... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
O ile mogła się zorientować, prąd zniósł ich dalej. Skoro tak, to musiała dotrzeć jak najszybciej do Lut Gholein, nawet poszukać Yizjerei, o którym mówili, tego Drognana. Wątpiła, czy zechciałby on pracować z nieumarłymi - prawdopodobnie próbowali wykorzystać jego moc, aby odnaleźć byłego przyjaciela. Niezależnie od sytuacji, Drognan mógł nie tylko uwolnić ją od związania z rewenantami, ale też zlokalizować Norreca Vizharana i jego zbroję. Czarodziejka z pewnym wysiłkiem wspięła się na szczyt piaszczystego urwiska... i odkryła dobrze utrzymaną drogę. Co więcej, gdy spojrzała na południe, Kara dostrzegła na horyzoncie zamglony kształt przypominający miasto. Lut Gholein? Z całym entuzjazmem, jaki mogła wycisnąć ze swego zmęczonego umysłu, ruszyła na południe. Jeśli to rzeczywiście Lut Gholein, minie cały dzień, nim tam dotrze, zwłaszcza w takim stanie. Co gorsza, głód skręcał jej żołądek - z każdym krokiem czuła się coraz gorzej. Jednak Kara nie zamierzała poddać się słabości. Dopóki będzie mogła iść, dopóty będzie kontynuować swoją misję. Kara uszła niewielki odcinek drogi, gdy turkot za plecami kazał się jej odwrócić. Ku swej uldze zobaczyła dwa załadowane wozy jadące z północy. Na koźle pierwszego siedział mężczyzna z bujną brodą i gruba kobieta, drugim powoził chłopak o dużych oczach, obok którego siedziała dziewczyna - zapewne jego siostra. Bez wątpienia była to rodzina kupców jadących do bogatej metropolii, aby sprzedać swoje towary. Wyczerpana nekromantka zatrzymała się, mając nadzieję, iż zlitują się nad zmęczonym wędrowcern. Starszy mężczyzna przejechałby obok niej, ale kobieta rzuciła na nią okiem i kazała mu się zatrzymać. Przez chwilę rozmawiali ze sobą, a potem kobieta zapytała ją we wspólnym: - Czy z tobą wszystko w porządku, dziewczyno? Coś się stało? Potrzebujesz pomocy? Zbyt zmęczona, by mówić, nekromantka wskazała na wschód. - Mój statek, on... Nie musiała mówić nic więcej. Na okrągłej twarzy kobiety zagościł smutek, nawet mężczyzna popatrzył ze współczuciem. Każdy, kto mieszkał lub podróżował wzdłuż wybrzeża wiedział, jak morze potrafi być groźne. Kupcy bez wątpienia słyszeli o niejednej morskiej tragedii. Mąż zeskoczył z kozła ze zręcznością zadziwiającą w tym wieku. Podszedł do niej i zapytał: - Czy jest tam ktoś jeszcze? Tylko ty ocalałaś? -Nie ma... nikogo. Zostałam... statek jest być może cały... zostałam... zmyta z pokładu. Żona syknęła cicho. - Dziewczyno, jesteś nadal przemoczona! Twoje ubranie jest w strzępach! Hesia! Znajdź dla niej jakąś bluzkę i ciepły koc! To drugie natychmiast! Pospiesz się! Nie chcąc żadnej zapomogi, Kara pogrzebała przy pasie. Ku swej wielkiej uldze, sakiewka z pieniędzmi jakoś nie zginęła. - Przyrzekam, że za wszystko zapłacę. - Bzdura! - stwierdził mężczyzna, ale gdy udało się jej wcisnąć kilka monet, zabrał większość z nich. Hesia, córka kupców Rhubina i Jamili, przyniosła odzienie, które, jak Kara sądziła, mogło należeć tylko do niej samej. Najwyraźniej mając na względzie surowe odzienie obcej, wybrała czarną bluzkę i szary koc, w który Kara mogła się owinąć. Przebrała się z dala od oczu Rhubina i jego syna Ranula, czując się znacznie lepiej niż w przemoczonej i zniszczonej odzieży. Gdy założyła bluzkę, niemal od razu pożałowała płaszcza. Choć pasowała kolorem, była zbyt wydekoltowana i obcisła. Nie narzekała jednak, świadoma, że był to najlepszy wybór i, co najważniejsze, dany jej z prawdziwej troski. To, że zapłaciła za niego, nie zmieniało tego faktu. Ku swej uldze, Jamila pozwoliła Karze jechać na pierwszym wozie. Ranul, wystarczająco dorosły, aby docenić kobiece walory przyjrzał się jej uważnie już na początku, a jeszcze uważniej, gdy się przebrała i wysuszyła włosy. Nie sądziła, by posunął się dalej, ale nie chciała prowokować jakichkolwiek utarczek między nią a swoimi wybawcami. W ten sposób, dzięki uprzejmości pewnej kupieckiej rodziny, Kara Nocny Cień dotarła do Lut Gholein przed zachodem słońca. Początkowo chciała jak najszybciej udać się do portu i sprawdzić, czy kapitan Jeronnan już tu jest, ale waga jej zadania przeważyła. Odnalezienie Norreca Yizharana i zbroi Bartuca było najważniejsze. Pożegnała się z rodziną Jamili na barwnym bazarze. Oddała koc, po czym zaczęła szukać kogoś, kto mógłby niedrogo sprzedać jej porządny płaszcz. Zmarnowała na to ponad godzinę, ale teraz nie czuła się już tak odsłonięta. Kara chętnie dokupiłaby też inne części ubrania, ale jej fundusze uległy znacznemu uszczupleniu - musiała oszczędzać je na jedzenie. Ostrożne przepytywanie mieszkańców dało ciemnowłosej czarodziejce kilka informacji o tajemniczym Drognanie. Mieszkał w starym domu, w pewnej odległości w głębi miasta