... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Bywa³y chwile, choæ krótkie, w których doznawa³em podobnych uczuæ. Co stanowi³o ich istotê? Mo¿e biochemia? Szukanie ostatecznych przyczyn jest skazane na niepowodzenie. Pamiêtam ten dzieñ, kiedy by³em z Lurine. "Co to jest ein Todesstachel?", spyta³a wtedy, a ja opowiedzia³em jej o ¿¹dle œmierci a potem o Bo¿e poczu³em ¿e to nadchodzi przeszywa mój bok niczym metalowy bosak wbijaj¹cy swój hak i och Panie doprowadzaj¹cy moje cia³o do agonalnego Totentanz i Lurine próbuj¹ca mnie powstrzymaæ i ja patrz¹cy poprzez ziemiê ku niebiosom wznosz¹cym siê do Osób trzech wtedy które trzyma³y mnie i ku oczom które ujrza³y och Lurine j¹dro moich poszukiwañ i twoje pytanie tam tutaj i wszêdzie nigdy nie s³abn¹cy ból i przeszywaj¹cy niewypowiedzian¹ radoœæ oraz szybkoœæ kiedy znowu zabija w drewnianym sercu i noc och Wszyscy jestem tutaj choæ nie prosi³em o to lecz ja... Dostrzeg³ na tle ognia postacie Schulda i Tibora. Œmiali siê i wygl¹dali na zadowolonych, co by³o chyba dobr¹ wró¿b¹. Poczu³, ¿e coœ ociera siê o jego nogi. Spojrzawszy w dó³, zobaczy³ Toby'ego. Wyci¹gn¹³ rêkê, by pog³askaæ podniesiony ³eb. Alice trzyma³a lalkê, zawodz¹c nad ni¹. Ko³ysa³a siê z nogi na nogê. Korytarz opada³ ³agodnie przed ni¹. Przykucnê³a i po³o¿y³a lalkê na ciê¿arówce. Popchnê³a j¹ lekko i zabawka pojecha³a w dó³ tunelu. Rozeœmia³a siê, kiedy samochód siê rozpêdzi³. Gdy uderzy³ w œcianê i przewróci³ siê, krzyknê³a przeraŸliwie. - Nie! Nie! Nie! Nie! Podbieg³a do lalki i podnios³a j¹. - Nie - powiedzia³a. - Dzie dobrze. Odwróci³a ciê¿arówkê i ponownie posadzi³a na niej lalkê. - JedŸ! - powiedzia³a, popychaj¹c samochodzik. Jej œmiech rozbrzmiewa³, podczas gdy ciê¿arówka jecha³a, omijaj¹c pozostawione w korytarzu przeszkody, a¿ dotar³a do skrzynki wype³nionej plastikowymi p³ytkami. Kiedy w ni¹ uderzy³a, lalka zosta³a wyrzucona na odleg³oœæ kilkunastu stóp, a jej g³owa odpad³a i potoczy³a siê w dó³ korytarza. - Nie! Nie! Dysz¹c ciê¿ko, chwyci³a korpus lalki i popêdzi³a za g³ow¹. - Dzie dobrze - powiedzia³a, kiedy ju¿ j¹ podnios³a. - Dzie dobrze. Nie potrafi³a jednak umocowaæ g³owy na swoim miejscu. Przyciskaj¹c mocno do cia³a obie czêœci, pobieg³a do pokoju i otworzy³a drzwi. - Tatusiu! - zawo³a³a. - Tatusiu! Tatusiu, napraw! W pustym, ciemnym pokoju panowa³ ba³agan. Wspiê³a siê na nie poœcielone ³ó¿ko i usiad³a na œrodku. - Poszed³ - powiedzia³a, tul¹c lalkê. - Dzie dobrze. Proszê. Dzie dobrze. Trzyma³a g³owê tu¿ przy szyi lalki, patrz¹c na ni¹ poprzez pryzmaty ³ez, ale nie wydawa³a z siebie ¿adnego dŸwiêku. Wydawa³o siê, ¿e w pozosta³ej czêœci pokoju pociemnia³o. Krowa zdrzemnê³a siê, zwiesiwszy g³owê przy drzewie, do którego j¹ przywi¹zano. Tibor rozmyœla³ w swoim wózku. Gdzie¿ jest to uniesienie? Moje marzenie, istota arcydzie³a, dzie³o mojego ¿ycia znajduje siê prawie w zasiêgu rêki. By³bym jeszcze szczêœliwszy, gdyby on mi siê nie ukaza³ i nie zrobi³ tego, co zrobi³. Teraz, kiedy jestem pewien, ¿e bêdê móg³ odzwierciedliæ go w swojej sztuce, moja radoœæ nie jest ju¿ tak wielka. Jestem zagubiony jak mroczny, pusty dom, moje ¿ycie jest olbrzymie, dojrza³o nieomal do eksplozji; jedyne, co mi pozosta³o, to strach i ambicja. Zamieniæ wszystko w kamieñ i gwiazdy - tak, muszê spróbowaæ. Teraz bêdzie to trudniejsze, ni¿ s¹dzi³em. ¯e te¿ ja wci¹¿ mam si³ê, ¿e te¿ mam jeszcze... - Pete - powiedzia³, kiedy ten pojawi³ siê w obozowisku w towarzystwie Toby'ego. - Uda³ siê spacer? - Tak - odpar³ Pete. - Przyjemna noc. - Chyba mam jeszcze trochê wina - rzek³ Schuld. - Mo¿e siê napijemy i skoñczymy je? - Dobrze. Podawali sobie kolejno butelkê. - Wiêcej ju¿ nie ma - powiedzia³, rzucaj¹c butelkê przez ramiê miêdzy drzewa. - Chleb te¿ siê skoñczy³. Kiedy nadejdzie ten dzieñ, gdy to powiesz, Pete? Co sprawi³o, ¿e wybra³eœ tak¹ karierê w tych czasach? Pete wzruszy³ ramionami. - Trudno powiedzieæ. Oczywiœcie, nie chodzi³o o popularnoœæ. Dlaczego cz³owiek decyduje siê na coœ i pozwala, by zdominowa³o jego ¿ycie? Pewnie szuka pewnego rodzaju prawdy, mo¿e piêkna... - Nie zapominaj o dobroci - wtr¹ci³ Schuld. - I jej tak¿e. - Rozumiem. Akwinata oczyœci³ dla was Greków, wiêc Platon jest w porz¹dku. Cholera, jeœli o tym mowa, to wy nawet ochrzciliœcie koœci Arystotelesa, gdy tylko stwierdziliœcie, ¿e jego myœli mog¹ siê wam przydaæ. Gdyby tak zabraæ greckich logików i ¿ydowskich mistyków, niewiele by zosta³o. - Dla nas maj¹ jakieœ znaczenie Mêka Pañska i Zmartwychwstanie - powiedzia³ Pete. - W porz¹dku. Zapomnia³em o orientalnych religiach tajemnicy. Wi¹¿¹ siê z tym krucjaty, œwiête wojny oraz inkwizycja. - Powiedzia³eœ swoje - odpar³ Pete. - Zmêczy³y mnie ju¿ te dyskusje, ledwo potrafiê sobie poradziæ z w³asnymi myœlami. Jak chcesz siê k³óciæ, to wst¹p do klubu dyskusyjnego. Schuld rozeœmia³ siê. - Tak, masz racjê. Uwierz mi, nie chcia³em ciê uraziæ