... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

— A może wybralibyśmy się do kina? — zapytała na końcu. Nim dojechała na osiedle, pierwsze krople deszczu spadły na przednią szybę samochodu. Ciężkie chmury na horyzoncie zapowiadały dalsze opady. Gdy weszła do domu, okazało się, że Saul dopiero co usnął. — To dobry chłopak — powiedziała Juanita. — Cały czas chce tylko chodzić. Już go nie interesuje raczkowanie. 386 Sylwia ponownie zadzwoniła do Nicka. Nie było go jeszcze. Nadal mieli szansę zdążyć na popołudniowy seans. Przypomniała sobie filuterne mrugnięcie okiem kongresmana. — Juanita... — Sylwia pomyślała, żeby dogadać się z niańką. Za wolne do końca dnia Juanita mogłaby posiedzieć przy dziecku w piątek wieczorem. — Chce pani pójść na randkę — stwierdziła Meksykanka. — Wam obojgu przydałaby się randka. — Owszem — Sylwia uśmiechnęła się, wybiegając marzeniami w przyszłość. Odprowadziła Juanitę do drzwi. Zauważyła, że ochłodziło się, wiatr przybrał na sile, a niebo zasłoniły ciężkie chmury. „I zostałam sama" — pomyślała. Saul powinien spać jeszcze co najmniej godzinę, przez ten czas mogła nacieszyć się błogim spokojem. Zdawało jej się, że w całym domu nie ma żywej duszy, z wyjątkiem psa — wielkiego czarnego rottweilera, który łaził za nią krok w krok z pokoju do pokoju. Mogłaby nawet wyłączyć telefon. Nie, miał zadzwonić Nick. Żywiła nadzieję, że zadzwoni. Poszła na górę do pokoiku Saula. Malec spał zwinięty na boku w swoim łóżeczku, jego piersi unosiły się w rytm oddechu, drobniutkie rączki spoczywały przy buzi. Wyszła, zamykając za sobą drzwi, żeby nie zakłócać mu spokoju. Kiedy stanęła w korytarzyku, przypomniała sobie uśmiech, jakim jej szef obdarzył kongresmana z Ohio, nowicjusza, obiecując jednocześnie nie sprzeciwiać się wnioskowi tamtego o wprowadzenie pewnych ulg podatkowych, dzięki którym jego okręg zaoszczędziłby sześć milionów dolarów. W zamian nowicjusz deklarował swoje pełne poparcie dla proponowanego przez komisję planu budżetu. Nie wiedział jednak, iż szef Sylwii dogadał się wcześniej z Komisją Ustawodawczą, że projekt ustawy budżetowej wejdzie pod obrady bez uwzględniania jakichkolwiek ulg podatkowych. Przewodniczący komisji zawsze dotrzymywał swych obietnic, po prostu wykołował nowicjusza. „Procedury są ważniejsze od treści" — powiedział. Teraz musieli znaleźć sposób na to, by wymusić na senatorze... „Dosyć! — nakazała sobie w duchu Sylwia. — Masz dzisiaj wolne!" Przeszła do sypialni, zsunęła z nóg buty, znalazła w szafie wolny wieszak i zdjęła żakiet. Rozpięła spódnicę, powiesiła ją na wieszaku. Na bluzce miała brzydką plamę po kawie. Pokręciła głową; zdjęła bluzkę i odłożyła ją na stosik ubrań do prania — kolejny wypadek, który miał ją kosztować półtora dolara. Ściągnęła rajstopy i rzuciła je na podłogę przy komodzie: powoli opadły na dywan. Sylwia zaśmiała 387 się i przypadkowo spojrzała na wielkie lustro w otwartych drzwiach do łazienki. Popatrzyła na swoje odbicie. Po raz pierwszy od wielu dni miała okazję przyjrzeć się sobie uważnie. Wśród jej ciemnych włosów widać było pierwszą siwiznę. Miała na sobie sprany stanik z naderwaną koronką. Bawełniane majteczki puściły na szwie przy gumce, przez dziurkę wyglądało nagie ciało nad pośladkiem. Całą nadwagę po dziecku zrzuciła w ciągu sześciu miesięcy od porodu, lecz nie odzyskała już swej poprzedniej sylwetki. Miała szczupłą talię, bez wałków tłuszczu, ale brzuch pozostał nieco obwisły. Jej piersi mieściły się w miseczkach, gdy jednak zdejmowała stanik, widać było, że są wyciągnięte. — I co powiesz? — zwróciła się z pytaniem do psa, ale nie uzyskała odpowiedzi. Mogła mieć tylko nadzieję, że Nick nie będzie tak okrutny w jej ocenie jak lustro. A zresztą, piękne kobiety zapełniały stronice pisanych przez niego powieści. Zauważyła rozstępy na skórze. Bezlitosna czterdziestka. — Ważne, żebym mogła przed tobą stawać w każdy poniedziałek rano — mruknęła do lustra. W tej samej chwili pomyślała o swoich planach na piątkowy wieczór i uśmiechnęła się