... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Może być rozpuszczalna? - Jasne! - zawołał, kiedy zniknęła w małej kuchni. - Nie zbudzimy twojej koleżanki? - Tricii? To niemożliwe. Drzwi od jej pokoju są zamknięte, co znaczy, że nie wróciła jeszcze do domu. Bardzo poważnie traktuje swoje randki, więc nigdy nie zjawia się przed pierwszą. Później w pracy jest nieprzytomna. Powiedzieli jej, że jeśli dalej tak pójdzie, to ją zwolnią. - Jest dopiero pół do pierwszej. Mamy czas na spokojne wypicie kawy. - Mówiąc chodził po pokoju i oglądał meble. Zatrzymał się przy kominku. - Czy to działa? - Coo? - wyjrzała z kuchni i zaśmiała się. - Atrapa. Chciałabym, żeby można w nim było palić tak jak w naszym, w Saint Louis. Uwielbiam otwarły ogień. Poza tym przydaje się, gdy są kłopoty z prądem. Ale tutaj to niemożliwe, to przecież dwunaste piętro. Z cukrem? - Jedną łyżeczkę i śmietankę, jeśli masz. - Pochylił się i zatrzymał wzrok na nigdy nie używanym stojaku podpierającym drewniane kloce. Była to dekoracyjna imitacja mosiądzu, ale pogrzebacz miał solidną rączkę. Podniósł go i zważył w dłoni. Był ciężki. - Twoja kawa jest już gotowa - powiedziała Mariannę, wchodząc do pokoju. - Jeśli zamierzasz rozpalić za pomocą tego sztuczny ogień, porozbijasz tam wszystko, łącznie z żarówkami. - Tak, pewnie bym porozbijał - powiedział, odwracając się do niej z ręką zaciśniętą na pogrzebaczu. - Gdzie masz swoją kawę? - W kuchni. Jest jeszcze za gorąca... Wes, co robisz? Otworzyła szeroko oczy i usta, ale zanim zdążyła krzyknąć, stalowy pogrzebacz dosięgnął jej gardła i roztrzaskał krtań. Wypuściła z ręki filiżankę i upadła ciężko na podłogę jak worek piasku. Uderzenie miało być śmiertelne, najprawdopodobniej była martwa, zanim upadła na dywan, ale on nie wierzył w prawdopodobieństwa. Kilka razy uderzył w czaszkę, aż miał absolutną pewność. Pułkownik nie był zdziwiony, że z trudem łapie oddech. Zabijanie w ten sposób było czymś innym niż strzelanie z M - 16 do jakichś brudnych Wietnamczyków. To było bardziej osobiste, coś co się przeżywało. Z drugiej jednak strony było to równie ważne. Stał bez ruchu dobrą minutę, aż serce zaczęło mu bić wolniej. Zmuszał się do przypomnienia sobie, czy dotykał czegokolwiek w pokoju. Niczego, był tego pewien. Niczego, poza pogrzebaczem. Wyjął chusteczkę i starannie wyczyścił rączkę aż do miejsca, gdzie widniała mieszanina włosów, krwi i kawałków skóry. Rzucił pogrzebacz na ciało dziewczyny. Później wyjął z kieszeni cienkie skórzane rękawiczki i włożył je. Minęło więc tylko kilka minut, które wydawały mu się co najmniej godziną. Poszedł dokładnie sprawdzić wszystkie okna. Zasłony były starannie zaciągnięte. Uchylił ostrożnie jedną z nich i zobaczył schody ewakuacyjne biegnące tuż obok okna łazienki. Doskonale, Wes, powiedział do siebie, po czym zgasił światło w łazience. Okno było tuż nad wanną. Rozłożył na dnie wanny matę i stanął na niej. Żadnych odcisków palców, żadnych odcisków butów, po których mogliby go zidentyfikować. To miało wyglądać na przypadkowe włamanie. Przekręcił klamkę, ale okno, od lat nie otwierane, nie chciało się uchylić nawet na ułamek cala. Kilkakrotnie uderzył w ramę kantem dłoni, aż w końcu zawiasy zaskrzypiały. Uderzył jeszcze raz i okno otworzyło się do połowy. To wystarczyło. Szczupły włamywacz powinien się prześlizgnąć przez tę szczelinę. Sięgnął po omacku w kierunku ręczników i wybrał największy. Był wystarczająco duży, by przykryć nim szybę i owinąć zaciśniętą w pieść dłoń wysuniętą, na zewnątrz. Szyba rozbiła się za pierwszym mocnym uderzeniem. Kilka kawałków szkła wpadło do wanny, ale odgłos nie mógł być słyszalny dla kogoś, kto znajdował się poza łazienką. Wyszedł z wanny i opuścił ręcznik tak, że resztki szkła spadły na jej dno. Wszystko było bardzo logiczne. Wyjął matę i rozłożył ją na podłodze, a ręcznik wrzucił do wanny. Jakiś intruz rozbił okno i wtargnął do środka. Ręcznik pozostawiony był w wannie przez roztargnioną dziewczynę, co tłumaczyło obecność kawałków szkła, którymi był pokryty. Wszedł do przedpokoju. Jaki byłby następny krok włamywacza? Poszedłby do pokoju poszukać kosztowności. Musiał działać szybko, gdyż ściany w tego typu budynkach są bardzo cienkie