... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
- Ale trzeba go teraz porządnie rozwiesić. Kuchnia ku zadowoleniu pupilek jagodniańskich, była najzupełniej na po˝ ziomie nowoczesnych wymagań. Tylko rzeczywiście brak było niektórych naczyń i sprzętów. - Bardzo porządnie urządzona - stwierdziła Marianna. - Tylko czekaj, teraz od razu tu zrobimy spis, co jeszcze należałoby dokupić. Zacz˝ nijmy od garnków... - Litości, Marianno - przecież ty mnie chcesz na śmierć zamęczyć. Jeśli zaraz nie zjemy czegoś, upadnę z wycieńczenia. Pozwól, skarbie, że nastawię imbryczek z wodą na gaz. Kiedy po spożyciu małej przekąski z zapasów kredensowych, zabrały się do roboty, zaczynając od porządków kuchennych, Marianna przypomniała sobie, że przecież nie widziały jeszcze pokoju dziecinnego, którym miały się zająć szczególnie pieczołowicie. - Może jeszcze nie wszystkie pokoje obejrzałyśmy - zastanowiła się Małgo˝ sia. - Albo może dopiero mają zamiar mieć dzieci i są tacy przewidujący. - Być może. Małgosiu, teraz jeszcze koniecznie musimy zorientować się, co należałoby wykonać z cięższych robót, bo trzeba by zatelefonować do biura po tych woźnych. Myślę, że przede wszystkim ważne jest trzepanie dywanów. - Tak - zgodziła się Małgosia - ale przedtem trzeba będzie sprawdzić na liście lokatorów, jak się ci państwo nazywają, bo przecież trzeba w fabryce powiedzieć, z czyjego polecenia dzwonimy. I wiesz co? zwiniemy teraz w ru˝ lon te dywany, żeby były już gotowe do wyniesienia na podwórze. Kiedy porządnie po całej tej robocie zmęczone, szykowały się do wyjścia, Małgosia przypomniała sobie: - Czekaj, zadzwonię stąd do ciotki Zadrożnej, że zaraz przyjdziemy. Ciotka będzie pewnie trochę zła, że nie od razu do niej przyjechałyśmy, ale taką miałam ochotę zobaczyć to mieszkanie zosta˝ wione nam do zagospodarowania, że zapomniałam o ciotce. - To może ja przez ten czas zejdę do bramy i zobaczę na liście, kto tu mieszka? - zaproponowała Marianna. Ale niestety! Ani teraz, ani też nazajutrz rano nie było możności spraw˝ dzenia, kto zajmuje lokal nr #7. Zupełnie, jak naumyślnie groźna dozorczyni wartowała przy liście z miotłą w ręku. To onieśmieliło biedne siostry gos˝ podarcze i następnego dnia krzątały się w mieszkaniu obcych ludzi, również nie znając ich nazwiska. - A może zatelefonujemy do Jagodnego? - zaproponowała wreszcie nieśmiało Marianna. - To byłoby jeszcze gorzej! Jak to? jedziemy i nie wiemy dokąd? Przyje˝ chałyśmy i nie wiemy, u kogo pracujemy? Nie, kochanie, nikt nam nie może wydrzeć tej słodkiej tajemnicy, że na razie praktykujemy u nie znanego, ale niewątpliwie zacnego chlebodawcy. Wobec tego nie pozostawało nic innego, jak tylko wziąć się do roboty. Trochę niepokojące były różne objawy, które napotykały na każdym kroku. Tak na przykład zniknął nie wiadomo gdzie ów płaszcz z przedpokoju. A przecież był na pewno. Poza tym ręcznik w łazience był jeszcze bardziej mokry, niż dnia poprzedniego i znów leżał zwinięty i rzucony na taboret. Przyjaciółki co prawda podejrzewały się wzajemnie o porzucenie ręcznika i nachlapanie na podłogę. Bardziej już natomiast niesamowita wydała się im historia ze śnia˝ daniem. Małgosia pobiegła do stołowego, aby przynieść stamtąd kluczyk do szafki z bielizną, a po chwili wpadła do łazienki, gdzie Marianna robiła gruntowny porządek i zbierała z podłogi nachlapaną nie wiadomo przez kogo wodę i zapytała zdyszanym nieco szeptem: - Czy to ty jadłaś śniadanie w ja˝ dalni? - Przecież jadłyśmy razem w kuchni! - No, właśnie - przytaknęła Małgosia. - A tymczasem w jadalni jest na stole całe nakrycie po jakimś posiłku. Filiżanka po herbacie i jeszcze ta˝ lerzyk. - Niemożliwe! - Niemożliwe? Chodź! Tak, to nie ulegało najmniejszej wątpliwości. Jakiś nie znany konsument spożywał tu niewielką przekąskę. Pił herbatę i jadł bułki z szynką, o czym świadczył kawałek tejże wędliny zostawiony na talerzyku