... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Magda stanęła przede mną. — Wiesz, co powinnam ci zrobić? — zapytała wściekła. — Za co? Przecież twoim zadaniem było pilnowanie mnie. — Powinnam cię porządnie zlać za to migdalenie się na piasku. Naszą rozmowę przerwał przyjazd kilku samochodów terenowych. Z jednego z nich wysiedli Leśnik, Pirania i pan Tomasz. Szef z wyraźną dezaprobatą kręcił głową. — Niepotrzebnie ryzykowałeś — stwierdził. — Powiedz, kiedy zacząłeś się domyślać, kim jest Magda? — zapytał Leśnik. — Najpierw moje wątpliwości wzbudził Arek — opowiadałem. — Słyszeliście, jak on ze mną rozmawiał, kiedy próbował mnie wygnać z biwaku? Potem w Sobieszewie prawie wszedł na mnie, ale udał, że mnie nie zauważył. — Następnym razem będę bardziej naturalny — zapowiedział Arek witając się ze mną. — Do dziś czuję te korzonki — pomasował się po plecach. — Twarz Magdy od razu wydawała mi się znajomą — kontynuowałem. — Nie potrafiłem jej skojarzyć do czasu, aż w śluzie przedstawiła się Rafałowi jako moja narzeczona. Przecież to była dziewczyna ze zdjęcia w portfelu Foki, czyli moja narzeczona! Potem Magda w żaden sposób nie chciała ode mnie odejść. Miała zadanie tu pozostać, więc wymyśliła te starania o pracę, mieszkała w „Forsterówce" i miała zamiar wszystko tam obserwować. — A Margerita? Kiedy zacząłeś ją podejrzewać? — dopytywał się Leśnik. — Chyba od samego początku. Próbowała wydobyć ode mnie informacje udając, że... — Wiemy, wiemy — pan Tomasz przerwał mi znacząco patrząc w stronę Magdy. — Czemu ona sama nie szukała skrytki? — Magda nic wam nie mówiła o rozmowie z panem Klemensem? — zdziwiłem się. — Myślałem, że wszystko miała wam raportować. Wszyscy spojrzeli na Magdę. — Pawle, chyba ktoś cię bardzo lubi, że pozwala ci samemu dokonać odkrycia — pan Tomasz domyślił się prawdy. — Dziękuję! — nie wytrzymałem i przytuliłem Magdę. — To może nadszedł już czas, byśmy coś w końcu wykopali? — odezwał się Pirania. Dwoma samochodami pojechaliśmy pod koszary S S. Nasze przybycie wywołało panikę u ochroniarza. Zaprosiliśmy jeszcze Rafała i jego podopiecznych. Poszliśmy do świetlicy oficerskiej, tej z zegarem i kominkiem. Stanąłem przy zegarze, który był wbudowany w szczytową ścianę. Wszyscy ustawili się w półokręgu przede mną. — Na stelli są klepsydra, kosa i trzy łany pszeniczne — zacząłem tłumaczyć. — Rafałowi mówiłem, że skrytka musiała być w miejscu dostępnym i pilnie strzeżonym przez SS. Czy koszary nie są takim obiektem? Są! Rafał dostarczył mi stare i współczesne mapy okolicy „Forsterówki" Wyraźnie na nich widać, że układająca się równoleżnikowo Góra Mew przed wojną miała głębokie jary od południowej strony. To idealne wejścia do schronu pod górą, lecz po wojnie już tych jarów nie ma. To efekt prac minerskich. SS zasypało wszystkie wejścia, zostawiając jedno, awaryjne. Skoro zadano sobie tyle trudu, by zamknąć ten schron, to wejście do niego musiało być gdzieś tu, w jakimś budynku z całego kompleksu ocalały jedynie te koszary. To przypadek, że wskazówką jest właśnie ta stella z cmentarza w Sobieszewie. Myślę, że słowa oficera SS, że panowie Kohna i Lebbe znają tajemnicę, to był żart, który przyszedł mu do głowy, kiedy zobaczył stellę. Klepsydra służy do odmierzania czasu, podobnie jak ten zegar. Wahadło porusza się takim samym ruchem jak ostrze kosy, a zwróćcie uwagę na to, jak tu rzymskimi cyframi oznaczono godziny. — Zamiast zwykłych pałek są kłosy pszenicy — powiedziała Wiktoria. — Tak jest! — uśmiechnąłem się. — Teraz nastawiamy godzinę trzecią, jak te trzy kłosy — otworzyłem zegar i ręcznie przesunąłem wskazówki. — Zatrzymujemy wahadło i... — za boazerią rozległ się cichy trzask. — Działa! — ucieszyłem się. Pociągnąłem szafę zegara i naszym oczom ukazało się wąskie przejście ukryte w ścianie budynku. Korytarz ze schodkami prowadził w dół. — Kiedy z Rafałem zobaczyłem tę świetlicę, moją uwagę przykuła nadnaturalna grubość tej ściany — wyjaśniałem. — Można było to sobie wytłumaczyć tym, że to niemiecka budowla militarna, że stoi przy skarpie i musiała być mocna, ale ten zegar nie pozostawiał żadnych wątpliwości. Rafał wysłał dzieciaki po latarki