... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
- Nie pamiętam... nie pamiętam jak to jest kochać, mamo. Nie wiem już, co to jest szczęście, nie znam nic, poza rozpaczą, śmiercią, strachem i nienawiścią. Jestem… jestem pusty, martwy. Z tej drogi nie ma już powrotu… mamo, czuję… czuję, że przepadłem. Nic już nigdy nie będzie takie samo. - Nic nie jest stracone, póki jeszcze masz w sobie wiarę, że uda ci się odmienić swoje życie.- zapewniła Leia.- Przeznaczenie jest tylko wytyczną, tak naprawdę tylko my decydujemy, co zrobić z czasem, który jest nam dany. Masz jeszcze przed sobą długie życie, Anakinie. Nie zmarnuj go. - Nie chciałbym, ale... boję się. Leia podeszła do niego i delikatnie pocałowała go w czoło. - Znajdziesz swoją odwagę.- zapewniła.- Jesteś silny. I cokolwiek się stanie, pamiętaj: zawsze będę przy tobie. Zawsze. Oboje uśmiechnęli się do siebie niepewnie. Leia wiedziała, że jej syn zrobi wszystko, by nie pogrążyć się znowu w mroku, a Anakin czuł, że jego matka nie pozwoli mu na stoczenie się w przepaść. Nie, pomyślał, przez ostatnie miesiące zabrnąłem zbyt głęboko w ciemność. Ale nie dam się ponownie. Nie mogę. - Wzruszające!- coś warknęło z boku. Leia i Anakin instynktownie odwrócili się, czując, jak wszechobecny na tej planecie mrok zdaje się materializować, skupiać, tworząc czarną, nieprzeniknioną aurę zła. Jej nosiciel zdawał się pojawić tu znikąd, co zaskoczyło oboje Jedi i nie pozwoliło na odpowiednio szybką reakcję. Oto bowiem stanął przed nimi, opętany przez ducha Durrona, śmiertelnie niebezpieczny przeciwnik. Rov Firehead. Chewbacca stał na jednym z wyższych konarów, obserwując okolicę dookoła. Czarne chmury zasnuwały całe niebo; zanosiło się na burzę. Wookie ryknął, ostrzegając o tym Ikrita i Tahiri. - To niedobrze.- mruknęła dziewczyna, pocierając sobie ramiona.- Temperatura spada. Dobrze by było wrócić na pokład „Sokoła” i odlecieć stąd jak najszybciej. Spojrzała na Ikrita, ale mistrz Jedi przymknął swoje ogromne, wyłupiaste oczy i zaczął niespokojnie machać uszami. - Coś jest nie tak.- mruknął. - To prawda.- odparła Tahiri.- Ciemna strona jest tu bardzo silna. - Nie, to coś więcej.- mruknął Ikrit.- Zupełnie, jakby ktoś używał Mocy, ale jej nie używał. Ktoś mroczny, i to bardzo, bo zlewa się z tym miejscem...- gwałtownie otworzył oczy.- Quey’tek! Sztuka ukrywania się przed oczami Mocy!- spojrzał na Tahiri, a potem na Chewbaccę, który w międzyczasie zszedł z drzewa.- Pospieszmy się. Anakin i Leia są w niebezpieczeństwie! Wściekłe spojrzenie Ho’Dina tylko przez chwilę mierzyło oboje Jedi, gdyż Firehead ruszył do ataku niemal tak błyskawicznie, jak się pojawił. Czerwone, wściekłe ostrze błysnęło w jego ręce, tnąc na odlew miejsce, w którym przed chwilą siedzieli Anakin i Leia. Zdołali uskoczyć tylko dzięki przytomności młodego Solo, który chwycił matkę i odbił w górę, by wylądować parę metrów dalej. Rov jednak się nie poddawał. Siłą pędu doskoczył do Jedi, tnąc wściekle powietrze, jednak Anakin zdążył dobyć własnego miecza i wykonać niską kontrę. Firehead zablokował jednak i przyjął postawę bojową, uderzając z lewej i w ostatniej chwili zmieniając kąt nachylenia miecza, by ciąć młodego Solo w żebro. Anakin jednak usunął się i tak ustawił miecz, żeby sparować kolejne uderzenie, tym razem z prawej. Chciał walczyć szybciej i sprawniej, wyprowadzić jakąś solidną kontrę, ale zmęczenie i głód coraz bardziej dawały mu się we znaki. W pewnym momencie poczuł, że zaczyna tracić kontakt z rzeczywistością; wściekłe ataki Ho’Dina męczyły go coraz bardziej. Nagle dostrzegł szmaragdowy błysk za plecami Fireheada i zmusił się, by wytrzymać jeszcze trochę. Da radę. Na pewno. Samozwańczy Lord Sith nie da rady walczyć na dwa fronty... Ale Rov wyczuł zbliżającą się Leię. Gdy szarżowała, zatopił się w Mocy i instynktownie odepchnął Anakina na jakiś konar od razu odbijając w prawo i tnąc na odlew przez lewe ramię. Jego miecz zakleszczył się z klingą Organy Solo i oboje przez parę sekund mocowali się, usiłując przeważyć szalę zwycięstwa na swoją stronę. Na twarzach obojga przeciwników malował się upór i determinacja. Firehead był jednak większy, silniejszy i bardziej wypoczęty, a Leia zmęczona i wciąż osłabiona po postrzale z rozrywacza i trwającym ponad dwa miesiące zastoju mięśni. Anakin wiedział o tym. Widząc, że jego matka mocuje się z wysokim i chudym, ale wciąż niebezpiecznym, przeciwnikiem, odbił się od drzewa i rzucił w stronę Ho’Dina z klingą gotową do walki. Już dolatywał, kiedy Rov miał wykonać ostatnie cięcie... słychać było świst miecza... I nagle czas stanął w miejscu. Miecz świetlny opadł. Gdzieś, na drugim końcu galaktyki, Darth Vader drgnął, ukłuty nagłym zakłóceniem w Mocy. Zakłóceniem bezpośrednio z nim związanym. Mimowolnie się uśmiechnął. Gdzieś indziej, Luke Skywalker poczuł nagłe zejście tak silnie, że zakręciło mu się w głowie i upadł na posadzkę. W porównaniu z tym zakłóceniem Mocy zniszczenie planety czy nawet całego układu słonecznego było niczym. Gdzieś, w polu Mocy, wyczulone ucho mogło usłyszeć bolesny krzyk ducha Anakina Skywalkera. Gdzieś na Dromund Kaas, para bliźniaków stanęła nagle, jak wryta, krzycząc jednocześnie: „Nie!” Gdzieś, przed oczami Anakina Solo, ciepłe światło, które otaczało go od pewnego czasu, nieoczekiwanie i brutalnie zgasło. Pozostał mrok. - Nie!- wrzasnął Anakin. Czas ruszył do przodu. Firehead odwrócił głowę z dzikim warknięciem, ale było już za późno. Purpurowe ostrze Anakina zatonęło w jego piersi, przebijając płuco i paraliżując prawe ramię. Rękojeść czerwonej klingi wypadła mu z dłoni, a on sam powoli opadł na kolana. Cały czas jednak wściekle patrzył na młodego Solo, jakby chciał go zabić samym spojrzeniem. Wyciągnął nawet lewą rękę, najwyraźniej usiłując sięgnąć jego gardła. Dla Anakina były to najtrudniejsze sekundy w jego krótkim życiu. W jednej chwili musiał zwalczyć falę tak nieprzebranego żalu i gniewu, że trudno mu było ją nawet objąć wyobraźnią. A jedyne światło, które dotychczas utrzymywało go przy zdrowych zmysłach, zgasło na wieki. Mrok powrócił ze zdwojoną siłą, gotów znów go opanować, tym razem na zawsze. On zaś czuł, że powoli opada w otchłań. To było nie do pomyślenia! Śmierć, tym razem prawdziwa, jego matki, kiedy nie powiedział jej jeszcze tylu rzeczy... spojrzał na rękojeść swojej broni i na jej purpurowe ostrze, a jego ciałem wstrząsnęła fala gniewu. Przypomniał sobie jednak słowa własnej matki sprzed niecałych dziesięciu minut. „Zawsze będę przy tobie” – powiedziała. Anakin bardzo chciał w to wierzyć, jednak mimo wszystko gniew, żal i ból wzbierały w nim tak mocno, że nie był w stanie ich opanować