... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

56 - Nie, Fredi! - usByszaBem gBos Zosi. No, dobra. Nie tak od razu. Pu[ciBem oBówek, a Zosia go odBo|yBa. Po chwili zaczBem zabaw od nowa. - Nie, Fredi. Ten jest mi potrzebny. Mnie równie|. I to znacznie pilniej ni| tobie. Tym razem trzymaBem go ciut dBu|ej. Gdy go pu[ciBem, a Zosia poBo|yBa go na miejsce, westchnBa. Ja w duchu tak|e. ZaczBem zatem zabaw w  czBowieku, nie irytuj si". No to: od nowa. - Fredi! Nie dostaniesz go! - oznajmiBa stanowczym gBosem Zosia. - Zosiu? - To mamusia, zza drzwi. Z przera|enia upu[ciBem oBówek. Wprawdzie szybko si opanowaBem, chciaBem go chwyci, ale Zosia ju| go zabraBa. - Tak, mamusiu? - zapytaBa. - Rozmawiasz z chomikiem? - zdziwiBa si mama. PeBen respekt, mamusiu. Bystre. - Tak. Bawi si moim oBówkiem - odpowiedziaBa dziewczynka. - Czy to ma znaczy, |e to zwierz nie siedzi w swojej klatce? - spytaBa mama. Znakomicie wykombinowane, Sherlocku Holmesie. WystarczyBoby otworzy drzwi i sprawdzi. Ale to widocznie za trudne. - Fredi tylko sobie siedzi na stole. Nie mo|e zej[ - uspokoiBa j córka. 57 - Mimo wszystko. Zamknij prosz chomika w jego klatce. I to natychmiast - stanowczym gBosem powiedziaBa mama. Co za haDba! StaBo si. - Ale, mamusiu, jak to? - zasmuciBa si dziewczynka. - Rób, co ka|, Zosiu! - usByszaBa w odpowiedzi. - Tak, mamusiu - zgodziBa si córeczka. - A na przyszBo[, Zosiu, zwierz ma by zamknite. {eby nie uciekBo. ZrozumiaBy[my si? -spytaBa mama. - Tak, mamusiu - przytaknBa córka. DostaBo mi si. Pierwsze uderzenie mamusi. OdeszBa korytarzem, a jej krok byB gBo[ny i zadowolony. Je[li co[ jeszcze mogBo pomóc, to czyn bByskawiczny i zdecydowany. Zosia wci| jeszcze trzymaBa oBówek w rce. Kilka skoków i ju| byBem przy niej - tym razem gryzBem wyjtkowo nieustpliwie. GryzBem tak mocno, |e przestraszyBem si, czy nie zBami oBówka. Ale musiaBem ryzykowa. CzuBem oBówek midzy zbami, tak jakby byB tam od zawsze. Zosia pu[ciBa przera|ona. Zaraz jednak zBapaBa i pocignBa. - Dawaj, Fredi! - krzyknBa. Nie da rady. ZacisnBem mocno powieki, nastawiBem uszy. Zosia szarpaBa i potrzsaBa. 58 - Fredi, puszczaj! Nie w tym |yciu. DaBem sob trz[ i macha, ale o oBówek walczyBem za|arcie, w dosBownym znaczeniu tego sBowa. Nie mogBa poj? - No dobra. - Zosia pu[ciBa. - Daj ci go w prezencie. Bdziesz go miaB w klatce. Chyba ju| nie raz to mówiBem: niezwykBa dziewczynka