... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
McAuliff nie mógł oderwać wzroku. Widząc to, Alison uśmiechnęła się i znów ziewnęła. Dla żartu, nie przez perwersję. - Są sprawy, które nie mają najmniejszego znaczenia. Sam pan to mówił, doktorze. - Ten zwrot wpędzi panią jeszcze w kłopoty - Dobrze, będę się go wystrzegać. Jeśli się zastanowić, chyba w ogóle go nie używałam, do momentu spotkania z panem. - Skoro to wszystko przeze mnie, proszę używać go dalej. Alison zaśmiała się i sięgnęła po leżącą pomiędzy nimi torebkę. W tej samej sekundzie samolot dostał się w strefę turbulencji. Kołysanie szybko ustało, lecz przy pierwszym przechyle otwarta torebka Alison przewróciła się na płask, wysypując zawartość na kolana McAuliffa. Geolog ujrzał kolejno szminkę, puderniczkę, zapałki i grubą, krótką tubę. Przedmioty zatrzymały mu się między nogami. Przez chwilę nie wiadomo było, jak teraz postąpić. Torebki słyną jako skarbnice intymnych sekretów, bezbronne i pozwalające wniknąć w prywatne życie właścicieiki. Alison z kolei nie należała do kobiet, które bez namysłu wsadzają dłoń między uda mężczyzny, by odzyskać swoją własność. - Zdaje się, że nic nie upadło na podłogę - bąknął Alex, wręczając torebkę Alison. - O, proszę. Lewą ręką podniósł z kolan szminkę i puderniczkę, a prawą złapał gruby cylinder, który na pierwszy rzut oka sprawiał wrażenie jakiegoś nader intymnego przyrządu. Kiedy Amerykanin przyjrzał się obudowie, skojarzenie zniknęło, a na jego miejsce zjawiło się inne. Cylinder zawierał sprężony gaz. Na ściance widniały słowa: ZAWARTOŚĆ GAZ 312 TYLKO DO UŻYTKU WOJSKA/POLICJI ZEZWOLENIE NUMER 4316 DATA: 1.06 Numer zezwolenia i datę wpisano ręcznie, niezmywalnym atramentem. Władze brytyjskie wydały cylinder z gazem przed miesiącem. Alison wyjęła tubę z dłoni Amerykanina. - Dziękuję - padło tylko z jej strony - Zamierza pani porwać ten samolot? Nosi pani przy sobie bardzo groźną zabawkę. - Londyn potrafi być niebezpiecznym miejscem dla dziewcząt. No i dla kobiet. W moim budynku zdarzyło się już kilka incydentów. Czy znajdzie pan dla mnie papierosa? Chyba mi się skończyły - Naturalnie. - McAuliff sięgnął do kieszeni koszuli i wy dobył paczkę, po czym wystukał z niej papierosa dla Alison. Podał ogień, a potem cicho, bardzo delikatnie zapytał: - Dlaczego pani kłamie? - Wcale nie kłamię. Co pan sobie wyobraża? - Dobrze, dobrze. - McAuliff uśmiechnął się do Alison, nadając swojemu śledztwu lżejszy charakter. - Żadna policja, a już na pewno londyńska, nie wydaje miotaczy gazu z powodu byle „incydentów”. A pani dziwnie mi nie wygląda na pułkownika Pomocniczej Służby Kobiet. Ostatnie słowa Alex wypowiedział z poczuciem, że być może straszliwie się omylił. A nuż Alison Booth była wysłanniczką Holcrofta i pracowała nie dla Warfielda, lecz dla wywiadu brytyjskiego? - Czasem robi się wyjątki. Naprawdę, Alex. - Alison spoj rzała Amerykaninowi w oczy. Rzeczywiście nie kłamała. - Czy mogę zaryzykować domysł? Na temat przyczyny? - Trudno, proszę. - David Booth? Alison odwróciła wzrok i głęboko zaciągnęła się papierosem. - A więc wie pan o nim. Dlatego poprzednim razem zadawał mi pan tyle pytań. - Owszem. Sądziła pani, że się niczego nie dowiem? - Nie obchodziło mnie to... Nie, może niezupełnie tak. Myślę, że po prostu chciałam pana skłonić do pomocy. Tylko że nic nie mogłam powiedzieć. - A to dlaczego? - Na litość boską, Alex, dlaczego?! Powtórzę ci twoje własne słowa. Chciałeś zabrać najlepszych profesjonalistów, a nie ich życiowy bagaż. O ile znam życie, skreśliłbyś mnie natychmiast z listy uczestników. - Kiedy to mówiła, z jej twarzy zniknął uśmiech, a pozostał tylko lęk. - Z tego Bootha musi być kawał drania. - To tylko bardzo chory i bardzo zły człowiek... Ale mam swoje sposoby na Davida. Zawsze je miałam. Prócz wszystkiego, jest to nadzwyczajny tchórz. - Jak większość złych ludzi. - Nie wiem, czy mogę się podpisać pod takim twierdzeniem. Ale nie chodziło o Davida, tylko o kogoś innego. O człowieka, dla którego pracował. - Czyli o kogo? - O pewnego Francuza, markiza. Nazywa się Chatellerault. Grupa wyruszyła do Kingston w osobnych taksówkach