... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Postanawiam nie korzystać z żadnej. Zamiast tego czołgam się między rzadkimi krzewami od północy do punktu oddalonego o jakieś dwadzieścia metrów na wschód od bramy i używam nożyc do cięcia drutu. Dziś nie świeci księżyc, niebo jest zachmurzone, więc ciemność zapewnia mi osłonę. Ale muszę być ostrożny. Dookoła nie ma drzew ani gęstych zarośli, gdzie mógłbym się ukryć w razie potrzeby. Obóz oświetlają reflektory rozmieszczone w strategicznych punktach. Tuż przede mną jest jeden z baraków koszarowych. Chowam się za nim i słyszę przez ścianę chrapanie. Wszyscy śpią, a przynajmniej powinni. Obserwując wcześniej bazę, zauważyłem, że cztery jednoosobowe patrole pilnują poszczególnych kwadrantów. Każdy żołnierz przemierza tam i z powrotem swój sektor. Domyślam się, że zmieniają się co trzy, czy cztery godziny. Okrążam koszary, przemykając od jednej plamy mroku do drugiej. Chętnie rozwaliłbym te cholerne reflektory, ale to na pewno przyciągnęłoby czyjąś uwagę. Kiedy kucam za budynkiem, który okazuje się stołówką, widzę jasno oświetlony teren ciągnący się aż do schronów dla okrętów podwodnych. Niestety właśnie tam muszę dotrzeć, żeby dowiedzieć się możliwie jak najwięcej o operacji „Barrakuda". Jak ja się tam dostanę, cholera? - Od wschodu nadchodzi wartownik - mówi Lambert. I mam odpowiedź. Zbliża się do mnie w postaci żołnierza patrolującego swój kwadrant. Facet idzie zamyślony, nie zwraca zbytniej uwagi na otoczenie i na pewno nie spodziewa się żadnych problemów w samym środku bazy wojskowej. Czekam, aż będzie obok mnie; potem skaczę naprzód, zasłaniam mu dłonią usta i walę go w tył głowy moim five-sevenem. Żołnierz wiotczeje w moich ramionach. Wlokę go w mrok za stołówką, zdejmuję mu kurtkę i hełm i przymierzam. Są dla mnie trochę za ciasne, ale ujdą. 179 Biorę jego karabin szturmowy - QBZ-95 - potem wstaję, wczuwam się w rolę i wychodzę wolno zza budynku. Jestem teraz chińskim żołnierzem na patrolu. Staram się nie rzucać w oczy i ruszam wolnym, ale pewnym krokiem w kierunku budynku dowództwa i schronów dla okrętów podwodnych. Znajdują się poza kwadrantem mojego przyjaciela, ale wątpię, żeby ktoś to zauważył. Nie chciałbym tylko natknąć się na faceta, który patroluje ten sektor, bo mogłyby z tego wyjść jakieś fajerwerki. Wejście do pierwszego schronu jest otwarte. Staję z boku i zaglądam ostrożnie do środka. Widzę okręt podwodny. Wnętrze hangaru oświetlają lampy robocze i widzę paru żołnierzy, którzy siedzą przy stole, na platformie obok basenu, i grają w karty. Oni też na pewno nie spodziewają się żadnych problemów tak późno w nocy. Przyglądam się okrętowi i uświadamiam sobie, że nie znam tej klasy. Przypomina mi się raport Pentagonu, dostarczony pracownikom operacyjnym Wydziału Trzeciego. Czytałem w nim o okrętach podwodnych nowej generacji, które zdaniem amerykańskich wojskowych budują Chińczycy. W nazewnictwie Pentagonu to klasa Yuan, podobno nowy typ bojowych okrętów podwodnych z napędem dieslowskim, chińskim osprzętem i rosyjskim uzbrojeniem. Robię szybko OPSAT-em kilka zdjęć okrętu i przemieszczam się do następnego schronu. Tu dzieje się trochę więcej, więc nie mogę się dobrze przyjrzeć wnętrzu. Ale dostrzegam, że tutaj też jest okręt podwodny. Wygląda na atomowy, klasy Xia. Trzeci schron jest pusty. Nie ma w nim żadnego okrętu. Kilku żołnierzy krząta się przy urządzeniach na platformach wokół basenu. Sprzątają po wyjściu okrętu w morze albo przygotowują się do jego przyjęcia. Nagle rozpoznaję faceta po cywilnemu, który stoi przy pulpicie sterowniczym jakieś dwanaście metrów ode mnie. To Oskar Herzog, już bez białej siwizny na włosach i brodzie. Teraz wygląda młodziej. Rozmawia z gościem w eleganckim mundurze, który jest odwrócony do mnie plecami. Widzę go pod takim kątem, że trudno mi rozróżnić jego stopień wojskowy. Wślizguję się ostrożnie do schronu i kucam za trzema beczkami z olejem, żeby lepiej mu się przyjrzeć. W końcu facet odwraca się od pulpitu sterowniczego i mogę mu zrobić zdjęcie. To generał Tun we własnej osobie. On i Herzog odchodzą od pulpitu i kierują się w moją stronę. Przywieram do podłogi. Mijają beczki i wychodzą na zewnątrz. Upewniam się szybko, że nikt za nimi nie idzie ani na nich nie patrzy, potem wymykam 180 się na dwór i zaczynam ich śledzić. Idą prosto do małego tymczasowego budynku dowództwa niedaleko schronu. Kiedy znikają w środku, okrążam budynek. W tylnej ścianie jest okno na wysokości ramienia. Sięgam do plecaka i wyjmuję przyrząd, który nazywam peryskopem winklowym. Jest bardzo podobny do narzędzia dentystycznego - to cienki metalowy pręt z małym okrągłym lusterkiem na końcu. Pręt jest giętki, mogę więc używać tego gadżetu prawie wszędzie. Najlepiej nadaje się do wyglądania zza rogu, kiedy nie chcesz, żeby cię zauważono, ale teraz muszę nim zajrzeć przez okno. No proszę. Banda nocnych marków. Nakryłem ich wszystkich razem. Generał Tun, Oskar Herzog i Andriej Zdrok stoją przy stole roboczym i studiują mapy. Eddie Wu siedzi w kącie na stołku i wygląda tak, jakby za chwilę miał zasnąć. A na kanapie leży Iwan Putnik. Chyba właśnie się obudził. Cholernie mnie korci, żeby wykorzystać okazję i zakończyć to tu i teraz. Naciskam mój implant i pytam o Lamberta. - Jestem, Sam. O co chodzi? Piszę wiadomość tekstową: MAM ZDROKA, HERZOGA, PUTNIKA, TUNA I E. WU RAZEM W JEDNYM WYGODNYM MIEJSCU. SĄ ŁATWYM CELEM. DZIAŁAĆ? Po chwili Lambert pyta: - Wiesz już, co zamierzają zrobić z głowicą jądrową i MRUUV-em? Odpowiadam: JESZCZE NIE. - Więc lepiej zaczekaj - mówi Lambert. - Proszę cię, wykonaj podstawowy plan. A potem wynoś się stamtąd w cholerę. Tę drugą sprawę zostawimy naszemu wojsku. To nie twoja działka, Sam. Człowieku, ja chcę dopaść Putnika! Moim największym pragnieniem jest to, żeby facet cierpiał za zabójstwo Katii! Przeklinam rozkazy Lamberta, chowam peryskop winklowy do kieszeni spodni i włączam TAK na moim five-sevenie. Wycelowuję go w okno i słucham rozmowy