... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Zjedli z niewielkim apetytem kilka kęsów konserwy mięsnej i popili je gorącym napojem. Nie pokrzepiło ich to jednak wcale i daremnie walczyli nadal ze zmęczeniem. - Przecież to jeszcze za wcześnie na spoczynek, nie ma nawet godziny piątej - dziwił się Dragoljub. - Jedno jest pewne, a mianowicie to, że koledzy tędy nie przechodzili, w przeciwnym razie dawno już natrafilibyśmy na ich ślady - zauważył Vaszek, zasłaniając ręką ziewające usta. Wyciągnął się obok Dragoljuba na miękkiej trawie i podłożył sobie tłumok pod głowę. - Zdrzemniemy się trochę, Dragutin - zapytał kolegę. - W tych warunkach obojętne jest czy będziemy kontynuować marsz w dzień czy w nocy, jaskinia posiada na pewno sztuczne oświetlenie wszędzie! Dragutin po krótkim wahaniu położył się obok nich. Początkowo walczył z sennością, nie chciał żeby ich postój zbytnio się przedłużył, ale wreszcie uległ. Usnął, zaledwie zamknął oczy. Nie wiedział jak długo spał, gdy nagle się obudził. Uświadomił sobie, że przebudziło go głuche dudnienie, przypominające grzmoty. Na tę myśl uśmiechnął się. Nieznani władcy podziemi na pewno nie posunęli się w naśladownictwie klimatu tak daleko, żeby stworzyć również sztuczną burzę! Ale ogłuszające dudnienie odezwało się znowu, a dźwięk dolatywał od strony, gdzie szeroki trakt przecinał dziewiczą puszczę. Podniósł się z wysiłkiem. Towarzysze jego spali głębokim i ciężkim snem. Chwilę stał nad nimi w zamyśleniu, a następnie wyruszył szybko po ścieżce w kierunku, skąd dolatywały głuche dźwięki. Doszedł zaledwie do miejsca, gdzie ścieżka zmieniała się w trakt, gdy stanął jak wryty, wytrzeszczając oczy na coś, co wyglądało jak wytwór chorej wyobraźni. Olbrzymi potwór poruszał się powoli i niezgrabnie po gęstej trawie, a każde stąpnięcie jego czterech łap przewyższających wysokością człowieka i przypominających swą objętością betonowe filary mostu, powodowało ów głuchy łoskot, który zbudził Dragutina ze snu. Straszliwy wygląd potwora nie wynikał jednak z jego ruchów i z powodowanego przezeń hałasu, lecz z całkowitego braku proporcji poszczególnych części jego ciała. Podobne do słupów nogi niosły potężny krępy tułów, którego grubość przekraczała wysokość dorosłego człowieka, a długość mierzyła co najmniej dziesięć metrów. Tułów kończył się z jednej strony nagim, zwężającym się bez przerwy ogonem, wijącym się za zwierzem po trawie niczym wąż, a z przodu sterczał z niego gruby giętki kark, podobny do ogromnej trąby słonia. Kończył się śmiesznie małym, tępym pyskiem, którym potwór zrywał liście z wachlarzowatej korony olbrzymiego skrzypu. Dragutin dyszał ciężko, niezdolny do ruchu, nie odrywając oczu od potwora, który zbliżał się do niego powoli. Ostatnim wysiłkiem woli odwrócił na chwilę wzrok na trakt, prawie bez reszty wypełniony olbrzymim cielskiem potwora. Zdawało mu się, że nieco za nim zdąża drugi potwór i że z boku pod ochroną drzew i daleko w tyle widać postać ludzką. Ale było to przelotne wrażenie, które nie trwało długo. Oddech, utrudniony od chwili, gdy wkroczyli do cieplarnianej atmosfery olbrzymiej podziemnej pieczary, stawał się coraz trudniejszy. Dragutin łapał ustami powietrze, a skurcz ścisnął go za serce. Przed oczyma zaczęły mu tańczyć podłużne plamy, które zlały się w jedną ciemną mgłę. Zasłoniła wszystko i skryła przed jego wzrokiem nierealny fantastyczny las z jego potwornymi mieszkańcami. Dragutin stracił przytomność i bez słowa zwalił się na miękką trawę. - Myślę, że ma już dość tlenu. Ivo, może pan zatrzymać aparat! - Były to pierwsze słowa, które dotarły do świadomości Dragutina, zanim otworzył oczy. Następnie ujrzał wspaniale oświetlone pomieszczenie z różowawym sufitem z masy plastycznej, do jakiego przyzwyczajony był w domu i poruszył głową. Na ten znak życia ktoś stojący za jego głową zareagował radosnym okrzykiem. Następnie w polu widzenia Dragutina ukazały się równocześnie dwie ludzkie istoty, starszy i młody zupełnie mężczyzna, ubrani w białe laboratoryjne kitle. - Cieszę się, że przyszedł pan do siebie, kolego - odezwał się starszy mężczyzna. - Pańscy dwaj towarzysze siedzą już obok w jadalni i pożywiają się wesoło! W tym momencie Dragutin poczuł silny głód, jak gdyby przywołany słowami życzliwego cudzoziemca. Zeskoczył o własnych siłach z wąskiego stołu operacyjnego i z uśmiechem podał rękę obu mężczyznom. - Nie musi się pan nam przedstawiać, wiemy od pańskich kolegów kim pan jest - rzekł życzliwie starszy mężczyzna. - To prawda - roześmiał się wesoło młodszy - za to my musimy się przedstawić i powiedzieć naszemu gościowi, kim właściwie jesteśmy