... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

. . Liczyłem na tę sprzedaż. - O, do diabła! Sto franków to ładna sumka - powiedział Favier. - Ja nie mam takich ambicji, wystarczy mi pięćdziesiąt albo sześćdziesiąt. . . Więc t y sobie fundujesz eleganckie kobietki? 82 - Skądże znowu, mój drogi! Wyobraź sobie, zdarzyła mi się głupia historia, założyłem się i przegrałem. . . Muszę zrobić fundę dla pięciu osób, dwóch mężczyzn i trzech kobiet. . . Psiakość! Pierwszą klientkę, która się nawinie, naciągnę na dwadzieścia metrów " ParisBonheur " ! Rozmawiali jeszcze chwilę, opowiedzieli sobie, co robili poprzedniego dnia i jakie mieli projekty na następną niedzielę. Favier grał na wyścigach, Hutin zaś uprawiał sport wioślarski i bawił się w towarzystwie śpiewaczek kabaretowych. Obydwaj koledzy jednakowo odczuwali głód pieniędzy, myśleli o pieniądzach, walczyli o pieniądze od poniedziałku do soboty, a potem przepuszczali je w niedzielę. Pogoń za pieniądzem była ich stałym zajęciem, narzucającym się wbrew ich woli, walką bez chwili wytchnienia i bez litości. A ten spryciarz Bouthemont zagarnął dla siebie przysłaną przez panią Sauveur szczupłą kobietę, z którą właśnie rozmawiał! Zrobi dobry interes, sprzeda dwa lub trzy tuziny sztuk jedwabiu, bo ta krawcowa pochłaniała od razu wielkie kęsy. W tej właśnie chwili Robineau, podobnie jak kierownik działu, ośmielił się sprzątnąć klientkę sprzed nosa Favierowi. - Ach, z tym trzeba będzie nareszcie skończyć! - zaczął znowu Hutin, aby podjudzać subiektów przeciwko człowiekowi, którego miejsce chciał zająć. - Czy kierownicy i ich zastępcy powinni brać udział w sprzedaży? ! Jeżeli zostanę kiedykolwiek zastępcą kierownika, to zobaczysz, jaki będę dla was dobry, daję słowo! Cała jego normandzka figurka, ujmująca i tłuściutka, promieniała dobrodusznością. Favier spojrzał na niego z ukosa, lecz zachował zwykłą flegmę i odpowiedział tylko: - Tak wiem. . . Co do mnie, to bardzo bym sobie tego życzył. - A widząc zbliżającą się jakąś klientkę dodał ciszej: - Uwaga! ! To coś dla ciebie. Klientka miała twarz pokrytą pryszczami. Ubrana była w żółty kapelusz i czerwoną suknię. Hutin natychmiast odgadł, że ta pani nic nie kupi. Schylił się więc szybko za ladę udając, że zawiązuje sznurowadło u buta. Tak schowany szepnął: - Ani mi się śni! Niech ktoś inny weźmie ją sobie na kark. . . Dziękuję bardzo, nie mam zamiaru stracić mojej kolejki. Robineau tymczasem wołał: - Na kogo kolej, , panowie? Na pana Hutin? . . . Gdzie pan Hutin? Ponieważ Hutin nie odezwał się, więc panią z pryszczami obsłużył inny sprzedawca. Pani ta rzeczywiście żądała tylko próbek wraz z cenami, ale przez dziesięć minut zatrzymywała sprzedawcę zasypując go pytaniami. Zastępca kierownika spostrzegł jednak, jak Hutin podnosił się zza lady. Toteż gdy zjawiła się nowa klientka, zai nterweniował surowo, powstrzymując nadbiegającego młodzieńca. - Opuścił pan swoją kolejkę. . . . Wołałem pana, ale pan ukrył się pod ladą. 83 - Ależ, , proszę pana, nie słyszałem. . . - Dosyć tego! ! . . . Proszę się zapisać na końcu listy. . . Panie Favier, teraz pana kolej. Favier, w gruncie rzeczy ubawiony tą sceną, przeprosił wzrokiem kolegę. Hutin, z pobladłymi z wściekłości wargami, odwrócił głowę. Złość jego była tym większa, że znał dobrze klientkę, uroczą młodą blondynkę, która była częstym gościem działu jedwabi i którą subiekci nazywali " piękną panią " , nie wiedząc o niej zresztą nic bliższego, nie znając nawet jej nazwiska. " Piękna pani " kupowała wiele, kazała sobie odnosić zakupione przedmioty do powozu i znikała. Była wysoka, elegancka, ubrana zawsze w sposób gustowny, prawdopodobnie bardzo zamożna i z najlepszego towarzystwa. - No i jak tam twoja kokotka? - zapytał Hutin, gdy Favier wrócił od kasy, dokąd towarzyszył kupującej pani. - Co znowu za kokotka? ? - oburzył się zagadnięty. - To niemożliwe, , jej wygląd świadczy o tym, że to porządna kobieta. . . Musi być pewno żoną spekulanta giełdowego albo lekarza, nie wiem zresztą, ale coś w tym guście. - Co też ty wygadujesz! To z pewnością kokota. . . Zresztą one mają takie wytworne maniery, że trudno coś powiedzieć na pewno! Favier oglądał swój bloczek sprzedaży. - Wszystko jedno! - ciągnął dalej. - Wpakowałem jej towaru za dwieście dziewięćdziesiąt trzy franki. . . Mam już prawie trzy franki procentu. Hutin zagryzł wargi i wyładował swą złość na bloczku: co za głupi wynalazek, który tylko zawadza w kieszeni! Między kolegami toczyła się głucha walka. Favier udawał zazwyczaj, że ulega, że uznaje wyższość przyjaciela, i zadowalał się kopaniem pod nim dołków po kryjomu