... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Jas przypatrywał się matce w milczeniu, skonsternowany. Ale ręki nie cofnął. Vassone odetchnęła, wyprostowała się i odchyliła aż do nieco cofniętego oparcia wiklinowego krzesła. Sięgnęła po serwetkę, wydmuchała nos. Wciąż się uśmiechała. Twarz Jasa była natomiast pozbawiona jakiegokolwiek wyrazu. - Czuję się jak na pierwszej randce - rzekł. Marina nadgryzła croissanta, wyjrzała w roztargnieniu przez balustradę hotelowego balkonu, na którym jedli ten przedziwny sobotni śniadanie/lunch (a miała balustradę na wyciągnięcie ręki, balkon był w istocie niewielkich rozmiarów). Zakołysała rzemiennym sandałem na pal. cach lewej nogi, założonej swobodnie na prawą. Była w jakiejś cygańskiej, wysoko rozciętej spódnicy w jaskrawe kwiaty, na białą monobluzkę wdziała czerwoną, wełnianą kamizelkę. Jas nie miał pojęcia, skąd ona wytrzasnęła te ciuchy, nigdy się w coś takiego nie ubierała, wątpił również, by podobny zestaw był dostępny w hotelowym butiku. Że zmienił się jej gust, to jedna sprawa - inną zaś jest ta manifestacyjność jej nowych ubiorów. Przecież doskonale zdaje sobie sprawę, co robi, to są jej wybory, nic ani nikt jej nie przymusza, może właśnie poza gustem -który się zmienił. - Chciałeś wiedzieć, czy pamiętam - powiedziała, odkładając rogalika. Wciąż błądziła wzrokiem po szczytach Nowego Jorku. - Pamiętam. Mam teraz dwa dzieciństwa, dwie przeszłości, dwóch ojców i dwie matki, dwie rodziny. Gdybym nie zdawała sobie sprawy, gdybym była słabsza - zapewne podświadomie skompilowałabym to do jednego zestawu, mieszając wspomnienia i kreując jakąś zupełnie nową historię życia. Ale ja pamiętam. - Więc skoro wiesz, że to kłamstwo, że to cudze i fałszywe... Nie potrafisz odrzucić? - Kłamstwo? Cudze i fałszywe? To nie jest kłamstwo, nie jest fałszywe, i nie jest też już cudze. Jeżeli ja pamiętam siebie jako tę Melton-Kinsler, to na jakiej podstawie twierdzisz, że to nie ja, że nie moje, że fałszywe? - Na litość boską, mamo, nie baw się ze mną w te filozoficzne gierki, dobrze wiesz, o co mi chodzi: ty nie jesteś żadną Melton-Kessler, ona umarła, nie żyje, była zupełnie inną osobą! - To znaczy: kto niby nie jest Melton-Kinsler? To ciało? O ciele mówisz? - Mówię o tobie! - To znaczy o czym? O pamięci? Osobowości? Strukturze umysłu? To masz na myśli, prawda? Bo cóż innego-No więc zdaj sobie sprawę, iż moja pamięć, osobowość i struktura umysłu są po części - mniejszej czy większej, trudno to ocenić, zwłaszcza mnie samej - pamięcią, osobowością i strukturą tamtej kobiety. A gdyby należące do ciebie przeszczepiono w mózg jakiegoś rynsztokowego dziadka - nadal wszak twierdziłbyś, iż to jesteś ty, tylko że w cudzym ciele. Bo właśnie te rzeczy stanowią o tożsamości człowieka. Jas parsknął przez zaciśnięte zęby, wściekły. - W jakim zatem procencie jesteś moją matką? Wzruszyła ramionami, uniosła brwi, znowu się uśmiechnęła. Sandał - mach, mach, mach. - Może nawet w większym, niż byłam przedtem. - Aha. - Jeszcze bardziej wściekły wstał, odsunął kopnięciem krzesło, podszedł do balustrady, wparł się z impetem w jej chropowate żelazo, spadł spojrzeniem w otchłań metropolii. - Więc znowu będziesz się ze mną tak bawić. - Nie oglądał się na nią, wyraźnie nie chciał patrzeć na matkę, gdy mówił. - Tożsamość nie jest czymś stałym, danym raz na zawsze - prawie wyskandował, w widoczny sposób napinając mięśnie. - Sami posiadamy na nią wpływ. Mój Boże, czyja ci muszę tłumaczyć rzeczy tak podstawowe? Każdy się zmienia, bez przerwy. Wyjdziesz na ulicę, będziesz świadkiem morderstwa, zgwałcą cię, zachorujesz na raka - już staniesz się kimś innym. Świat - i ty sama swymi decyzjami - wpływa na ciebie bez przerwy. Nie trzeba żadnej inwazji psychomemów, czy jak ty tam zwiesz to cholerstwo. Wystarczy żyć. Ale czy mówisz o sobie sprzed roku albo o sobie z roku przyszłego: "ona", nie "ja"? Czy tak mówisz? - W pełni się z tobą zgadzam. Lecz czyż nie to właśnie twierdziłam? "Ja, ale inna ja"? Widzisz? - uniosła brew. -Też zdołałam na ciebie wpłynąć. Czy teraz już rozumiesz? To nie jest kłamstwem, nie jest cudze i fałszywe, nie mogę tego "odrzucić". Sam spróbuj "odrzucić" chociażby zeszłe lato. To niemożliwe. Umysł jest strukturą holistyczną, nie zdołasz wyseparować zeń wybranej części. Jesteś, kim jesteś. - Popatrz, to chyba jakaś terrorystyczna afera. Obejrzała się, potem wstała. Stanęła obok syna, wyższa odeń o cal. Wzniesionym poziomo przedramieniem osłaniała oczy od słońca. Gdzieś w okolicy Wall Street toczyły się walki powietrzne - a przynajmniej na to z tej odległości wyglądało. Niebiesko-czarne załogowe i bezzałogowe helikoptery NYPD i NYSWAT oraz sieci medialnych miotały się rozpaczliwie dookoła wierzchołka jednego z wyższych budynków centrum giełdowego: ściętego ostrosłupa o lustrzanych ścianach. Kilka ostatnich pięter wysokościowca stanowiło już jeno ruinę, ziejącą ciemnymi dziurami oraz plującą kłębami brudnego dymu i jęzorami szybkiego ognia