... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Ostrożnie zeszła na dół i ułożyła zwierzę na toaletce z dzbanem wody i miską. Zaczęła obmywać krew, gdy doszło do niej, że koty przecież nie mówią. Odwróciła się i ujrzała bladą, na wpół przytomną twarz wpatrującą się w nią z góry. Usta była otwarte, pomiędzy wargami pękały pęcherzyki krwi. Una stała jak sparaliżowana, przybysz tymczasem wyczołgiwał się z otworu, aż zawisł na krawędzi niczym powieszona żaba. W jego plecach tkwił sztylet o zaokrąglonej rękojeści. - Tallow! - krzyknęła księżna, rozpoznając przewodnika z podziemi. Ciało upadło na krzesło, które zatoczyło się marszcząc dywan, potem zsunęło się na podłogę, aż legło na plecach, ukazując ostrze sztyletu wystające z piersi i rozpryskując wkoło krew. Tallow usiłował się wygiąć i przewrócić na brzuch, ale śmierć była już zbyt blisko. Una podbiegła do niego i pomogła mu usiąść, powodując jeszcze obfitszy wypływ krwi z ust. - Zabił mnie. Stawiłem mu opór... - Kto, Tallow? Ale głowa włóczęgi opadła, oddech ustał. Strumień krwi zmalał najpierw, potem zanikł. Una, księżna Scaith stanęła nad zwłokami i z przerażeniem wpatrywała się w szczątki Jephraima Tallowa. Ranny kot miauknął znad miski. Pogłaskała zwierzątko i opatrzyła najlepiej, jak potrafiła. Ściągnęła z łóżka prześcieradło i okryła nim Tallowa. Skwapliwie, jakby obawiała się, że z wywietrznika wypadną zaraz następne zwłoki, osadziła na miejscu kratkę i przysunęła krzesło z powrotem do ściany. Wzięła jeszcze jedno prześcieradło i owinęła w nie kota, kładąc go na swojej poduszce. Ubierała się pospiesznie, gdy Elizabeth Moffett zastukała do drzwi. - Pani! Moja Pani? - Wracaj do łóżka, Elizabeth! - Księżna nie chciała wtajemniczać we wszystko prostej dziewczyny. - Nic się nie stało. - Nic ci nie grozi, pani? - Nic. Una rozważała kwestie polityczne. Następna zbrodnia, tym razem jeszcze bardziej tajemnicza, bowiem ofiara też nie była znana, wpędziłaby dwór w desperację gorszą, niż za pierwszym razem. Sir Tancreda uznano winnym i osadzono w wieży. Tamta sprawa została zamknięta i wszyscy odetchnęli. Pomyślała, że może Tallow pojawił się tutaj jako ostrzeżenie. Nie mogła jednak angażować w to Królowej. Nie chciała przypomiać Glorianie ich wyprawy w mury, nie teraz. Niemniej potrzebna była pomoc. Dopięła szatę i wyszła zamykając drzwi na klucz. Elizabeth nie było już w przedpokoju. Una odblokowała drzwi na jasno oświetlony korytarz, po którym przechadzali się strażnicy. Żaden jednak nie zaczepił jej, gdy przemykała się do komnat mistrza Wheldrake'a. Zapukała w dębowe odrzwia i usłyszała dochodzące z wnętrza pomruki i jęki. Czekała cierpliwie. - Kto tam? - Scaith. - To ty, Uno? - Lady Lyst była pijana. - Wpuść mnie. Po drugiej stronie drzwi naradzano się tak długo, że księżna zaczęła tracić cierpliwość. W końcu klucz za-chrobotał w zamku i przed Una stanęły dwie postaci: wyraźnie zakłopotany Wheldrake i chwiejąca się Lyst, skrywająca coś za plecami. Oboje byli w nocnych koszulach. - Wheldrake i ja... - zaczęła lady Lyst. Cokolwiek miała z tyłu, teraz spadło to na podłogę za stołem. -My... Mistrz Wheldrake podsunął kochance krzesło i gestem poprosił, by Una też usiadła, ona jednak nie skorzystała. - Popełniono morderstwo - wyszeptała. - Znowu? - Lady Lyst skrzywiła się i sięgnęła po pobliską karafkę. - Na Mitrę! - Tutaj, w pałacu? - pisnął Wheldrake, zaczynając rozumieć powagę sytuacji. - Och, księżno! Kto tym razem? - Ktoś obcy. Tak się składa, że znałam go trochę. - Zauważyła porozumiewawcze spojrzenie lady Lyst. - Nie zapraszałam go do pałacu. Wśliznął się tu. Bez wątpienia zamordowano go w ogrodzie. Tak czy inaczej, sądzę, że nie należy nikogo niepokoić tym faktem i najlepiej będzie ukryć ciało. - Ale ty nie... nie chcesz... to nie ty zrobiłaś? - spytał Wheldrake. - Gdyby zginał z mojej ręki, czyżbym komukolwiek mówiła o tym? - odparła ostro księżna. - Przepraszam. - Potrzebuję pomocy, by go pochować. Najlepiej chyba w nie używanych ogrodach. Znacie je? Blisko obcych ambasad. - Teraz? - Mistrz Wheldrake spojrzał z powątpiewaniem na nadal sączącą trunek lady Lyst. - Nie można czekać. Pamiętacie przecież, jaki cień rzuciła na dwór śmierć Mary. Tyle podejrzeń, gadaniny o zemście. Dość tego. Jeśli Tallow, ten zabity, zostanie od razu pochowany, to tak jakby nigdy go nie było. Nikt go nie będzie szukał i nikt we dworze nie dowie się o morderstwie, zapewniam was. - Był złodziejem? - spytał Wheldrake. - Pewnie przyszedł z którejś tawerny... Księżna wiedziała, że Wheldrake dobrze zna zakamarki nadrzecznych dzielnic. - Tak - powiedziała. - Najpewniej stamtąd. Był posłańcem i czasem przynosił mi różne wiadomości. Wybaczcie, ale nie chciałabym mówić więcej. - Oczywiście. - Wheldrake zrozumiał jej małomówność po swojemu, biorąc Unę za bratnią duszę, również uprawiającą nocne wypady. Bez oporów przystał na dyskrecje. - Chodź, lady Lyst, idziemy do apartamentów księżnej. Towarzyszka zabaw, zebrawszy się w sobie, odważnie wstała z krzesła. - Prowadź. Pomogli jej przejść tylko kilka kroków, gdy okazało się, że znów stąpa pewnie i jest niemal trzeźwa. W sypialni Una pokazała im przesiąknięte krwią prześcieradło, w które zawinięty był Tallow. - Musimy go wynieść. Proszę, mistrzu Wheldrake