... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

- Och, kurwa, kurwa, kurwa - wyszeptał major. Pokręcił głową, policzył w myślach do dziesięciu i - już zwykłym głosem - warknął: - Bierzemy go. Lopez, Jan... - spojrzał na Celińskiego i zmienił zdanie. - Chodź, Lopez, przeciągniemy go we dwójkę. Podbiegli do trupa sierżanta. Crueth wyłączył jego system maskujący. Ujęli ciało za ramiona i zaczęli je wlec ku altanie. Gdy mijali siwego, Ohlena i jego dzieci, dobiegło ich rzucone przez kogoś pytanie (w jednym z chińskich dialektów): - Wybaczycie nam? Nie odpowiedzieli. Nie podnieśli wzroku. Ułożyli zwłoki Ho na środku altanki. - Dwie minuty. Lopez zauważył, że major jakoś dziwnie mu się przygląda. No tak, pomyślał Praduiga, Calver zbzikował, Ho zbzikował, Janusz też, to na kogo teraz kolej? Kto pozostał? Czekali. - A jeśli... - zaczął Crueth i urwał. Praduiga nie spytał, o co mu chodziło. Dzieci Ohlena pobiegły gdzieś na południe, siwy i Ohlen ruszyli spacerkiem ku dworkowi. Nikt nie zwracał uwagi na Stalińczyków. - Jak to zaopiniujesz? - spytał przez gadałkę major. - Co? - Aneksję tej Ziemi. Twoja decyzja będzie przecież... Rozumiesz. Praduiga zagapił się ciężko przed siebie. - Tylko sekundy - mruknął major. Wnętrza dłoni wycierał nerwowo o płaszcz, pociły się. - Jak myślisz, co się stało z tamtymi Zwiadowcami? Tymi wszystkimi maszynami? - Słowa; musiał mówić. - Dlaczego On tak to zorganizował? Dlaczego chciał, żebyśmy... - Aaaaaaaaa!!! - rozwrzeszczał się Celiński. Mignięcie. Na sekundę przed przerzutem wydało się Praduidze, że dostrzegł wychodzącą z dworku Esslen, zdrową i uśmiechniętą - ale to nie mogła być prawda. Lustrzana kopuła. W kryształowym świecie jej nieskończoności - tysiące odbić. W nich altanka, trzech mężczyzn i trup. Celiński stracił przytomność. - Może Oni walczą ze sobą - szeptał Crueth gdzieś w bok, jakby nie zauważył, że zostali przerzuceni. - Ci Bogowie równoległych wszechświatów... - Co to znaczy?! - krzyknął w pustkę Lopez. - Dunlong!! - Nie ma powodu do wrzasków - odezwał się z powietrza głos Dyrektora Piątego Departamentu. - Normalne środki ostrożności. Zaraz to zdejmiemy; cholera wie, co mogliście przywlec ze sobą. I nie zdziwcie się: jest druga kopuła. Ta dolina została u nas kilkanaście lat temu zalana, sztuczne jezioro tu mamy. Musieliśmy zbudować keson na dnie. Ho nie żyje? - Nie żyje. - Calver? - Uciekł. - Lope/ zerknął na Cruetha. - Też nie żyje. Dunlong umilkł. Lustrzane tafle rozsunęły się na kilka metrów. To samo rozproszone światło, które oświetlało wnętrze zwierciadlanej śluzy, utrzymywało w głównej komorze kesonu irytujący półmrok. Cienie, cienie, cienie. Crueth, milczący, zamyślony, siedział nieruchomo na pozornie słabym Ohlenowym krzesełku, wpatrując się w jakiś odległy horyzont zagubiony pośród niezliczonych odbić. Na platformę przerzutową wbiegło kilku Carterczyków w pełnym rynsztunku: łup, łup, szmach, szmach; synchroniczny taniec wojny. Praduiga zgrabnym slalomem wyminął ich, wykopując piętami za siebie syntetyczny piasek; zeskoczył na podłogę, przekoziołkował, ominął wyłączonego Cerbera i podbiegł do ustawionych w podkowę urządzeń kontrolnych Katapulty, gdzie - jak przypuszczał - znajdował się Dunlong. Był tam. Siedział w fotelu i zagapiony w ekrany gryzł cygaro. Ujrzawszy Lopeza, jego twarz - poderwał się i rzucił do ucieczki. Praduiga dopadł go w kilka sekund pod ścianą komory. - Dunlong - dyszał - zrobisz to, musisz to zrobić, jesteś mi to winien... - Zabierzcie go! Meyer, do diabła, ty śpisz?! Szlag by to... Zabierzcie go! - Amnezja, rozumiesz? Chcę stracić pamięć. Całe osiem dni. Wyczyść mi. Słyszysz? Potrafisz to zrobić, to jest możliwe, ty masz tę możliwość; wiem. Amnezja - zapomnieć, zapomnieć... - Wy durnie! On mógł już mnie zarżnąć trzy razy! - Nie jestem szalony - mówił Praduiga wleczony ku kabinie ambulatoryjnej przez Carterczyków. - Zrobisz testy, przekonasz się. Dunlong wygładził sobie marynarkę i spojrzał nań podejrzliwie. - Możliwe - mruknął. - Tak czy inaczej chcę mieć najpierw pełny raport. - Będziesz go miał. Będziesz go miał! Ale potem -amnezja!! Słyszysz?! Amnezja!!! - Okay, okay - zamamrotał Dunlong i zaczął wywarkiwać rozkazy dla yantscharów powstrzymujących nagle oprzytomniałego Celińskiego przed powieszeniem się na własnym pasku przerzuconym przez jedną z ocalałych desek dachu altanki. Epilog Wyjątek z raportu Lopeza Praduigi dla Komisji ds