... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Dianne Smith nie poddała się pomimo paniki, jaką wywołała na Heathrow informa- cja o podłożeniu bomby, i przyjechała do Jordanii z pięciogodzin- nym opóźnieniem. Husajn próbował ją uspokoić, kiedy wyjaśnia- ła przyczyny opóźnienia. Potem wziął ją na bok i spytał: "Jest pa- ni gotowa w każdej chwili iść do szpitala?". Odpowiedziała twierdząco, a on dodał: "To się jeszcze okaże". Ogolił w tym czasie brodę, prawdopodobnie dlatego, że chciał z gładką twarzą powitać noworodka. Przyjaciele i rodzina od ja- kiegoś czasu namawiali go, żeby zrezygnował z zarostu, ale ja Uważałam, że dzięki niemu mój mąż sprawia wrażenie człowieka Pełnego fantazji. Nie wypowiadałam się na ten temat - w końcu °jego twarz - ale byłam zaszokowana, gdy po raz pierwszy zoba- 162 163 czyłam go bez brody. Weszłam do łazienki, naszego prywatnego ustronia, by porozmawiać z mężem, który w tym czasie brał prysznic. Długo gadaliśmy i gadaliśmy. Nagle zdałam sobie spra- wę, że pod parującym prysznicem stoi obcy mężczyzna, a nie czło- wiek, z którym ponad rok temu wzięłam ślub. Zarumieniłam się i ogarnęło mnie onieśmielenie. Szybko jednak się przyzwycza- iłam, ponieważ mój nowy mąż był tak samo przystojny i pełen fantazji jak jego poprzednik. Husajn znał płeć naszego dziecka. Właśnie sprowadzono do Jordanii pierwszy supernowoczesny ultrasonograf, a technologia tak bardzo posunęła się do przodu, że już podczas ciąży można było określić płeć dziecka. Męża cechowała nienasycona cieka- wość, dlatego chciał to wiedzieć. On i doktor musieli jednak przy- siąc, że mi tego nie powiedzą. Tak samo było w przypadku wszyst- kich pozostałych dzieci. Nasz maleńki cud uparcie odmawiał pojawienia się na tym świecie, chociaż było już po terminie. Moi pasierbowie bardzo się niecierpliwili, zwłaszcza Abd Allah i Fajsal, którzy właśnie mieli opuścić Jordanię i wrócić do szkół w Stanach Zjednoczonych, a bardzo chcieli być na miejscu, gdy na świecie pojawi się ich brat lub siostra. Wymyśliliśmy hasło "Tapioka", które miało oznaczać narodziny. Mąż zabierał mnie na długie wyprawy helikopterem i motocyklem, mając nadzieję, iż to przyspieszy poród, ale koń- czyło się na śmiechu. Postanowiliśmy sprawdzić, czy gwałtowna zmiana ciśnienia powietrza może zapoczątkować poród, dlatego Husajn zawiózł mnie na najwyższy szczyt w Jordanii, a potem opuściliśmy się gwałtownie na najniżej położony punkt na ziemi, nad Morze Martwe. W końcu lekarze zdecydowali się na inter- wencję. Po sześciu bolesnych godzinach Hamza w końcu postano- wił się urodzić. Do wyjazdu jego braci zostało zaledwie kilka go- dzin. Nastąpiło to dwudziestego dziewiątego marca 1980 roku. Wszyscy na porodówce byli tak podnieceni jego widokiem, że prawdę mówiąc, poznałam Hamzę dopiero później, kiedy w koń- cu mi go przyniesiono. Wcześniej zdążył się przywitać z rodziną i przyjaciółmi, a także przejść pierwsze badanie. Nie spał. Kiedy znacznie później pojawił się mój mąż, Hamza i ja byliśmy pogrą- żeni w rozmowie, która w moim przekonaniu wcale nie była tak jednostronna, jak mogłoby się wydawać. Ze zdumieniem przyglą- dałam się synkowi. Nigdy nie uważałam się za osobę o szczegól- nie rozwiniętym instynkcie macierzyńskim, dlatego byłam za- skoczona niezwykle silnym uczuciem do pierworodnego. Nie pa- miętam, czego się spodziewałam, ale jego duża, okrągła, zabawna twarzyczka, łysa główka i mądre, pełne wyrazu oczka sprawiały, że ze wzruszenia brakowało mi tchu. Mówiłam do maleństwa przez całą noc. Przez szpital przewinęły się tłumy ludzi, którzy przychodzili zobaczyć Hamzę. Miałam wrażenie, że wszyscy Jordańczycy po- stanowili choćby na chwilę wpaść na moją salę i powiedzieć: "Mabruk, gratulacje!". Przyjaciele, przedstawiciele organizacji, z którymi współpracowałam, przywódcy religijni, urzędnicy państwowi, politycy, biznesmeni, reprezentanci stowarzyszeń pozarządowych, przywódcy plemienni, dyplomaci - wszyscy przychodzili i na chwilę siadali z Husajnem albo w mojej sali. Ich żywa reakcja bardzo mnie wzruszyła. Uznałam ją za prze- jaw głębokiej jordańskiej więzi rodzinnej, ale dla świeżo upie- czonej matki było to bardzo wyczerpujące. Właśnie uczyłam się karmić i chciałam ofiarować swojemu cudownemu maleństwu całą uwagę. Chociaż Hamza był dziewiątym dzieckiem Husajna, obaj świet- nie się rozumieli i darzyli wyjątkową sympatią, która łączyła ich aż do śmierci mojego męża. Może dlatego, że Hamza jako nie- mowlę rzadko spał. Czasami drzemał, ale przez większość czasu czuwał i póki karmiłam go piersią, beztrosko bawił się we dnie i w nocy, w związku z czym spędzaliśmy z nim bardzo dużo czasu, zwłaszcza wieczorami, kiedy niemal nigdy nie spał. Jeśli czasami zdarzało się, że zasnął, chodziliśmy w nocy do jego pokoju i po prostu na niego patrzyliśmy. Po narodzinach Hamzy Husajn rzu- cił palenie. Wybraliśmy imię Hamza, by uczcić haszymidzkiego przodka i ulubionego wuka Proroka Mahometa. Historia Hamzy jest nie- zwykle ważna. Urodził się w Mekce w 570 roku. On i Mahomet by- li rówieśnikami i wcześnie się zaprzyjaźnili. Hamza jako młody mężczyzna był powszechnie znany z umiejętności jeździeckich i ogromnej siły. Gdy jednym rzutem oszczepu zabił atakującego go lwa, a następnie wrócił do Mekki ze skórą zwierzęcia przy- twierdzoną do siodła, zyskał sobie miano Lwa Pustyni. Cieszył się w Mekce dużą popularnością, dlatego gdy nawrócił się na islam, jego postawa nadała wiarygodności monoteistycznemu wyzna- niu, za którym opowiadał się Mahomet. Potem Hamza zyskał sła- wę Lwa Boga i Jego Proroka. Z powodu wiary stracił życie. Zgi- 164 165 nął, broniąc proroka w wojnach religijnych i zdobywając tytuł Mi- strza Wszystkich Męczenników. Miano to nadał mu sam Prorok Nasz Hamza, którego pełne imię brzmiało Hamza Ibn Al- -Husajn (Hamza, syn Al-Husajna), formalnie otrzymał swoje imię* podczas rodzinnego rytuału Haszymidów z udziałem przywódcy ^ religijnego, szajcha