... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Ayla dojrzała w oddali grupkę kilku ludzi siedzących i stojących wokół resztek wczorajszego ogniska. - Jesteście nareszcie! - zawołał Joharran, wstając z wapiennego bloku i podchodząc ku nim energicznym krokiem. Po chwili Ayla zauważyła, że na skraju wielkiego, okopconego kręgu kamieni płonie nowe, mniejsze ognisko. Opodal stał głęboki koszyk wypełniony parującym płynem, na którego powierzchni unosiła się odrobina liści i innych resztek roślinnych. Naczynie pokryte było ciemną substancją, którą nos uzdrowicielki zidentyfikował jako smołę sosnową, zapewniającą wodoszczelność. Proleva zaczerpnęła płynu chochlą i napełniła kubek. - Napij się gorącej herbaty, Aylo - zaproponowała, wyciągając rękę. Dziękuję - odrzekła Ayla, przyjmując kubek. Napój był smaczny; dobrze dobranej mieszance ziół towarzyszył bardzo delikatny aromat sosny. Dopijając herbatę, pomyślała, że powinna pożywić się czymś konkretniejszym. Ciepły płyn sprawił, że nudności wróciły, a ból głowy nie minął. Zauważyła pusty kamienny blok i przysiadła na nim, mając nadzieję, że żołądek jakoś dojdzie do siebie. Wilk ułożył się u jej stóp. Ściskając w dłoni rozgrzany kubek, pożałowała, że nie przygotowała specjalnego napoju zwanego "nazajutrz", który niegdyś warzyła dla Taluta, przywódcy Mamutoi z Obozu Lwa. Zelandoni spojrzała na Aylę uważnie i odniosła wrażenie, że dostrzega pewne znajome objawy. - Myślę, że najwyższy czas wrzucić coś na ząb. Zostały może jakieś resztki z wczorajszej uczty? - spytała, zwracając się do Prolevy. - Dobry pomysł - podchwyciła Marthona. - Południe minęło. Jadłaś już coś, Aylo? - Nie miałam kiedy - odpowiedziała wdzięczna, że ktoś pomyślał o tak prozaicznej sprawie. - Zaspałam, potem poszłam do rowów i nad Leśną Rzekę, żeby spraw - i 85 dzić, co u koni. Zabrałam je na przejażdżkę, a po drodze, nad małym strumieniem, napełniłam torbę wodą - wyjaśniła, unosząc nieco pojemnik. - I tam znalazł mnie Jondalar. r - Świetnie. Jeśli nie masz nic przeciwko temu, zaparzymy więcej herbaty i poproszę kogoś, żeby przyniósł jedzenie dla wszystkich - powiedziała Proleva i czym prędzej oddaliła się w stronę zabudowań osady. Ayla rozejrzała się, by sprawdzić, kto bierze udział w naradzie, i natychmiast napotkała wzrok Willamara. Odwzajemniła uśmiech Mistrza Handlu, pogrążonego w rozmowie z Marthoną, Zelandoni i Jondalarem, który w tej chwili stał plecami do niej. Joharran z ożywieniem dyskutował o czymś z Solabanem i Rushemarem, najbliższymi przyjaciółmi i doradcami. Uzdrowicielka przypomniała sobie, że Ramara - kobieta z małym chłopcem, którą spotkała rankiem - była partnerką Solabana. Kobietę Rushemara poznała zaś poprzedniego wieczora... Ayla przymknęła oczy, próbując przypomnieć sobie jej imię. Salova, tak, to było to. Chwila spoczynku na kamiennym siedzisku wyraźnie uspokoiła nudności i dodała znachorce sił. Przyglądając się pozostałym, rozpoznała siwowłosego mężczyznę imieniem Manvelar, który był przywódcą jednej z sąsiednich Jaskiń. Starzec rozmawiał z kimś, kto wydał się Ayli nieznajomy, i niespokojnym wzrokiem zerkał co chwilę na Wilka. Przywódcą Jaskini była też bez wątpienia wysoka i smukła kobieta, emanująca siłą i powagą. Ayla pamiętała ją mgliście, lecz nie potrafiła przywołać w myślach jej imienia. Siedzący obok przywódczyni mężczyzna miał na skroni tatuaż podobny do tego, który zdobił głowę Zelandoni, toteż znachorka założyła, że i on jest duchowym przywódcą jednej z grup. Wreszcie dotarło do niej, że w zasadzie wszyscy zebrani są w pewien sposób liderami społeczności, które reprezentowali. W Klanie byliby ludźmi o najwyższej pozycji społecznej. Pośród Mamutoi stanowiliby zapewne Radę Sióstr i Braci. U Zelandonii nie istniał jednak ów specyficzny system podwójnego przywództwa "sióstr i braci" - kobiet i mężczyzn - który wytworzył się w obozach Mamutoi. Rodacy Jondalara akceptowali zarówno władzę mężczyzn, jak i kobiet. Proleva maszerowała w równie imponującym tempie jak poprzednio. I choć wyglądało na to, że jest odpowiedzialna za dostarczenie jedzenia zgromadzonym - zwrócono się do niej, gdy tylko pojawiła się sprawa południowego posiłku, jak zauważyła Ayla - to jednak najwyraźniej noszenie i serwowanie potraw nie należało do jej obowiązków. Kobieta pospiesznie wracała na naradę; widocznie uważała się za jej aktywnego uczestnika. Wydawało się więc, że partner lub partnerka przywódcy także ma coś do powiedzenia w sprawach ważnych dla ogółu mieszkańców. W Klanie zgromadzenie tego typu byłoby wyłącznie sprawą mężczyzn. Kobiety nie mogły rządzić. Ich pozycja była zależna wyłącznie od pozycji partnera; nie dotyczyło to jedynie uzdrowicielek. W jaki sposób można ominąć tak kolosalną przeszkodę, gdyby doszło kiedyś do spotkania przywódców?, zastanawiała się Ayla. - Ramara, Salova i kilka innych kobiet przygotują dla nas posiłek - obwieściła Proleva, kiwając głową w stronę Solabana i Rushemara. Doskonale - odrzekł Joharran, a jego wypowiedź brzmiała jak hasło do podjęcia przerwanej dyskusji. Prowadzone półgłosem rozmowy ucichły i wszyscy uczestnicy spotkania skierowali wzrok na przywódcę Dziewiątej Jaskini, on zaś spojrzał na znachorkę. - Wczoraj wieczorem Ayla została przedstawiona