... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Jednocząca moc 296 - Ucieczka nie wchodzi w rachubę, bo byłaby dowodem strachu - oznajmiła. - Zo-nama Sekot nie ucieknie drugi raz... zwłaszcza teraz, kiedy gra toczy się o tak wysoką stawkę. Zdezorientowana Danni powiodła spojrzeniem po twarzach osób zgromadzonych w jaskini. - Przecież to wszystko się nie liczy, nie sądzicie? - zapytała. - Jeżeli Zonama Sekot oznacza złą wróżbę dla Yuuzhan Vongów, Shimrra powinien rozkazać swoim wojskowym, żeby trzymali się od niej jak najdalej. Spojrzenia wszystkich skierowały się na Harrara. -To zależy od tego, kto o tym wie... i ile. - Kapłan pogładził brodę trójpalczastą dłonią. - Zakładając, że wojownicy co nieco słyszeli o Zonamie Sekot, powinni najpierw zostać przekonani, że atak na planetę nie będzie równoznaczny ze sprzeciwieniem się woli bogów. - Uniósł głowę, jakby nagle coś zrozumiał. - Ale Shimrra może też ich przekonać, że Zonama Sekot jest czymś w rodzaju broni Jeedai, która po prostu musi zostać zniszczona. - Ile czasu upłynie, zanim żyjące statki staną się gotowe do walki? - zainteresował się Kyp, spoglądając na Jabithę. - Na wszystko przyjdzie odpowiednia pora - odparła pani magister. - Już Sekot tego dopilnuje. 297 James Luceno ROZDZIAŁ Czekając, aż potężne dovin basale „Góry Yammki" wciągną okręt do ciemnych przestworzy przed pokonaniem krótkiej drogi do usytuowanego dalej od słońca tego systemu planety, zwanej Muscave, wojenny mistrz Nas Choka rzucił jeszcze raz okiem na powierzchnię Yuuzhan'tara. W ciągu krótkiego okresu od odlotu armady do przestworzy Kalamara otulona skłębionymi chmurami zielona półkula planety zmieniła się nie do poznania. Z otworów w zboczach wulkanów wydobywały się kłęby gryzącego dymu, przepadł gdzieś jeden księżyc, a most bogów zawalił się i zniknął... prawdopodobnie pochłonięty, kawałek po kawałku, przez orbitalne dovin basale, które miały chronić planetę przez atakiem. Tym razem z okazji odlotu armady nie urządzono żadnej ceremonii. Nie było pożegnalnych błogosławieństw Shimrry ani nawet poświęconej krwi dla wojowników i okrętów. Wszystko wskazywało na to, że Yuuzhan'tar jest bezbronny i kiepsko przygotowany do defensywy, ale Nas Choka święcie wierzył, że o wszystko zatroszczy się najwyż-szy lord Shimrra. Wojenny mistrz był pewien, że Yuuzhan'tar wpadnie w ręce nieprzy-jaciół tylko w przypadku, kiedy jego armadzie nie uda się unicestwić Zonamy Sekot. Gdyby do tego doszło, nie miałby szans przeżyć, żeby być świadkiem, jak planeta dostaje się w ręce wroga. Taka sytuacja oznaczałaby także kres Yuuzhan Vongów - i to całej rasy inteligentnych istot, która zostałaby uznana przez bogów za niegodną. Bogowie musieliby jeszcze raz ukształtować istoty godne wychowywania, podobnie jak robili to trzykrotnie, zanim powołali do życia Yuuzhan Vongów. Nas Choka zgadzał się z opinią Shimrry o Zonamie Sekot. Kolejny raz najwyższy władca dowiódł swojej mądrości, co tylko jeszcze mocniej utwierdziło wojennego mistrza w przekonaniu, że dokonał słusznego wyboru, kiedy opowiedział się po stronie Shimrry, dopomógł mu obalić Quoreala i zasiąść na polipowym tronie. Mimo to Nas Choka żywił głęboko skrywaną nieufność do bogini Zwodzicielki, Yun-Harli. Powierniczką jednej z jej kapłanek była przecież kiedyś upierzona zdrajczy-ni Vergere. Chodziły przy tym słuchy, że Eminencja Harrar, który także oddawał cześć tej bogini, zniknął bez śladu z powierzchni Yuuzhan'tara. Najgorsze jednak, że bez niczyjego wstawiennictwa Zwodzicielka pozwoliła, żeby jakiś czas udawała ją Jedi, więc dlaczego nie miałaby obecnie zdradzić Yuuzhan Vongów? Prawdopodobnie miała Jednocząca moc 298 dość protekcjonalnego traktowania przez Yun-Yuuzhana i Yun-Yammkę. Kto wie, może zamierzała doprowadzić do zniszczenia tego, co stworzył Yun-Yuuzhan, zwodząc Shimrrę, żeby zawierzył fałszywemu objawieniu? Pragnąc umocnić władzę swoją i swoich wojowników, Nas Choka rozkazał, żeby armadzie towarzyszyła grupa kapłanów Yun-Yammki. Kapłani pobrali krew z języków i uszu każdego bez wyjątku najwyższego dowódcy, dali ją do spożycia ngdinom, umie-ścili napęczniałe stworzenia w koralowym skoczku i wysłali myśliwiec w pustkę przed frontem armady. W końcu wojenny mistrz zaplótł ręce za plecami i odwrócił się tyłem do obserwacyjnego bąbla, skąd rozciągał się widok na powierzchnię Yuuzhan'tara. Zrobił kilka kroków po chropowatym pokładzie, aż przystanął przed chórem villipów, a doglądająca go opiekunka skłoniła się na znak posłuszeństwa. - Chciałbym porozmawiać z mistrzynią przemian przebywającą na pokładzie za-każonego statku - zażądał Nas Choka. Opiekunka pogładziła odpowiednie stworzenie, a villip przenicował się i ukazał udręczoną twarz mistrzyni przemian, która została zakażona na powierzchni Caluuli. - Mój jedyny pozostały przy życiu villip zdycha, wojenny mistrzu - zameldowała popielatoskóra Yuuzhanka. - Nie ma dość sił, żeby przedstawić twój wizerunek, ale mam nadzieję, że jeszcze jakiś czas da radę przekazywać twoje słowa. - Interesuje mnie stan zdrowia twój i członków twojej załogi, mistrzyni - odezwał się Nas Choka. - Czy masz dość sił, żeby wykonać to, co zostało ci rozkazane? Słowa wydobywały się z trudem spomiędzy grubych warg zakażonej Yuuzhanki. - Czterech uśmiercicieli skonało, ale sześciu nadal żyje... to powinno wystarczyć do pilotowania zdychającego statku. Żyjemy tylko dzięki chemicznym substancjom, które wymieszałam i dałam wszystkim do spożycia, zanim zostałam sparaliżowana. Mimo to mój koniec się zbliża, wojenny mistrzu. - Jeżeli zajdzie taka potrzeba, wyślę krzepkich wojowników i młode villipy, żeby ci pomogli, mistrzyni, ale pod warunkiem że nie dopuścisz do śmierci statku - zapewnił Nas Choka. - Gdyby zdechł, zanim dotrzemy do Zonamy Sekot, wszystko będzie stracone. - Obawiam się, że statek nie ma dość sił, żeby wskoczyć do ciemnych przestworzy, wojenny mistrzu - odparła Yuuzhanka. Nas Choka zgrzytnął spiczastymi zębami i odwrócił się do głównego taktyka. - Doradź mi, co w takiej sytuacji można zrobić! - zażądał gniewnie. - Pozwól, żeby zakażony statek został wchłonięty przez większą jednostkę, wojenny mistrzu - zaproponował podwładny. - Poświęcisz wprawdzie jeszcze jeden okręt i jego załogę, ale przynajmniej wykonasz zadanie. Nas Choka pokiwał głową i odwrócił się znów w stronę villipa. - Mistrzyni, wydaj rozkaz pokładowym dovin basalom, villipom i systemom uzbrojenia, żeby udały się na spoczynek - rozkazał. -Wyślę okręt wystarczająco duży, żeby was pochłonął i przeskoczył z wami przez ciemne przestworza do Zonamy Sekot. Kiedy już się tam znajdziecie, pozostali przy życiu uśmierciciele wylecą zarażonym statkiem z osłony i zajmą się jego dalszym pilotowaniem. Później zaś wylądujesz stat- 299 James Luceno kiem na powierzchni żyjącej planety pod osłoną eskorty, którą uznam za stosowne wam przydzielić