... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Jednocześnie doktor kazał wybić pewną ilość niklowych medali ze swoim nazwiskiem i wizerunkiem; miały one ozdabiać piersi dostojników w małpiej kolonii, którą zamierzał założyć w głębi Afryki. Na koniec, trzynastego lutego 1896 roku, doktor i jego sługa załadowali swój sprzęt na wielką łódź, wsiedli do niej sami i popłynęli z Malinby w górę rzeki Nbari, aby dotrzeć do… Otóż to właśnie! Doktor Johansen nikomu nie chciał wyjawić, dokąd się udaje. Nie potrzebował przez długi czas odnawiać zapasów, miał więc nadzieję, że uchroni się w ten sposób od! wszelkiego rodzaju natrętów. On i Murzyn wystarczali sobie w zupełności. Nic nie powinno niepokoić ani odwracać uwagi czwororękich istot, które miały stanowić jedyne towarzystwo doktora. Zamierzał zadowalać się wyłącznie urokami ich konwersacji, nie wątpiąc, ze odkryje wreszcie sekrety małpiego języka. Dowiedziano się później, że łódź przebywszy około stu mil w górę rzeki Nbari, zatrzymała się w wiosce Ngila. Doktor wynajął tam dwudziestu mniej więcej tragarzy, którzy ponieśli sprzęt w kierunku wschodnim. Ale od tego momentu wszelki słuch o badaczu zaginął. Tragarze, wróciwszy do wioski, nie umieli wskazać dokładnie miejsca, gdzie się z nim rozstali. I oto w ciągu przeszło dwóch lat, chociaż próbowano parę razy odszukać zaginionych, nikt nic nie wiedział o losie niemieckiego doktora i jego wiernego sługi. Teraz dopiero John Cort i Maks Huber mogli odtworzyć — częściowo przynajmniej — przebieg tych dawnych wydarzeń. Doktor Johansen dotarł wraz ze swoją eskortą do rzeki płynącej w północno–zachodniej części puszczy Ubangi. Następnie przystąpił do budowy tratwy — dzięki zabranym ze sobą narzędziom mógł się łatwo zaopatrzyć w bale i deski. Gdy skończył tę pracę i odesłał tragarzy, popłynął ze służącym w dół owej nieznanej rzeki, a następnie zatrzymał się i zmontował klatkę w tym miejscu, gdzie odnaleźli ją nasi znajomi, to znaczy na prawym brzegu, pod drzewami u skraju polany. Tyle wiedzieli teraz z całą pewnością o wyprawie doktora. Ale ileż przypuszczeń nasuwało się w związku z jego obecną sytuacją! Dlaczego klatka była pusta? Dlaczego porzucili ją obydwaj lokatorzy? Ile miesięcy, tygodni czy dni w niej przebywali? Czy odeszli z własnej woli? Nie wydawało się to zbyt prawdopodobne… Czyżby ich porwano? Ale kto mógł to zrobić? Tubylcy? Przecież puszcza Ubangi uchodziła za nie zamieszkaną? A może doktora i jego sługę wypłoszyły dzikie zwierzęta? A na koniec, czy ci dwaj ludzie w ogóle żyli jeszcze? Wszystkie te pytania postawili sobie szybko obaj przyjaciele. Co prawda na żadne z nich nie mogli dać zadowalającej odpowiedzi i błąkali się wśród mroków nieprzeniknionej tajemnicy. — Zajrzyjmy do notesu — zaproponował John Cort. — Nie ma innej rady — zgodził się Maks Huber. — Jeśli nawet nie ma w nim dokładnych wyjaśnień, może na podstawie dat zdołamy ustalić, czy… John Cort otworzył notes, którego kilka kart skleiła wilgoć. — Nie sądzę, byśmy się dowiedzieli stąd czegokolwiek… — Dlaczego? — Bo wszystkie kartki są puste… z wyjątkiem pierwszej… — A cóż się na niej znajduje, Johnie? — Jakieś okruchy zdań… a także kilka dat. Miały zapewne posłużyć później doktorowi do zredagowania dziennika podróży. I John Cort zaczął z wielkim trudem odcyfrowywać zapisane ołówkiem linijki, tłumacząc je równocześnie z niemieckiego na angielski. Dwudziestego dziewiątego lipca 1896 roku. Przybycie z tragarzami na skraj puszczy Ubangi. Rozbicie obozu na brzegu nieznanej rzeki. Budowa tratwy. Trzeciego sierpnia. Tratwa gotowa. Odesłanie tragarzy do wsi Ngila. Usunięcie wszelkich śladów obozowiska. Odpływam razem z moim służącym. Dziewiątego sierpnia. Żegluga trwała siedem dni. Postój na polanie. Wokoło mnóstwo małp. Miejsce wydaje się odpowiednie. Dziesiątego sierpnia. Wyładowanie sprzętu. Wybranie miejsca na klatkę pod pierwszymi drzewami na skraju polany, na prawym brzegu rzeki. Obfitość małp — szympansów i goryli. Trzynastego sierpnia. Osiedlamy się na dobre, obejmujemy chatkę w posiadanie. Okolica zupełnie bezludna. Ani śladu tubylców czy białych. Obfitość zwierząt wodnych, w rzece mnóstwo ryb. Chatka ochroniła nas doskonale podczas krótkiej ulewy. Dwudziestego piątego sierpnia. Od przybycia tutaj upłynęły dwa tygodnie. Prowadzimy regularny tryb życia. Kilka hipopotamów ukazuje się na powierzchni rzeki, ale nie zdradzają agresywnych zamiarów. Zabito parę bawołów i antylop. Ostatniej nocy stado wielkich małp pojawiło się w pobliżu chatki