... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
A jednak... Wydaje się, że nic nie wiedzą o lomikach czy zookirach. Nie potrafią ukryć podniecenia, gdy poddają badaniom schwytane glawery, całkiem jakby dokonali wielkiego odkrycia. Wygłaszają zastanawiające, nonsensowne uwagi na temat szympansów. A teraz chcą się dowiedzieć wszystkiego o mierzwopająkach. Zadają naiwne pytania, na które potrafiłby odpowiedzieć nawet ten nie będący specjalistą stos różnobarwnych pierścieni. Nawet gdyby wszystkie na-sze-moje torusy rozumności zostały wywlenowane , nie pozostawiając nic poza instynktem, pamięcią i siłą rozpędu. Na dziobie ogromnego statku, który pozostawił tu ich bazę, brak było godła Wielkiej Biblioteki. Sądziliśmy, że jest to jedynie oznaka ich kryminalnego statusu. Negatywny symbol czegoś w rodzaju skrywanego wstydu. Czy może to oznaczać coś więcej? Znacznie więcej? 246 Sara Ze sklepu Engrii leżącego nad kanałem Pimmin był tylko kawałek drogi do kliniki, do której Pzora zabrał wczoraj nieznajomego. Engrii zgodziła się, że spotka się tam z Sarą w towarzystwie Bloora Portrecisty. Czasu mieli niewiele. Być może jej pomysł był głupi lub niepraktyczny, lecz nie znajdzie ani lepszej okazji, by go przedstawić, ani też bardziej do tego odpowiedniej osoby niż Ariana Foo. Trzeba było podjąć decyzję. Jak dotąd znaki nie były korzystne. Emisariusze z Dolo spotkali się ostatniej nocy w tawemie nieopodal Uryjskiej Dzielnicy, by przedyskutować to, czego się dowiedzieli od chwili zawinięcia "Hauph-woa" do portu. Sara pokazała kopię raportu mędrców, świeżo odbitą w pracowni Engrii. Spodziewała się, że przyprawi to pozostałych o szok, lecz do wieczora nawet Pzora zdążył już poznać większą część opowieści. - Widzę trzy możliwości - oznajmił z determinacją farmer Jop, trzymając w ręku kubek maślanki. - Pierwsza to taka że cała opowieść jest przeklętym przez Jajo kłamstwem. Statek naprawdę przysłały wielkie Instytuty, mamy zostać osądzeni, tak jak mówią zwoje, ale mędrcy udają, że wbili sobie kamyk w kopyto. Rozpowiadają bajeczkę, że to bandyci, by usprawiedliwić powołanie milicji i przygotowania do walki. - To absurd! - wykrzyknęła Sara. - Naprawdę? W takim razie dlaczego zmobilizowano wszystkie jednostki? Ludzie musztrują się w każdej wiosce, uryjska kawaleria biega we wszystkie strony, a hoonowie oliwią stare katapulty, całkiem jakby mogli kamiennymi pociskami zestrzelić gwiazdolot. Potrząsnął głową. - Co będzie, jeśli mędrcy myślą o stawianiu oporu? To nie byłby pierwszy przypadek, że przywódcy popadli w obłęd na wieść o zbliżającym się kresie ich nędznej władzy. - Ale co z tymi rysunkami? - zapytał tancerz-skryba, Fakoon. g'Kek dotknął jednej z reprodukcji Engrii wyobrażającej parę ludzi w jednoczęściowych kombinezonach, którzy spoglądali bezczelnie na widoki całkiem dla nich nowe, lecz zarazem ocenione przez nich jako żałosne. Jop wzruszył ramionami. - Od razu widać, że to śmieszne. Skąd mogliby się tu wziąć ludzie? 247 Gdy nasi przodkowie opuszczali Ziemię w starej balii, którą kupili z trzeciej ręki, żaden ludzki uczony nie rozumiał, jak ona działa. Nasi ziomkowie nie mogliby dorównać standardowemu poziomowi galaktycznej techniki szybciej niż za dziesięć tysięcy lat. Sara zauważyła, że Brzeszczot i hooński kapitan zareagowali zaskoczeniem. To, co powiedział Jop na temat poziomu ludzkiej techniki w chwili wygnania, nie było tajemnicą, lecz musiało im być trudno to sobie uzmysłowić. Na Jijo to Ziemianie byli inżynierami, tymi, którzy najczęściej znali odpowiedzi. - A któż chciałwy dofuścić się takiego oszustwa? - zapytała Ulgor, opuszczając stożkowatą głowę. Sara wyczytała napięcie w postawie ursy. Masz ci los - pomyślała. Jop uśmiechnął się. - Może jakaś grupa, która dostrzegła w tym chaosie powód do tego, by zniesławić nasze imię i wykorzystać ostatnią sposobność zemsty przed nadejściem Dnia Sądu. Człowiek i ursa spojrzeli na siebie. Oboje uśmiechali się, odsłaniając rzędy jasnych zębów, co można było interpretować zarówno jako wyraz przyjaźni, jak i agresji. Choć raz Sara błogosławiła chorobę, która sprawiła, że niemal u wszystkich rewqi zwinęły się i zapadły w hibernację. Nie byłoby żadnych dwuznaczności, gdyby symbionty przetłumaczyły uczucia kryjące się w sercach Jopa i Ulgor. W tej samej chwili między tych dwoje wytrysnął strumień różowa-wej pary, kłębiącego się dymu o dławiącej, słodkiej woni