... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Ukończyłem jeszcze dwie prace semestralne. Dostarczę je jutro. Czytam Updike'a. Po lunchu dzwoniła Judyta. Zwyczajowe zaproszenie na obiad. I moja, jak zwykle wymijająca, odpowiedź. - Co sądzisz o Karlu? - pyta. - Imponujący mężczyzna. - Chce się ze mną ożenić. - I co? - To za wcześnie. Nie znam go tak naprawdę, Daw. Lubię go, ogromnie go podziwiam, ale nie jestem pewna, czy to miłość. - Więc nie działaj pochopnie - radzę. Jej wahania rodem z ckliwego serialu nudzą mnie. Swoją drogą nie rozumiem, jak ktoś wystarczająco dorosły, by znać życie, może pakować się w małżeństwo. Dlaczego miłość wymaga zalegalizowania? Po co zaraz leźć w łapy państwa i oddawać mu władzę nad sobą? Po co pozwalać, by pieprzeni prawnicy zarządzali twoimi dobrami? Małżeństwo jest dla niedojrzałych, niepewnych siebie, dla ignorantów. My, którzy przejrzeliśmy te instytucje na wylot, zadowalamy się wspólnym życiem bez papierka, co, Toni? Co? - Poza tym jeśli za niego wyjdziesz, zapewne będzie żądał, żebyś zerwała z Guermantesem. Nie sądzę, by chciał to tolerować. - Wiesz o mnie i o Claudzie? - Oczywiście. - Ty zawsze wszystko wiesz. - To było widać, Judytko. - Myślałam, że twoja moc zanika? - Zanika, zanika, nawet szybciej niż zwykle. Ale mimo to wasz związek był oczywisty. Widoczny gołym okiem. - W porządku. Co myślisz o Guermantesie? - Jest jak śmierć. To zabójca. - Źle go oceniasz, Daw. - Byłem w jego głowie. W i d z i a ł e m go, Judyto. To nie jest człowiek. Traktuje ludzi jak zabawki. - Gdybyś mógł się teraz usłyszeć, Dawidzie. Ta nienawiść, ta otwarta zazdrość w twoim głosie. - Z a z d r o ś ć? Posądzasz mnie o kazirodcze uczucia? - Zawsze taki byłeś - mówi. - Ale dajmy temu spokój. Ja naprawdę myślałam, że Claude cię zainteresował. - Bo to prawda. On jest fascynujący. Myślę, że kobry też są fascynujące. - Odpieprz się, Dawidku. - Chcesz, żebym udawał, że go lubię? - Nie potrzebuję, żebyś mi robił grzeczność. - Dawna, lodowata Judyta. - A jak Karl reaguje na Guermantesa? Nie odpowiada. Wreszcie: - Negatywnie. Karl jest bardzo konwencjonalny, jak ci wiadomo. Zresztą, ty jesteś taki sam. - Ja? - Och, jesteś taki bezceremonialny, Daw! Taki purytański! Przez całe życie robiłeś mi wykłady o moralności. Kiedy pierwszy raz się z kimś przespałam, ty natychmiast byłeś na miejscu, grożąc mi palcem. - Dlaczego Karl go nie lubi? - Nie wiem. Uważa, że Claude jest groźny. Że to wykorzystywacz. - Nagle jej głos robi się płaski i głuchy. - A może jest po prostu zazdrosny. Wie, że jeszcze sypiam z Claudem. O Boże, Daw, dlaczego ciągle się kłócimy? Czy nie możemy po prostu porozmawiać? - Ja się nie kłócę. To nie ja podniosłem głos. - Ale prowokujesz mnie. Zawsze tak robisz. Najpierw mnie śledzisz, a potem prowokujesz i próbujesz mnie pognębić. - Trudno przełamać stare nawyki, Judytko. Ale mówiąc poważnie, to nie jestem na ciebie zły. - To brzmi tak nieszczerze! - Nie jestem zły. To ty się wściekasz. Wściekasz się, bo zobaczyłaś, że Karl i ja mamy podobne opinie o twoim przyjacielu Guermantesie. Ludzie zawsze denerwują się, kiedy mówi się im rzeczy, których nie chcą słyszeć. Słuchaj, Judyto, rób, co chcesz. Jeżeli uważasz, że Guermantes jest dla ciebie ważny, to nie krępuj się. - Nie wiem, naprawdę nie wiem. - Niespodziewana zmiana tonu. - Może rzeczywiście jest w naszym związku coś chorego. Jej pewność siebie niespodziewanie znika. To właśnie jest w niej cudowne - co chwilę rozmawiasz z inną Judytą. Teraz zmiękła, odtajała, jej głos brzmi nieśmiało. A za chwilę skieruje swoje zainteresowania gdzie indziej, daleko od jej własnych problemów, najlepiej w moją stronę. - Przyjdziesz do nas na obiad w przyszłym tygodniu? Naprawdę chcielibyśmy z tobą posiedzieć. - Postaram się. - Martwię się o ciebie, Dawidku. (A nie mówiłem?) Byłeś taki napięty w sobotę wieczorem. - Mam teraz trudny okres. Ale dam sobie radę. Nie mam ochoty mówić o sobie. Nie chcę jej litości. Jak tylko pozwolę jej użalać się nade mną, to rozkleję się zupełnie. - Słuchaj, zadzwonię w najbliższym czasie, dobra? - Czy ciągle tak cierpisz, Daw? - Przystosowuję się. Zaczynam akceptować całą tę sprawę. To znaczy dam sobie radę. Bądź ze mną w kontakcie, Judytko. Najlepsze pozdrowienia dla Karla. I dla Claude'a, dodaję, odłożywszy słuchawkę. * * * Środa rano. Jadę do miasta dostarczyć ostatni zestaw moich arcydzieł. Jest jeszcze zimniej niż wczoraj. Powietrze oczyściło się. Dalekie słońce jaśniej dzisiaj świeci