... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
.. Zatarł ręce, jego błękitne oczy błysnęły wesoło. - No, wiedźma już gotowa, żelazka w ogniu dochodzą. Pozwo lisz, księżyku, że z tobą tu na jego wielebność poczekam? W izbie duchota straszna. Skrzywił się niechętnie. - Wstyd mówić, ale jego wielebność na dobry komin pożałowa li, partacz jakiś go uczynił. Gdy palenisko rozpalić dobrze, zaraz swędu i dymu w izbie pełno, wytrzymać nie można. Ech, chciałbym tego mistrza budowniczego w swoje ręce dostać, niechby popatrzył, jak się żełazka grzeją, kleszcze a szpony grzeczne, jako na węglach czerwienieją... Wnet by wiedział, jak komin poprawić, bo ciągu za grosz teraz nie ma. Rozmarzył się, uśmiechnął. Po chwili spoważniał, machnął lekceważąco ręką. - A może kawki gniazdo w kominie uwiły... Nic to, księżyku, pozwolisz towarzystwa sobie dotrzymać? Chłód tu miły, a mnie jeszcze praca czeka. Kleryk zdobył się na kiwnięcie głową. - Za... - zająknął się - zaszczyt to dla mnie wielki, mistrzu Aitardzie. Mistrz aż pokraśniał z zadowolenia, jego szeroka, poczciwa twarz rozjaśniła się. - No gdzieżby, nie gadaj tak nawet... - powiedział. - Toć ty oso ba duchowna, choć młodyś jeszcze, a ja prosty rzemieślnik jeno. Powiedz, księżyku, jak cię zowią? - Philip... Philip z Norhamptone. Aitard kiwnął głową. - To i tak cię będę zwał, Philipie? - spytał. - Skorośmy już w konfidencję weszli. I nie czekając na odpowiedź, dodał: - A ty mów mi „mistrzu". Młody Philip poczerwieniał aż z zadowolenia. Czuł wprost uwielbienie dla tego dzielnego, mądrego człowieka. - Zaszczyt to dla mnie - powtórzył. Mistrz machnął lekceważąco ręką, - Bo i też we dwóch raźniej. Przyznaj się, cniło ci się tutaj same mu, jeno szczurowie do towarzystwa. Nie czekał na odpowiedź. Znów nabrał wody, przypiął się do czerpaka. - Ależ mnie suszy - mruknął tylko, odwieszając naczynie. - Cóż, taka praca... Philip spoglądał z zażenowaniem. Wyrzucał sobie, że mógł pomyśleć wcześniej, przynieść garniec piwa albo dzban wina nawet. Jakże tak, żeby mistrz wodę pił, jak nie przymierzając żaba w stawie? - Wybaczcie, mistrzu - bąknął cicho. - Nie pomyślałem, trza było jakiegoś lepszego napitku przygotować. Widno jego wieleb- ność zapomnieli... Urwał, widząc, jak twardnieje spojrzenie mistrza Aitarda. Zamarł z rozdziawionymi ustami. - Widać trzeba ci się jeszcze wiele nauczyć, młodzieniaszku - odezwał się karcąco mistrz po dłuższym milczeniu. - Wiedz, że na moje to życzenie woda właśnie tu stoi, czy sądzisz naprawdę, że jego wielebność piwa, a nawet wina mi pożałował? Cóż, nie zgrze szę chyba pychą, jeśli powiem, że nie... Popatrzył badawczo na Philipa. Ten skinął machinalnie głową. - Ano, nie zgrzeszę - ciągnął mistrz. - Ale trza ci, chłopcze wie dzieć, że piwo, a i inne trunki, wapory powodują i umysł mącić potrafią, jeśli w nadmiarze użyte są. A ręce pewne trzeba mieć, i pomyślunek bystry, w izbie instrumenta różne są, które łatwo spsować. Ot, kołowrót choćby... Nagle wycelował palec prosto w pierś Philipa. - A wiesz, księżyku, co to kołowrót? - spytał znienacka. - Nie wiesz pewnie, skąd byś miał wiedzieć... - Wiem! - wyrwał się Philip, zanim zdążył się zastanowić. Siwiejące brwi Aitarda zmarszczyły się groźnie, serce w kleryku zamarło ze strachu. Zebrał się w sobie, przywołał całą odwagę. - Eeee, tego, kołowrót... - Czuł pustkę w głowie. Naraz przypo mniał sobie, co słyszał od pomocników mistrza. -Już wiem! Taka machina, z łańcuchami i kołem do pokręcania, coby członki ze stawów wyrywać... Aitard udobruchał się nieco, ale nie do końca. - Wyrywać, zaraz wyrywać... Wiedz, Philipie, że nie sztuka wyrwać, tego i lada kiep dokonać potrafi, byle silny był. Sztuka nie zepsuć, jeno ból nieznośny sprawić, by zły, umęczeniem mdłe go ciała powodowany, wynijść z niego raczył. Ale masz rację, ma china zaiste jest przemyślna. Zadumał się, poskrobał po błyszczącej od potu łysinie. - Trzeba ci wiedzieć, Philipie, że przemyślna i droga. Nie byle rzemieślnik potrafi ją uczynić i nie każdy potrafi naprawić. Jak się chociażby łańcuch krzywo nawinie i pęknie, I kto ma koszty po krywać, przecie nie jego wielebność? Mistrz widno przypomniał sobie coś niemiłego, bo aż się skrzywił. - Przeto umysł trza mieć jasny i trunkiem niezmącony. Bo i gorąco w izbie człeka rozbierze - rzekł twardo. - Zasady trza znać, wstrzemięźliwości dotrzymywać. Taka praca