... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

..... był duszą rozruchu, że zażarty nieprzyjaciel Prymasa, mścił się za niedopuszczenie objęcia dóbr beneficyalnych, równie też jakąś osobistość mając przeciw M...... Kto oczyma swemi podobnych scen nie widział, ten pojęcia ich mieć nie może, straszliwy to fenomen, który za kare bożą uważać można, niszczący wszystko jak lawa wulkanu i siłą tylko niszczącą mający w sobie; dla mnie wspomnienie tych dni jest jeszcze przerażającem. Nadzwyczaj zajmującym widokiem były wznoszące się fortyfikacje około Warszawy i Pragi, około których codziennie trzydzieści tysięcy ludu najmniej pracowało. Wszyscy szli sypać szańce: około piątej zrana całe Krakowskie Przedmieście pełne już było kobiet klass wszelkich z rydlami w ręku, począwszy od dam wysoko urodzonych, matron, mężatek, panien, kupcowych, mieszczek, żon rzemieślników, aż do przekupek ze straganów. Zbierało się to wszystko do kościołów Bernardyńskiego, Wizytek, Karmelitów, Dominikanów, Świętego Krzyża, gdzie przez całe dnie świece zapalone były, i msze po mszach następowały. Tu się schodziły kobiety niemając innych strojów nad krótką spódniczkę z szarego płótna, takiż kaftanik z długiemi rękawami, zakończonemi esklaważami żelaznemi, mosiężnemi, bez kamieni i pozłoty, które naówczas były w modzie. W Warszawie pierwszy raz ten rodzaj bransolet widziałem i kilka ich par posłałem na prowincyą. Później ozdobę tę zaczęto robić zbytkowną błyskotką. Oprócz tego noszono wówczas w ręku worki płócienne, w których dzienny prowiant składano; choć nie ręczę, żeby w nich nie bywały i chusteczki batystowe, i jeden drugi flakonik z zapachami i paczka karmelków i wachlarzyk z kości słoniowej, bo prawdę powiedziawszy, trudno się od razu wyrzec wszystkiego. Do ubioru tych dam należał jeszcze duży kapelusz słomiany, z pod którego dwa ogromne warkocze spadały przez ramiona czasem do kolan, zakończone jak u tyrolek i Szwajcarek wstążkami. Dopełniał stroju fartuszek czarny, ale uchowaj Boże by był jedwabny, wszystko to wprawdzie tak było skrojone i uszyte, że uwydatniało kibić, podnosiło wdzięki, a niektóre spódniczki i kaftaniki były dla lekkości z szarego batystu... Zapomniałem dodać, że z pod krótkich spódniczek, wyglądały nóżki w niebieskich pończochach z kolorowemi klinkami, i trzewiczkach od Kilińskiego. Śliczne owe rączki, których paluszki drogiemi kamieniami strojne, potrącały wachlarzykiem ze słoniowej kości, lub dźwigały flakonik drogi z przedziwnemi zapachami, uginając się pod ciężarem indyjskiego szalu, — dziś wzięły rydel i torbę i wesoło biegły do roboty. Zebrane batalionami, w których niekiedy po sto osób bywało, kompanie szły na wały, śpiewając znajomą pieśń: — Do ciebie Panie, wznosim nasze prośby. Za niemi wieziono chleby, mięsiwa, piwo beczkami, baryłami wódkę, którą częstowano robotników. Kobiety pracowały potroszę, jak mogły, do siódmej wieczornej, o której powracano w szyku na Krakowskie Przedmieście i znów odwiedzano kościoły. Wszelka dawna etykieta, wizyty wzajemne, rulowanie karet, bieganie dryndulek, wszystko to ustało zupełnie, nigdzie ani obiadów proszonych, ani balów, ani nawet herbaty tańcującej nie było; naczynia srebrne poskładano do miennicy. Wielka część dam ofiarowała się służyć po łazaretach, z równą gorliwością niosąc pomoc Polakom i Rossyanóm, w obu tylko widząc cierpienie i należny względem nich spełniając obowiązek chrześcijański. Nie były to owe rybaczki paryzkie, obrzydłe bachantki, szkaradne megery wyzute z przymiotów właściwych płci swojej, co drapieżnemi łapami wyciągały z pałaców spokojnych mieszkańców i ciągnęły pod latarnie nieszczęśliwe ofiary... Nasze kobiety nawet klass najwyższych nigdy charakteru swego nie porzuciły i zostały skromnemi matkami, żonami, córkami, dając sobą przykład pobłażania, miłosierdzia i ludzkości. Za ich powodem mężowie pozbyli się wszystkiego zbytkownego, i tryb życia nawet zmienili, bo wszędzie u nas do dobrego pierwszym bodźcem były niewiasty nasze. XXXIX POWRÓT W KIJOWSKIE. Dziewiątego dnia bytności mojej w Warszawie, byłem rano z panem Działyńskim u Naczelnika: jenerała odprawiono niezwłocznie w Kijowskie dla objęcia wojsk pod komendę swoją, mnie odłożono do jutra. Widzieliśmy, że w Austryi prawie nic nie było wojska, bo wszystko wyszło ku Włochom i na granicę Francyi, a we Lwowie municypalnośc z mieszczan i rzemieślników złożona całą stanowiła załogę; rząd zaś jak najłagodniej się z nami obchodził, dając do Krakowa i Warszawy ze Lwowa pasporta wszystkim, bo Galicyanów napływ był nieustanny w stolicy, wstępujących do wojska i różne niosących ofiary; — postanowiliśmy więc jechać na Kraków i Galicyą. Nazajutrz rano byłem u Naczelnika, oddał mi papiery, był to plik wielki; spytał mnie czy mam pieniądze; miałem ich dosyć, ale prosiłem o jakiego podoficera z gwardyi, aby gdy gdzie przed komorą wypadnie z papierami się rozstać czy dzielić, było się kim posłużyć. Dano mi wyjadacza miejskiego, bardzo sprawnego człowieka, którego Działyńskiemu dostawie byłem obowiązany