... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
- Ktoś powinien się z nią rozmówić. - Zostaw ją, Carlinya - zaśmiała się Anaiya. - Gera to dobra kucharka. Niech sobie śni, co chce. Ja osobiście rozumiem, co ją tak pociąga. - Nagle stała się szczuplejsza i wyższa. Rysy jej twarzy nie zmieniły się - nadal pełne ciepłego, dobrotliwego, wręcz macierzyńskiego wyrazu. Śmiejąc się, przybrała z powrotem tę samą postać co zawsze. - Czy ciebie nigdy nic nie śmieszy, Carlinya? Nawet pociągnięcie nosem Carlinyi zdawało się pełne chłodnego dystansu. - Gera na pewno nas zobaczyła - powiedziała Morvrin - ale czy będzie o tym pamiętać? - W ciemnych stalowych oczach pojawił się wyraz zamyślenia. Pośród wszystkich sześciu jej suknia z prostej burej wełny najlepiej utrzymywała swą pierwotną postać. Szczegóły zmieniały się, ale tak subtelnie, że Elayne nie była w stanie określić dokładnie, na czym polegają różnice. - To jasne, że będzie - odparła kwaśno Nynaeve. Już to wcześniej wyjaśniała. Sześć Aes Sedai spojrzało na nią, unosząc brwi, więc złagodziła ton głosu. Nieznacznie. Ona też nienawidziła szorowania garnków. - Jeśli zapamiętała ten sen, to już raz na zawsze. Ale tylko jako sen. Morvrin zmarszczyła czoło. W nieugiętym żądaniu dowodów ustępowała tylko Beonin. Nynaeve natomiast, z wyrazem twarzy świadczącym o długotrwałych katuszach, miała lada chwila wpakować się w tarapaty, niezależnie od tonu głosu. Zanim Elayne zdążyła cokolwiek powiedzieć, by odwrócić uwagę Aes Sedai od przyjaciółki, przemówiła Leane, niemalże wdzięcząc się głupawo. - Czy nie sądzicie, że powinnyśmy już pójść dalej? Siuan skwitowała ten bojaźliwy ton wzgardliwym parsknięciem, za co Leane obrzuciła ją ostrym spojrzeniem. - O tak, przecież chcecie chyba spędzić w Wieży tyle czasu, ile się tylko da - powiedziała Siuan, bezczelna dla odmiany, co Leane potraktowała głośnym pociągnięciem nosem. To im naprawdę wychodziło znakomicie. Sheriam i pozostałe ani na moment nie nabrały podejrzeń, że Siuan i Leane to nie tylko dwie ujarzmione kobiety trzymające się kurczowo jakiegoś celu, dzięki któremu mogły nadal żyć, i ostatków tego, czym kiedyś były. Że nie są to tylko dwie kobiety, które skaczą sobie do gardeł zupełnie jak małe dziewczynki. Aes Sedai powinny były pamiętać, że Siuan cieszyła się reputacją bezwzględnej i podstępnej manipulatorki, i że podobnie było z Leane, aczkolwiek w mniejszym stopniu. Gdyby te dwie zaprezentowały jakiś wspólny front albo zdradziły swe prawdziwe oblicza, wówczas przypomniałyby sobie i bacznie słuchały wszystkiego, co one mówią. Ale jak były takie skłócone, jak pluły sobie jadem w twarz, jak płaszczyły się przed Aes Sedai, najwyraźniej nie zdając sobie z niczego sprawy... A to wszystko nabierało jeszcze dodatkowej wymowy, gdy jedna była zmuszona, mimo swej niechęci, zgodzić się z tym, co powiedziała druga. Albo gdy jedna wyrażała sprzeciw, jedynie kierując się jakimś kaprysem. Elayne wiedziała, że obie udają, w ten sposób chcąc nakłonić podstępnie Sheriam oraz pozostałe, by ostatecznie wsparły Randa. Żałowała tylko, że nie wie, do czego jeszcze tę technikę wykorzystywały. - One mają rację - orzekła stanowczym głosem Nynaeve, patrząc z obrzydzeniem na Siuan i Leane. To ich udawanie bezgranicznie ją irytowało; ona sama nie płaszczyłaby się nawet wtedy, gdyby od tego zależało jej życie. - Do tej pory powinnyście już wiedzieć, że im więcej tu czasu spędzacie, tym mniej was czeka prawdziwego odpoczynku. Spanie w tym czasie, kiedy jesteście w Tel'aran'rhiod, nie przynosi takich samych efektów co normalny sen. I zapamiętajcie sobie: jeśli zobaczycie coś niezwykłego, to powinnyście koniecznie zachować ostrożność. - Naprawdę nie znosiła się powtarzać... który to fakt dobitnie zamanifestowała tonem głosu... jednak Elayne musiała przyznać, że w przypadku tych kobiet było to nader często konieczne. Żeby jeszcze Nynaeve nie mówiła takim głosem, jakby przemawiała do nierozgarniętych dzieci. - Jak się komuś śni koszmar i z nim wśni się do Tel'aran'rhiod, tak jak Gera, to zdarza się czasem, że ten koszmar żyje potem dalej i jest niezwykle niebezpieczny. Unikajcie wszystkiego, co wygląda niezwykle. I tym razem postarajcie się też kontrolować swoje myśli. To, o czym tutaj myślicie, może stać się realne. Tamten Myrddraal, który ostatnim razem wyskoczył nie wiadomo skąd, mógł być jakąś pozostałością koszmaru, ale moim zdaniem jedna z was pozwala, by jej umysł błąkał się po manowcach. O ile pamiętacie, dyskutowałyście wtedy o. tym, czy Czarne Ajah wpuszczają do Wieży Pomiot Cienia. - Po czym, jakby dotąd już nie posunęła się za daleko, dodała jeszcze: - Nie zrobicie jutro wrażenia na Mądrych, jeśli w samym środku rozmowy nasadzicie na nie jakiegoś Myrddraala. Elayne skrzywiła się. - Dziecko - odparła łagodnym głosem Anaiya, poprawiając szal z niebieskimi frędzlami, który nagle zapętlił się na jej ramionach - twoja praca jest nieoceniona, ale to jeszcze nie usprawiedliwia tego swarliwego tonu. - Nadano ci cały szereg przywilejów - dodała Myrelle, bynajmniej nie łagodnie - ale ty zdajesz się zapominać, iż są to tylko przywileje. - Na widok marsa na jej czole Nyaneve powinna była zadygotać ze strachu. W ciągu minionych kilku tygodni Myrelle stawała się coraz mniej pobłażliwa względem Nynaeve. Ona też miała na sobie szal. Wszystkie go miały, a to stanowiło zły znak. Morvrin prychnęła otwarcie. - Kiedy ja byłam Przyjętą, każda dziewczyna, która odezwała się do Aes Sedai w taki sposób, spędziłaby cały miesiąc na szorowaniu podłóg, nawet jeśli następnego dnia miała być wyniesiona do szala. Elayne odezwała się pospiesznie, w nadziei, że zapobiegnie ich wspólnej klęsce. Nynaeve zrobiła minę, najprawdopodobniej w jej mniemaniu pojednawczą, ale tak naprawdę ponurą i zaciętą. - Jestem pewna, że ona nie powiedziała tego umyślnie, Aes Sedai. Bardzo ciężko pracujemy. Proszę, wybaczcie nam