa stratowania, musimy wic przerwa na razie nasz dyskurs  stwierdziB d'Urbec, prowadzc mnie do swego powozu