... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Co gorsza, ludzie sukcesu zazwyczaj napawali Emmę wstrętem; już milsi byli uczeni_nieudacznicy. Wyobrażała sobie, jak antypatyczny stałby się Flap, gdyby mu się powiodło. Wolała, by zatrzymał się w środku. Pozostałby wtedy swobodny i życzliwy światu, chętniej przebywałby w domu, spędzał więcej czasu z dziećmi, a może i z żoną. Wystarczyłaby książka o Shelleyu, myślała później. Jedna książka zapewniłaby równowagę. Ustaliłaby raz na zawsze jego pozycję; na średnim poziomie - przyznawał to sam Flap. A jednak nie śpieszył się, wciąż czytał, polerował zdania do przesady i nigdy nie napisał dwóch ostatnich rozdziałów. Opublikował trzy artykuły, których efektem był stały kontrakt, i na tym się skończyło. Emma była jak najdalsza od utyskiwań, zabraniała jej tego duma. Flap nienawidził tej dumy i w rewanżu zarzucał żonie złe gospodarowanie pieniędzmi. Wkrótce łączyły ich już tylko sprawy materialne, a kłótnie o pieniądze stanowiły jedyną formę rozmowy. Wszystko inne, nawet seks, odbywało się byle jak, bezosobowo i w milczeniu. Flap wynosił się do biblioteki, do klubu, do swojej pracowni na uniwersytecie. Spotykał się ze studentami i kolegami. Znalazł ujście dla życia emocjonalnego gdzie indziej. Sześć czy osiem miesięcy Emma udawała, że niczego nie widzi, aż pewnego dnia ból i tęsknota za miłością przeważyły nad dumą. - Nie kochasz mnie już! - krzyknęła w czasie sprzeczki o wadliwe urządzenia klimatyzacyjne. - Jest lato, dlaczego nie ma cię cały dzień? - Ja pracuję - oświadczył Flap. - Akurat! Czytasz sobie. - Czy ty nie rozumiesz, że jesteś głupią mieszczką? W gruncie rzeczy nie cierpisz uniwersytetu. Nie widzisz tego? - Widzę - odparła Emma. - Na pewno nie cierpię panów profesorów, bo wszyscy są skwaszeni. - Co za bezczelność! - Flap poczuł się dotknięty do żywego. - Kto niby jest skwaszony? - Każdy, kto wykłada na tym przeklętym uniwersytecie. Tylko żaden nie chce się do tego przyznać. Nie cierpię obłudy. Ja przynajmniej okazuję, kiedy jestem nie w humorze. - Czyli zawsze - podsumował Flap. - Właśnie że nie zawsze. - Byłabyś bardziej atrakcyjna, gdybyś starała się czasem uśmiechnąć. - Dla kogo mam się starać? - zapytała Emma. - Dla chłopców. - Och, zamknij się - powiedziała Emma. - Widujesz ich raptem sześć minut tygodniowo. Przy nich nie jestem smutna. Umieją mnie rozweselić. I ty byś umiał, gdybyś chciał. - Smutek mój i moich kolegów dowodzi kultury duchowej - pouczył Flap. - Więc utop się w nim, ty durniu. Nie muszę być kulturalna w mojej własnej sypialni. Flap zastosował się do polecenia. Uciekł w książki i rzadziej kłócił się z żoną. Tommy, przedwcześnie dojrzały, oczytany jedenastolatek, spostrzegł to i złożył całą winę na matkę. - Strasznie jesteś zawzięta - odezwał się któregoś ranka. - Sądzę, że to ty odepchnęłaś tatusia. Emma stanęła i przyjrzała się synowi. - Nie mów z pełną buzią. Smakuje ci ten naleśnik? Tommy wytrzymał jej spojrzenie. - Mój brat i ja także tutaj mieszkamy. I mamy prawo do własnego zdania. - Ładnie, że pamiętasz o bracie - pochwaliła Emma. - Nieczęsto ci się to zdarza. Sposób, w jaki traktujesz Teddy.ego, nie upoważnia cię do krytykowania mojej postawy wobec ojca. - No, jest pewna różnica - zauważył Tommy. Argument matki zrobił na nim wrażenie. - Jaka? - Teddy jest za mały, żeby się wynieść. Musi się na wszystko godzić. Tata nie musi. Emma uśmiechnęła się. - Nieodrodny wnuczek swojej babci - powiedziała. - Masz rację. Może zawrzemy układ. Ty spróbujesz być lepszy dla Teddy.ego, a ja dla twego ojca. Tommy potrząsnął głową. - Nic z tego. Za bardzo mnie ten bachor denerwuje. - Więc zjadaj śniadanie i przestań mi dokuczać - zamknęła dyskusję Emma. Początkowo fascynował Emmę kontrast między wielkim ciałem i żałosną miną Sama. Jego szeroka twarz rozjaśniała się dopiero w chwili, kiedy Emma wkraczała do banku. Cierpiąc od dawna z powodu braku kogoś bliskiego, Emma nieprędko zorientowała się w swoich uczuciach. A potem upłynęło jeszcze osiem miesięcy, nim zdecydowała się na działanie. Poznała żonę Sama - przysadzistą i gadatliwą, zajętą wyłącznie sobą małą kobietkę imieniem Dottie, która stała na czele połowy społecznych i charytatywnych organizacji w Des Moines