... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Opuszczenie miasta po zapadnięciu zmroku nie było proste dla większości ludzi. Ona jednak wyjechała z domu ojca tuż po zachodzie słońca informując matkę, iż spędzi noc u przyjaciółki. Miała to szczęście, iż kobiety cieszyły się szczególną wolnością w mieście Valusji. Nie były trzymane w zamknięciu, w serajach, czy podobnych do więzień domach tak, jak w większości ze wschodnich imperiów. Zwyczaj taki przetrwał do Potopu. Nalissa wyjechała prędko przez wschodnią bramę, a potem skierowała się prosto do Przeklętych Ogrodów, jakieś dwa kilometry na wschód za miastem. Ogrody te były niegdyś często odwiedzanym, przyjemnym, wiejskim dominium pewnego szlachcica. Od pewnego czasu zaczęły pojawiać się opowieści o okropnych hulankach i dziwnych diabelskich obrzędach. Na koniec ludzie, przerażeni regularnymi zaginięciami dzieci, ruszyli wielkim tłumem do Ogrodów i powiesili księcia na wrotach do jego włości. Przeszukując Ogrody odnaleziono straszne rzeczy, w przypływie odrazy i przerażenia częściowo zniszczono podziemia, letnie domki, altanki, groty i mury. Lecz część z budynków wykonana z bardziej trwałego marmuru przetrwała wściekłość tłuszczy i zniszczenie z powodu upływu czasu. Teraz, opuszczona przez sto lat, miniaturowa dżungla rozrosła się wewnątrz rozwalonych murów i gęsta roślinność pokryła ruiny. Nalissa skierowała swego rumaka do zniszczonego, letniego domku i usiadła na popękanej marmurowej podłodze, przygotowując się do oczekiwania. Nie było tak zupełnie źle. Łagodny, letni zachód słońca zapanował na ziemi, wypełniając wszystkie zakamarki swą złotą barwą. Zielone morze dokoła niej, poprzerywane gdzieniegdzie białymi błyskami marmurowych murów i wystającymi dachami intrygowało ją. Lecz gdy zaczęła zapadać noc, a cienie rozprzestrzeniały się coraz bardziej, Nalissa zaczęła denerwować się. Nocny wiatr szeptał dziwne opowieści w gałęziach, samotnych liściach palm i wysokiej trawie, gwiazdy wydawały się tak zimne i odległe. Legendy i opowieści powróciły do niej, i dziewczyna zorientowała się nagle, że obok odgłosów bicia jej przerażonego serca, może usłyszeć szelest niewidzialnych, czarnych skrzydeł i mamrotania demonicznych głosów. Modliła się o nadejście północy, a wraz z nią Dalgara. Gdyby Kuli zobaczył ją wtedy, nie rozmyślałby ani o jej dziwnej naturze, ani o oznakach wspaniałej przyszłości. Zobaczyłby jedynie przerażoną, małą dziewczynę, która desperacko pragnęła zostać przytulona i uspokojona. Lecz myśl o odjechaniu z Ogrodów wcale nie pojawiła się w jej głowie. Czas sprawiał wrażenie jakby stał w miejscu? lecz mimo to w jakiś sposób mijał. W końcu słaba poświata zdradziła wzejście księżyca, a dziewczyna wiedziała już, że zbliża się północ. Wtedy nagle dobiegł odgłos, który postawił ją na nogi. Żołądek podszedł jej do gardła. Gdzieś w sprawiających wrażenie opuszczonych ogrodach, przerwał ciszę odgłos krzyku i brzęk uderzającej o siebie stali. Krótki, obrzydliwy wrzask zmroził j ej krew w żyłach. Cisza zapadła dławiącym całunem. Dalgarze, Dalgarze! Myśl uderzała jak młotek w jej wylęknionym mózgu. Jej ukochany przybył i został napadnięty przez kogoś lub coś. Wybiegła ze swego schronienia z ręką na sercu, które wydawało się wyrywać z piersi. Wyszła na popękany bruk, a szepczące liście palm wyciągały się w jej kierunku jak palce duchów. Dokoła niej leżała pulsująca zatoka cieni, wibrująca i ożywiona nienazwanym złem. Nie rozlegał się żaden dźwięk. Przed nią rozciągały się zrujnowane podziemia. Nagłe, bez żadnego dźwięku, na jej drodze pojawiło się dwóch mężczyzn. Krzyknęła tylko raz, bowiem język zamarł jej z przerażenia. Próbowała uciec, lecz nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Zanim zdołała się poruszyć, jeden z mężczyzn złapał ją i wetknął sobie pod pachę, jakby była małym dzieckiem. - Kobieta - warknął w języku, który Nalissa słabo rozumiała, lecz w którym rozpoznała veruliański. -Pożycz mi swój sztylet, a ja... - Nie mamy teraz czasu - zripostował drugi, przemawiając w języku Yerulian. - Wrzuć ją tam razem z nim i skończymy z nimi razem. Musimy sprowadzić tutaj Phondara, zanim go zabijemy. Chcę go trochę wypytać. - Mała szansa - chrząknął veruliański gigant krocząc za swym kompanem. -Nie będzie chciał rozmawiać... od razu mogę ci to powiedzieć... otworzył usta tylko, by nas przeklinać, gdy go łapaliśmy. Nalissa, zwinięta haniebnie pod pachą trzymającego ją mężczyzny, była zmrożona strachem. Lecz jej umysł pracował. Kto był tym „nim”, którego mieli zamiar przepytać i zabić? Myśl, że może to być Dalgar wyparła z jej umysłu strach i wypełniła duszę dziką i desperacką wściekłością. Zaczęła kopać i szarpać się, aż została ukarana mocnym uderzeniem, które sprowadziło łzy do oczu i krzyk z bólu. Popadła w upokarzającą niewolę i została bezceremonialnie wrzucona w ciemne drzwi, by upaść sponiewierana na kamienną podłogę. - Czy nie lepiej ją związać? - zapytał gigant. - Po co? Nie może uciec. I nie może go rozwiązać. Pospiesz się, mamy coś do zrobienia. Nalissa usiadła i spojrzała bojaźliwie wokół. Była w małej komnacie, której rogi pokrywały pajęczyny. Na podłodze leżały zwały pyłu i fragmenty marmuru, który odpadł od ścian. Brakowało części dachu i przez istniejącą dziurę wciskały się promienie księżyca W ich słabym świetle widziała kształt leżący na podłodze przy ścianie. Przeszły ją dreszcze, a ostre ząbki wbiły się w piękne wargi z przerażenia. Po chwili namysłu stwierdziła jednak, że leżący na podłodze mężczyzna był za duży na Dalgara. Pochyliła się nad nim i spojrzała w jego twarz. Miał związane ręce i nogi, i był zakneblowany. Znad knebla wpatrywało się w nią dwoje szarych oczu. - Król Kuli! Nalissa przycisnęła obie dłonie do skroni. Pokój zachwiał się przed jej oszołomionymi oczami. W sekundę później jej szczupłe, silne palce pracowały przy kneblu. Po kilku minutach meczami osiągnęła sukces