... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Wzajemne towarzystwo nie sprawiało im radości - czy to w łożu, czy przy stole - a mimo to zawsze była zrozpaczona, kiedy odpływał. Nie był w stanie tego rozgryźć. - Nie powiedziałbyś mi, dopóki byś nie musiał - stwierdziła załamującym się głosem. Wstał i wyszedł na bosaka na balkon. - Wiedziałem, że nie będziesz zadowolona. - A czy moja opinia w ogóle cię obchodzi? Nie odpowiedział na to pytanie. Wpatrzył się w półksiężyc tętniącego życiem portu, w las masztów i leżący dalej błękitny horyzont, gdzie niebo łączyło się z morzem na zachodzie. Co się tam kryło? Nowy ląd, oczekujący na zdobywców, czy tylko granica Ziemi, jak wierzyli starzy żeglarze, miejsce gdzie Ocean Zachodni spływa wiecznym wodospadem w otchłań, w której krążą same gwiazdy? Usłyszał szelest ciężkich szat, z jakim Estrella opuściła pokój, i nagłe westchnienie, gdy stłumiła łkanie. Przez krótką chwilę nienawidził sam siebie. Gdyby urodziła mu syna, wszystko mogłoby wyglądać inaczej, ale z drugiej strony potrafił sobie wyobrazić sceny, do jakich by doszło, gdy ojciec po raz pierwszy zabrałby syna ze sobą na morze. Nie, byli zbyt sobie dalecy, żeby mogli znaleźć jakiś wspólny grunt. Czy to zresztą miało znaczenie? To było zaaranżowane małżeństwo, choć Hawkwoodowie zrobili na nim lepszy interes niż Calochinowie. Za posag Estrelli kupiono Rybołowa. Hawkwood czasami o tym zapominał. Chyba wolałbym mieć statek bez żony, pomyślał. Był ostatnim z rodu. Po Richardzie Hawkwoodzie ich nazwisko zniknie. Ostatnia szansa przekazania go potomkowi zginęła w chwili aborcji, którą załatwił dla Jemilli, chyba że przez przypadek w jakimś porcie żyła kurwa, która w chwili nieuwagi wydała na świat jego dziecko. Otarł oczy. Suchy upał wyprażył pozostałą po kąpieli wodę z jego włosów, które cuchnęły teraz różami. Pójdzie do stoczni, żeby sprawdzić, jak idą przygotowania. Znowu będzie pachniał linami, solą i potem. To była woń odpowiednia dla niego. Musi przygotować statki do czekającego je rejsu. OSIEM W pobliżu Dzielnicy Cechowej ulice były spokojniejsze niż w hałaśliwym porcie. Tu właśnie kupcy mieli bądź wynajmowali najsolidniejsze magazyny, w których przechowywali najdroższe towary. To była dzielnica czystych zaułków i nijakich witryn. Na większości rogów stali tu prywatni strażnicy, a w nielicznych, ciasnych tawernach spotykali się ludzie interesu. Mieli tu spokój, nie przeszkadzały im pijackie wybryki marynarzy, którzy właśnie otrzymali zapłatę, czy żołnierzy piechoty morskiej na przepustce. Większość cechów Abrusio posiadała tu swe budynki, od skromnego Cechu Garncarzy aż po potężny Cech Armatorów. Wieże i rezydencje Cechu Taumaturgów zbudowano wyżej na stoku, blisko pałacu, tak jak przystało ich funkcji. Teraz jednak te wieże zamknięto z rozkazu prałata Abrusio. Dlatego mag Golophin, doradca króla Hebrionu, Abeleyna, czekał cierpliwie w maleńkiej tawernie ukrytej za jednym z kamiennych magazynów, w których przechowywano drewno do budowy statków. Kapelusz o szerokim rondzie miał mocno wciśnięty na głowę, by osłonić oczy, choć w lokalu paliło się tylko słabe światło, jakby chciano zachęcić spiskowców do odwiedzin. Ćmił długą fajkę z jasnego kamienia, a kufel mocnego piwa grzał się na stole przed nim. Drzwi się otworzyły i do oberży weszło trzech ludzi. Choć zbliżała się noc, wszystkich od stóp do głów spowijały płaszcze. Zamówili aie, po czym dwóch z nich zabrało kufle do stolika po drugiej stronie lokalu, a trzeci usiadł naprzeciwko Golophina. Zdjął kaptur i uniósł kufel w toaście, uśmiechając się szeroko. - Cieszę się, że cię widzę, stary przyjacielu. Na wąskiej, pomarszczonej twarzy Golophina również pojawił się uśmiech. - Mógłbyś zamówić dla mnie jeszcze jedno piwo, chłopcze. To jest już ciepłe i bez smaku, jak cycek starej baby. Pojawił się świeży cynowy kufel, pokryty kropelkami wilgoci. Mag z przyjemnością pociągnął łyk. - Właściciel tego przybytku jest wyjątkowo mało zainteresowany tożsamością swych gości - zauważył król Abeleyn. - Na tym polega jego zajęcie. To nie będzie pierwsza szeptana rozmowa, która odbędzie się w tej tawernie. Właśnie w takich lokalach abrusiański handel wprowadza się na właściwe bądź niewłaściwe tory. Abeleyn uniósł ciemną brew