... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Nie, nie zapomniał jeszcze lekcji, jakiej udzielił mu swego czasu Anton nowofundlandczyk sąsiada gdy on, gnany ciekawością, wkroczył, nieświadomy skutków, przez płot na jego teren. A właściwie przedostał się pod płotem. Postanowił więc tylko z daleka od czasu do czasu poszczekać na te gołębie, zwłaszcza gdy się za bardzo do niego zbliżały. Wkrótce zupełnie dał im spokój. Bardziej nęciły go teraz lody, które bez przerwy zajadały dzieci. Szczególnie uwielbiał bitą śmietanę. Jeszcze podczas swego ostatniego w życiu pobytu w lokalu, siedząc na ławce przy stole pomiędzy panią i panem zajadał łakomie bitą śmietanę, którą mężczyzna i jego żona podzielili się z nim. Nigdy nie przepuszczał takiej okazji. Ten pies jadał absolutnie to samo, co jego gospodarze. Pod tym względem nie był kłopotliwy, nawet w pierwszych latach swego życia. Podobnie podczas tej podróży do Wenecji. Lecz wówczas musiał jeszcze doświadczyć innej rzeczy. Otóż psom nie wolno było wchodzić, i to nie tylko w Wenecji, do kościołów, muzeów i sal wystawowych. Czasami czuł się z tego powodu pokrzywdzony i okazywał smutek. Gdy jego opiekunowie chcieli zatem wejść teraz do katedry, on musiał pozostać na zewnątrz. Lecz nigdy na szczęście sam. Kobieta i mężczyzna zostawali z nim na zmianę. Mimo to próbował jeszcze zerwać się ze smyczy i przez otwarte drzwi chociaż zajrzeć do środka katedry. Jakby chciał mieć stale na oku także i pozostałą część rodziny. Szczególnie nie lubił, gdy gdziekolwiek odchodziła od niego pani! Ona znajdowała się stale w centrum jego zainteresowania. To ona go karmiła, pielęgnowała, w jej bezpośredniej bliskości spędzał większość nocy swego życia. Przez całe jego długie życie tylko raz zdarzyło się, że przez kilka dni nie było blisko niego całej rodziny. Mukiel bardzo tę rozłąkę przeżył. Było to w okresie, gdy był jeszcze bardzo mały, a jego pani musiała się poddać operacji wyrostka robaczkowego. W tym czasie przyjaciółka żony i mężczyzna próbowali mu ją zastąpić,troskliwie się nim opiekując. Musieli jednak przyznać, że nie potrafili w pełni zastąpić psu pani. Wyraźnie przez te dni czegoś było mu brak. Gdy tylko pani zniknęła z jego oczu, demonstracyjnie zaczął za nią tęsknić. Nie jadł wcale lub bardzo mało; leżał, jakby zupełnie opadł z sił. Gdy próbowano go pocieszać, machał co prawda ogonkiem, ale smutno przy tym skomlał. Litując się nad nim, mężczyzna podjął nawet próbę, oczywiście za zgodą lekarza i przełożonej pielęgniarek, ulżenia mu w tej tęsknocie. Było to możliwe, gdyż szpital wkrótce miał się przeprowadzić do nowego budynku. Wielu pacjentów już znajdowało się w nowej klinice. Tak więc dyrektor szpitala mógł wyjątkowo zgodzić się na to, czego nigdy dotąd nie robił. Pozwolił wejść z Muklem na teren szpitala. Zgodził się dość łatwo, gdyż przełożona pielęgniarek zapewniła go: Zawsze byłam za tym, aby zezwolić na coś takiego. Powitano Mukla zatem serdecznie i na dole w holu zawinięto w koc. Widocznie zbyt szczelnie, gdyż kilka razy, jakby dusząc się, zakasłał, próbując wciągnąć powietrze. Ale tylko w takim przebraniu, odpowiednio przygotowanym wcześniej dla psa, nasyconym środkami dezynfekującymi, mógł mężczyzna zanieść Mukla jak chore dziecko na rękach, do pokoju żony. I to w momencie, gdy na korytarzu nie było prawie pacjentów. Gdy Mukiel zobaczył swoją panią, omal nie oszalał. Zaczął wydawać z siebie radosne dźwięki, próbując oczywiście wyskoczyć z krępującego go koca, by do niej podbiec. Pani próbowała mu jednak przemówić do rozsądku, uspokajając go: Jak dobrze Mukielku, że tu jesteś. Nie możesz jednak wskoczyć na łóżko. Jestem jeszcze chora. Mężczyzna przez cały czas próbował przytrzymać Mukla, przyciskając go do piersi, czego pies nie mógł mu darować. Gotów był niemal gryźć go po rękach, by się oswobodzić. Nie ugryzł go jednak, tylko groźnie zawarczał. Uspokój się! zawołał do niego ostro mężczyzna bo dostaniesz klapsa, i to porządnego. Nie można zachowywać się tak w szpitalu! Była to oczywiście tylko groźba z jego strony. Mukiel nigdy w swoim życiu nie został uderzony ani przez mężczyznę, ani przez jego żonę, ani też przez kogokolwiek z rodziny. Największą karą dla niego było to, gdy przez kilka minut nie odzywano się do niego. Okazywał wtedy dziwny niepokój i smutek. Teraz jednak żona miała niemal pretensję do swego męża, że go tak ostro potraktował. Jakby chciała powiedzieć: czy nie widzisz, że to wszystko z radości, że mógł tu przybyć? Podaj mi go, proszę powiedziała. Chcę go troszkę pogłaskać. Mukiel ucieszył się jeszcze bardziej, gdy poczuł dotknięcie jej ręki. Znów próbował wyrwać się mężczyźnie. Przez chwilę walczyli ze sobą, ale mężczyzna oczywiście okazał się silniejszy. Może dlatego, że psa krępował koc i ograniczał mu ruchy. Czy on się wściekł?! Koniecznie chce się do ciebie dostać! zawołał, śmiejąc się mężczyzna. Czuję się taka szczęśliwa powiedziała do niego żona ale tym razem, niestety, nie mogę go przytulić. Rana po operacji jeszcze się nie zagoiła. Boję się, żeby nie pękł szew. Wówczas mężczyźnie przyszedł do głowy pomysł: Pokaż mu swoją ranę! Może wtedy zrozumie, dlaczego nie wolno mu wskoczyć do ciebie do łóżka. Żona, nie namyślając się długo, odchyliła kołdrę, pokazując swój mocno obandażowany brzuch