... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Ojca Pio, do San Giovanni Rotondo. Długa podróż w poprzek Półwyspu Apenińskiego u stóp wspaniałego masywu Gran Sasso, w różnych strefach klimatycznych -od ciepłej, prawie wiosennej pogody, po śnieżną zamieć. San Giovanni -pełne ludzi zdrowych i chorych, zmierzających do szpitali ufundowanych jeszcze przez św. Ojca Pio lub później w duchu jego testamentu. No i setki wizerunków świętego w najrozmaitszych formach: różnej wielkości figury i figurki, obrazy i obrazki, talerzyki, kubeczki, chusteczki i co tam jeszcze można wymyślić. Atmosfera jarmarku i komercji. Dopiero gdyśmy wspólnie odprawili około południa Mszę świętą w starym kościele -bo nowy był dopiero w trakcie budowy -a potem zeszli do grobu, nastrój zmienił się diametralnie. Od grobu nie chciało się wprost odchodzić. Można tam było klęczeć, nie zważając na uciekający czas. Polecaliśmy Świętemu wszystkie na-sze intencje, a szczególnie Ojca Świętego. W drodze powrotnej otrzymaliśmy wiele entuzjastycznych sms-ów z Kraju: „Byliście wczoraj w telewizji! Widzieliśmy was u Ojca Świętego!". W piątek, ostatni dzień rekolekcji, podano do wiadomości, że po południu mamy nawiedzić Kaplicę Syk-styńską, a w niej -albo potem, albo przedtem, kto wie -może nastąpi to oczekiwane ważne spotkanie, które organizatorzy zawsze otaczali mgiełką tajemniczości. Bardzo przejęci weszliśmy w oznaczonym czasie do kaplicy. To właśnie tu wybrano Karola Wojtyłę. Patrzyliśmy, gdzie mógł siedzieć, z którego miejsca powiedział: „Przyjmuję...". Ktoś zaproponował, żeby tu właśnie czytać fragmenty Tryptyku Rzymskiego, dla którego sama kaplica i freski ją zdobiące były przecież natchnieniem. I przy delikatnym akompaniamencie góralskich skrzypek płynęły słowa. Było coś niezwyczajnego w tej scenie. Kaplica Sykstyńska, refleksje Człowieka, który tu został wezwany do najważniejszego dzieła swego życia i... akompaniament góralskiej muzyki dla „góralskiego" biskupa i „góralskiego" Papieża. W polichromii sykstyńskiej Stwórca ma ludzką postać. Jest Wszechmocnym Starcem-Człowiekiem podobnym do stwarzanego Adama. A oni? „Mężczyzną i niewiastą stworzył ich". Został im przez Boga zadany dar (...) I te najbardziej przejmujące słowa: Tak było w sierpniu, a potem w październiku pamiętnego roku dwóch konklawe i tak będzie znów, gdy zajdzie potrzeba, po mojej śmierci (...). Przyglądaliśmy się odnowionym przed paru laty freskom. Największe wrażenie wywarł oczywiście Sąd Ostateczny. Z zadumą wpatrywaliśmy sięw tę olbrzymią przestrzeń malarską, zapowiedź naszych losów... Poniektórzy pytali mnie z wielkim przejęciem: „Co będzie ze mną? Po której stronie stanę?". To już nie żarty. I wreszcie przewodnicy nasi dają znać, że mamy się udać do Sali Klementyńskiej. Wiemy, że teraz to już nie chodzi o zwiedzanie ani podziwianie. Atmosfera się zmienia i radośnie oczekujemy na Ojca Świętego. Instrumenty gotowe, gardła i ręce też. I wreszcie w drzwiach ukazuje się znajomy mini papamobil kierowany sprawnymi dłońmi towarzyszących panów. Nie wiem, jak ich się nazywa. Dawniej, gdy papieża noszono we wspaniałej lektyce - sedia gestatoria, to byli gestatori. Dzisiaj może popychacze czy posuwacze, ale to po polsku nie brzmi najzgrabniej. Może po włosku lepiej. Jan Paweł II przejeżdża wśród oklasków, śpiewów, muzyki i łez przez całą salę, serdecznie pozdrawiając zgromadzonych po prawej i po lewej. Jak on to godzi? Widać, że jest bardzo słaby, a jednocześnie promienieje. Wiedziałem, że nie będzie czasu na dłuższą rozmowę, więc na wszelki wypadek przygotowałem sobie list do Ojca Świętego, w którym przesłałem pozdrowienia i wyrazy pamięci w modlitwie od opactwa i parafii w Tyńcu, od zakonnic, od Odrodzenia i wielu innych grup i osób, które o to prosiły. Napisałem też o modlitwie u grobu Ojca Pio. List ten wręczyłem księdzu arcybiskupowi Dziwiszowi. Kiedy w kapłańskiej kolejce klęknąłem przed Ojcem Świętym, powiedziałem, że tym razem przyszedłem już jako jubilat. Popatrzył na mnie swoim niezapomnianym wzrokiem i powiedział: „Jubilat...". Potem zrobił mi krzyżyk na czole. Po prawej stronie Papieża stał niewielki stołeczek obity jakąś szarą miękką materią. Ksiądz arcybiskup powiedział: „To jest miejsce dla ojca Leona. Proszę tu usiąść..." I tak siedziałem tuż przy Papieżu, ciesząc się razem z tymi wszystkimi, którzy z radosnym wzruszeniem do niego podchodzili po błogosławieństwo