... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
O taki tedy zaszczyt starali się prawie wszyscy, którzy cokolwiek mieli osobistej ambicyi, ale nie każden go otrzymywał: wszakże znów z drugiej strony mało któren co zamożniejszy był szlachcic taki ktorenby nie był towarzyszem jakiej chorągwi. Byli też towarzyszami tej pancernej chorągwi obadwa bracia ślubni, a kiedy nadszedł oznaczony termin koła chorągiewnego, obadwa nie omieszkali się tam postawić. Dnia też tego, któremu najpiękniejsza sprzyjała pogoda, taki zjazd był w Sanoku, że w całem mieście, ani na przedmieściach niktby nie był znalazł ani jednego wolnego kącika. Bo trzeba wiedzieć, że chociaż taka chorągiew składała się tylko z pięćdziesięciu towarzystwa, a każden towarzysz nawet na najodleglejsze potrzeby i największe parady nie stawił się liczniej, jak samoczwart, a najwięcej samoszóst na chorągwi, toż jednak na koło chorągiewne i najuboższy jak największym dworem przyjeżdżał. Koło bowiem, które właściwie się odbywało tylko w celu załatwienia interesów chorągwi, było wszakże zarazem i terminem zabawy towarzystwa i polem do popisania się z hojnością i zamożnością, z afektami dla panów braci, za którą to sposobność tem skwapliwiej chwytał każdy, ile, że w czasach Augustowskiego spokoju, rzadko się ze sobą panowie towarzysze widywali i niewiele było sposobności do takich popisów. Na takie koło jechał tedy każden najuboższy nawet poczwórnym karabonem, za którym prowadzono jego konie wierzchowe i szedł wóz z garderobą, wiktuałami i drobną służbą; ale który był zamożniejszy, ten jechał trzema i czterema wozami, a byli tacy, którzy prowadzili za sobą wozów kilkanaście, całą kuchnię, piwnicę i zgoła wszystkie porządki do przyjmowania gości potrzebne a przy takim panu bywało nieraz więcej zbrojnej służby na liczbę, niżeli głów liczyła cała chorągiew, chociaż on był li prostym jej towarzyszem. Każden towarzysz taki, przyjechawszy na miejsce, meldował się u Namiestnika, prosząc go, ażeby mu wyznaczył kwaterę, i Namiestnik mu niby-to ją wyznaczył; ale w rzeczy była ona dla niego już na tydzień naprzód albo i wcześniej przez jego ludzi najętą i na przybycie pańskie przygotowaną. A kiedy taki w tem zwyczaj zachowywano, więc chociaż termin zjazdu był na niedzielę, jednak niektórzy już we czwartek i w piątek poprzyjeżdżali, a w sobotę byli już wszyscy w komplecie. W niedzielę tedy rano zgromadziło się całe towarzystwo u Namiestnika. Namiestnikiem był na tenczas JW. Ossorya Bukowski, Podkomorzyc Sanocki, Nozdrca, Bukowa i wielu wsiów innych po swym ojcu sukcesor, człek młody, żołnierz jeszcze nie wprawny ani sławny, bo wojny nie było, ale rębacz tęgi, jeździec znakomity, i dla otwartości serca bardzo od szlachty lubiony. Ten mając jako Namiestnik obowiązek mieszkania przez cały rok przy chorągwi, a mogąc żyć dobrze jako pan dosyć zamożny, mieszkał przy samym rynku i swym dworem trzy domy obok siebie stojące zajmował; więc większą połowę tych apartamentów zostawiwszy dla siebie, resztę był przeznaczył na kordegardę i odwach, chociaż ani był obowiązany do tego, ani też kiedykolwiek jaki żołnierz stał na tym odwachu oprócz teraz podczas zjazdu, kiedy to ich aż dwóch tam ustawicznie stawało. U niego tedy zgromadziwszy się panowie towarzysze, a przed jego pomieszkaniem na rynku szeregowi i luzacy, szli najpierw wszyscy do kościoła na nabożeństwo, gdzie już sami sobą cały środek kościoła zajęli, dwóch z nich do mszy księdzu służyło, reszta zaś podczas Sanctus klęczeli, podczas Ewanielii do połowy dobywali pałaszów, a na końcu śpiewany był Veni Creator. Po nabożeństwie przeszli znowu wszyscy do Namiestnika i następowały powitania i powinszowania zdrowia, i inne komplimenta w oczekiwaniu tych, którzy się mieli pod chorągiew zaciągać. Nie długo wszakże na to czekali. Wkrótce bowiem cały w zbrojach zakuty w misiurce z pióropuszami na głowie, z mieczem wielkim przy boku, z proporcem w ręku, na koniu, w złotą siatkę aż po ziemi się wlokącą ubranym, siedzący, prowadząc dwóch równie strojnie ubranych konnych pocztów za sobą, zajechał przed Namiestnikowskie mieszkanie pan Bartłomiej Karsznicki