... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Goląc się, całym wysiłkiem woli musiał hamować chęć poderżnięcia sobie gardła. Opowiedział to wszystko nie czekając na pytania, po czym przystąpił do szczegółowej relacji o swoim życiu erotycznym. Onanizował się w szesnastym i siedemnastym roku życia i potem już prawie nigdy do tych 13 — Pasje utajone, t. II 193 praktyk nie wracał. Pierwszy stosunek miał w dwudziestym szóstym roku życia; czuł się zawiedziony bratkiem okazji, ą prostytutki budziły w nim wstręt fizyczny. Kiedy Zygmunt spytał go, dlaczego już podczas pierwszej wizyty z takim naciskiem mówi o swym życiu erotycznym, Lertizing odpowiedział: — Panie profesorze, słyszałem o pańskich teoriach, ale dopiero po przeczytaniu pańskiej książki dopatrzyłem się związku między pana teorią erotyzmu a moją chorobą. Lertzing utrzymywał, że z praktykami seksualnymi zaznajomił się między czwartym a piątym rokiem życia dzięki urodziwej młodej guwernantce, pannie Peter. Rzecz charakterystyczna, że wymieniał jej nazwisko, a nie, jak to jest w zwyczaju, imię. Uwagę Zygmunta zwróciło również i to, że nazwisko guwernantki było równocześnie męskim imieniem. Pewnego popołudnia — opowiadał Lertzing — panna Peter leżała na kanapie w samej tylko bieliźnie i czytała książkę. Chłopiec zapytał, czy pozwoli mu wejść pod koszulę. Zgodziła się (pod warunkiem, że nikomu nic nie powie. Lertzing szczegółowo opisywał, jak przesuwał dłońmi po dolnej części jej ciała i narządach płciowych, które wydały mu się bardzo dziwne. Zrodziło się w nim niezwalczone pragnienie zobaczenia nagiego ciała kobiecego; stał się oglądaczem, voyerystą. Przez dłuższy czas. panna Peter pozwalała mu przychodzić do siebie do łóżka. Rozbierał ją i głaskał jej ciało. Rzecz jasna, zaczęły się erekcje. Po pierwszej erekcji poskarżył się matce, że go to boli. Nie pamiętał, co mu matka odpowiedziała, ale od tego czasu opętany był ideą, że rodzice znają wszystkie jego myśli. Zaczął się też obawiać, że wypowiada je głośno, ale tylko on jeden ich nie słyszy. Obecnie najbardziej bał się tego, że ojciec może umrzeć. Dopiero po kilku tygodniach z jakiejś przypadkowej wypowiedzi Lertzinga Zygmunt zorientował się, że jego ojciec nie żyje już od wielu lat. Kryzys w chorobie Lertzinga nastąpił w ubiegłym roku latem, w czasie manewrów wojskowych. Podczas długiego całodziennego marszu zgubił okulary. Wiedział, że bez trudu może je znaleźć, ale musiałby zatrzymać oddział, więc zrezygnował z szukania. Później, na postoju, kiedy odpoczywał z dwoma kolegami oficerami, jeden z 194 nich, kapitan, którego Lertzing bał się, ponieważ podejrzewał go o sadystyczne skłonności, opowiadał o brutalnym traktowaniu jeńców... Pacjent zerwał się z kozetki i błagał, by Zygmunt nie zmuszał go do opowiedzenia, jak karano jeńców. Nerwowo przemierzał pokój i niespokojnie się rozglądał. Zygmunt tłumaczył nuu, że pokonywanie oporów jesit istotną częścią kuracji i że skoro sam poruszył ten temat, bez żadnych nacisków ze strony lekarza, powinien dalej opowiadać. Lertzing, blady i zdenerwowany, z trudem wydobywał słowa: — ... przestępca został związany... na pośladkach umieszczono garnek dnem do góry... w garnku były szczury... i one... wgryzały się... Opadł na kozetkę. Nie mógł dalej mówić. — W odbytnicę? — spytał Zygmunt. — Tak — wyszeptał Lertzing. Zygmunt zauważył, że na twarzy Lertzinga przerażenie mieszało się z przyjemnością. Po chwili Lertzing dodał: — I w tej właśnie chwili /przeszyła mnie jak błyskawica myśl, że to samo się dzieje z bardzo drogimi mi osobami. Okazało się, Le Lertzingowi chodziło o ojca, który w jego fantazjach nadal żył, i o narzeczoną