... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
- A teraz oddaj mi nóż. Call miała już zamknąć ostrze i odrzucić mu scyzoryk, gdy nagle zmieniła zamiar. Była zbyt wściekła, by pójść mu na rękę. Vriess nie spuszczał jej z oka. Dotknął jej łokcia. - Call, zapomnij. On chleje zbyt wiele księżycówki. Wiedziała, że Vriess nie obawiał się Johnera, mimo jego postury i przewagi. Martwił się raczej o nią. Pomimo prężnych mięśni była niska, drobna. A Johner, mówiąc, że zamierza zrobić komuś krzywdę , nie rzucał słów na wiatr. Uważał, że to zabawne. Tylko Call miała dosyć. Była już zmęczona uważaniem, by nie wejść temu wrednemu skurwielowi na odcisk. Jednym szybkim ruchem wbiła ostrze noża między dwa zespawane metalowe wsporniki i szarpnąwszy z całej siły, złamała je. Twarz Johnera pociemniała z wściekłości . Wyciągnął palec w jej stronę . - Nie prowokuj mnie , Annalee. Jesteś już z nami od jakiegoś czasu, więc wiesz, że nie należy ze mną zadzierać . Call przyjęła zuchwałą postawę. Wielkość i ciężar to nie wszystko. Potrafiła o siebie zadbać, a jeśli on chciał się o tym przekonać na własnej skórze, jego sprawa. Przez chwilę wymieniali zuchwale spojrzenia, aż w końcu, ku jej zdumieniu, Johner pierwszy zamrugał powiekami. Wciąż czerwony na twarzy opuścił kładkę. Call odgarnęła krótkie czarne włosy z niemal czarnych oczu i wciąż, nie posiadając się z wściekłości, zrobiła krótką gimnastykę szczęk. Radość ze współpracy z Vriessem prysła nieodwracalnie. Aż do chwili, kiedy lekko poklepał ją po biodrze i rzekł: - Naprawdę musimy zacząć zadawać się z ludźmi innego pokroju. Przydałoby się nam nieco inteligentniejsze towarzystwo. Silne , wprawne dłonie Sabry Hillard podprowadziły maleńką Betty pod nadęte, gigantyczne podbrzusze Aurigi. - Na co idą moje podatki - wymamrotała do siebie, po czym uśmiechnęła się, przypomniawszy sobie, że przecież nigdy nie płaciła podatków. W górze nad nią rozsunęły się masywne wrota doku ładowniczego. W słuchawkach rozległ się głos komputera pokładowego Aurigi: - Rozpocząć manewr dokowania. - Tak jest, Papciu - mruknęła, ustawiając jednostkę na pozycji. Ogromne elektromagnesy Aurigi wysunęły się, gdy Hillard zbliżyła mały stateczek do doku. Przy wtórze głośnego brzęku metalu magnesy Aurigi przywarły do kadłuba Betty, unieruchamiając ją i zabezpieczając jednocześnie. Jak dziecko w foteliku, pomyślała Hillard. Czemu więc ta myśl tak mnie niepokoi? Skąd to uczucie? Bądź co bądź byli jednak unieruchomieni. - Procedura dokowania zakończona - rzekł Ojciec - Możecie wejść na pokład stacji. Nawet komputer zdawał się im rozkazywać. Jego glos wydawał się władczy, nie znoszący sprzeciwu. Usiłując zwalczyć rodzący się niepokój, Hillard włączyła guzik interkomu. - Pójdźcie, moi drodzy! Kto ma zejść na brzeg, niechaj schodzi. Pamiętajcie. Generał powiedział, że na pokładzie Aurigi nie wolno nikomu nosić broni. Spotkamy się przy śluzie powietrznej. Wyłączyła komunikator. Dlaczego, przybijając do tak ogromnej stacji jak ta, zawsze miała wrażenie, że jest pożerana żywcem? 5. Perez patrzył, jak jego żołnierze przygotowują się na przyjęcie załogi Betty, które nastąpi na umieszczonej wysoko w górze metalowej kładce. Krytycznym okiem ilustrował każdego z żołnierzy, wyczulony na najmniejszy objaw niedbałości bądź nieporządku. Żołnierze prezentowali się dobrze. Korytarz przed śluzą powietrzną był jak cała reszta statku - idealny. Dokładnie tak jak sobie tego życzył. I tak być powinno. Osobiście dobrał wszystkich żołnierzy, których miał na pokładzie Aurigi. Każdy z nich pragnął czegoś większego i lepszego, ciekawych zadań i większych prowizji. Służba pod Perezem gwarantowała im specjalnie względy po zakończeniu służby. Jak dotąd żaden nie zawiódł. Wiedział, że i teraz nic takiego się nie zdarzy. Zwłaszcza że on tutaj stoi i obserwuje ich. Śluza powietrzna obróciła się, a głos Ojca oznajmił: - Cykl zakończony. Drzwi się otwierają. Kiedy pneumatyczne odrzwia uniosły się z jękiem, żołnierze ujrzeli przed sobą załogę niewielkiego statku pirackiego. Perez mimowolnie zastanawiał się, co mogli myśleć niektórzy z jego ludzi. Wszystko na pokładzie Aurigi lśniło czystością, zgodnie z życzeniem Pereza. Żołnierze poniżej byli identycznie ubrani i uzbrojeni. Płeć, wygląd czy rasa nie miały tu najmniejszego znaczenia. Byli drużyną podległą jednemu dowódcy. Nie jak ta banda obdartusów, pomyślał drwiąco. Jedynie co mieli wspólnego, to to, że nie mieli ze sobą nic wspólnego