... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Mogłam cię powstrzymać! Więc przestań powtarzać, że tak ci przykro! Wpatrywał się w nią z najwyższym zdumieniem. - Nie chcę tego słyszeć ani teraz, ani nigdy więcej! - perorowała. - Za późno na wyrzuty sumienia, żeś sobie pofolgował. A tym bardziej na żale, że ci w tym nie przeszkodziłam! Otwarła drzwi z impetem i nawet się nie rozejrzawszy po korytarzu, wymaszerowała z sypialni, zostawiając Harta w stanie kompletnego osłu- pienia. Zegar na marmurowym gzymsie kominka wybił ósmą. Mercy, która czekała, aż przebrzmi ostatnie uderzenie, podniosła się z ławeczki w wy- kuszu okiennym. Księżna Acton oczekiwała jej przybycia. Ton listu, któ- ry doręczono Mercy w godzinę po jej powrocie do sypialni, nie pozwalał wątpić o przyczynie tego wezwania. Mercy odczuła niemal ulgę. Nie mogło być gorszej tortury niż godzi- ny - a może dni? - oczekiwania na konsekwencje tego, co się stało. I jak, na miłość boską, można określić to, co wydarzyło się ostatniej nocy? Huragan? Trąba powietrzna? Cyklon? Z pewnością nie było to spełnienie jej sekretnych, dziewczęcych ma- rzeń. Widziała w nich sceny pełne delikatności, tkliwości... A przeżyła poryw namiętności, o jakiej nawet nie śniła. Tak, oboje dali się ponieść namiętności. Drżącymi palcami odgarnęła włosy do tyłu i zaczęła szczypać zbyt blade policzki, by się nieco zaróżowiły. Potem wyszła na korytarz, świa- doma tępego bólu, który był nie tyle dolegliwością fizyczną, ile niezatar- tym wspomnieniem nocnych przeżyć. Zeszłej nocy Hart był w niej... Czuła na sobie jego twarde, pełne napięcia ciało. Przygniótł ją swoim ciężarem, przeniknął do jej wnętrza. 167 Był to bezpardonowy, natarczywy atak, krępująca, a jednak nieodparta więź, wstrząsająco intymny akt. Nigdy już nie będzie taka jak dawniej. Niemal roześmiała się na to melodramatyczne podsumowanie, scho- dząc po schodach, które zdawały się nie mieć końca. A jednak była to prawda. Nikt by nie mógł zaprzeczyć, że ubiegła noc odmieniła jej życie, ciało i serce. A najgorsze... Przygryzła mocno wargę, usiłując powstrzymać łzy. Najgorsze było to, że nie miała pojęcia, czy to w ogóle miało dla Harta jakieś znaczenie. Nie powiedział ani słowa, nie licząc tych głupich prze- prosin! Jak on mógł? Nie chciał się nawet dowiedzieć, co ona czuje?! Zatrzymała się przed wejściem do małego salonu. Uniosła dumnie głowę, otwarła ciężkie mahoniowe drzwi i weszła do wnętrza. Nie była przygotowana na to, że zastanie w nim tyle osób. Dobry Boże! - pomyślała, czując, jak klepki parkietu uginają się pod jej stopa- mi. Wezwano mnie przed trybunał! Czy doprawdy księżna Acton musia- ła ją zdemaskować publicznie? Księżna wdowa siedziała w wielkim fotelu obok kominka. Była sztywno wyprostowana, nie dotykała plecami oparcia. Na widok wcho- dzącej oczy starszej damy się zwęziły. Mercy zrozumiała ich wymowę. Zuchwała pretendentka do książęcej korony Actonów została raz na za- wsze unieszkodliwiona. Wyszło na jaw, co to za bezczelna prostaczka! Miała to być nauczka dla księcia. U stóp księżnej siedziała Annabelle Moreland. Głowę miała pochy- loną, twarzy nie było widać. Z tyłu za obiema damami, opierając się o gzyms kominka, stał książę Acton. Spojrzał na wchodzącą Mercy. Na jego grubo ciosanej twarzy malował się zawód i zażenowanie. Naprzeciw tej trójki, tuż przed sobą, ujrzała Mercy sztywno wypro- stowanego Harta. Ni stąd, ni zowąd doszła do wniosku, że jego włosy domagają się przy strzyżenia. Wijące się kosmyki odcinały się wyraźnie od ostrej bieli kołnierzyka. Miał gęste włosy. Dobrze wiedziała, jak gę- ste. Poczuła nagłą falę gorąca. Hart, idąc za wzrokiem Actona, obejrzał się. Kiedy ją ujrzał, jego wargi - czy naprawdę dotykały jej tak zuchwale, tak intymnie? - rozwar- ły się i natychmiast zamknęły. Twarz, która prawie nigdy nie zdradzała uczuć, wydawała się jeszcze bardziej nieodgadniona. Nawet jego piękne oczy straciły barwę i blask. - Panno Coltrane! - przywołała ją księżna. Mercy wzdrygnęła się. W głosie księżnej była nie tylko głęboka od- raza, ale i wzgardliwa litość. Po raz pierwszy dziewczyna uświadomiła sobie, jak się teraz przedstawia w oczach londyńskiego towarzystwa. 168 Była skompromitowana. To było nieuchronne. Nieukrywana wzgarda w spojrzeniu księżnej, rozczarowanie w oczach Actona, nawet wstydliwa ciekawość, z jaką zer- kała na nią Annabelle - wszystko to ujrzy wkrótce na innych niezliczo- nych twarzach. Musi się z tym oswoić. - Proszę bliżej, panno Coltrane. Zdaje się, że mamy wiele do omó- wienia. - Pierścionki na rękach starszej damy zalśniły w słońcu, gdy wskazała Mercy sofę stojącą naprzeciw niej. Mercy posłusznie siadła na brzegu poduszki, kryjąc w fałdach spód- nicy kurczowo zaciśnięte dłonie