... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Stała się wtedy rzecz nieoczekiwana. Kozłowski wystąpił z czymś innym: stwierdził, że wie wszystko o małżeństwie Lednickiego. „Domyślam się, że sfałszował pan metrykę ślubną i nielegalnie ochrzcił dzieci w wierze katolickiej, ponieważ wiem - zwrócił się do Lednickiego - że żona pańska jest prawosławna". Zagroził, że jeśli następnego dnia Lednieki w imieniu swojej klientki nie zgłosi przed rozprawą gotowości do ugody, po rozprawie Kozłowski złoży u prokuratora Izby Sądowej raport o nim. Dodał przy tym, że znane są konsekwencje unieważnienia małżeństwa: dzieci pójdą do ochronek, a Lednieki z żoną mogą trafić do więzienia. W takiej sytuacji prawie pewne było wydalenie z adwokatury za fałszerstwo i to w dodatku związane z wykroczeniem przeciwko prawom wyznaniowym. Lednieki, mocno zdenerwowany zadzwonił po lokaja, któremu kazał wyprowadzić Kozłowskiego za drzwi. Następnego dnia stanął do procesu i wygrał go. Zaraz po procesie pojechał do swego znajomego, wicegubernatora Moskwy L. Boratyńskiego, opowiedział mu co się stało i zapoznał go z wszystkimi poprzedzającymi okolicznościami, których rzecz jasna, nie mógł ukryć. 18 Boratyński w milczeniu wysłuchał opowieści i mocno poruszony, nie mogąc ukryć oburzenia, wstał z krzesła i rzekł: Kakaja swołocz! Następnie zwrócił się do Lednickiego: „Proszę, mi darować, lecz jedno w tej ponurej historii mnie cieszy, że tym donosicielem nie był Rosjanin". Kazał wrócić do domu, mówiąc, że da mu znać, co wypadnie dalej czynić. Być może ze strony Kozłowskiego była to tylko pogróżka, próba szantażu. Po kilku dniach, gdy wpłynął donos, Bogatyński zjawił się u Lednickiego i kazał mu jechać do prokuratora S. Stiepanowa. Prokurator oczekiwał Lednickiego w swoim urzędowym gabinecie i od razu, bez żadnych wstępnych ceregieli powiedział, że wie wszystko i donos otrzymał. Potem pokazał arkusz papieru będący szczegółowym doniesieniem o jego małżeństwie i papier ten podarł na drobne kawałki, wrzucił do kosza. Następnie zapewnił, że Lednieki nie musi się już obawiać, gdyż są „wszelkie podstawy do przypuszczenia, że Kozłowski donosami więcej nie będzie się zajmować". Zakończyło się to wszystko tym, że Kozłowski się rozpił i po kilku latach znikł z Moskwy4. Wspomniany wyżej proces o spadek stał się w pewnym sensie punktem zwrotnym w karierze Aleksandra Lednickiego, którego talent krasomówczy mógł się ujawnić w sprawach karnych. Głośne procesy kryminalne interesowały bardziej szeroką publiczność aniżeli sprawy cywilne pasjonujące prawie wyłącznie uczestników procesu. Sądownictwo rosyjskie prezentowało w końcu XIX wieku wysoki poziom niezawisłości, miało poczucie prawa i sprawiedliwości. Przykładem może być proces toczący się w Moskwie między skarbem państwa a bankami zagranicznymi. Wieloletni moskiewski generał-gubernator, stryj Mikołaja II, Wielki Książę Sergiej w tej sprawie wystosował do prezesa sądu, przewodniczącego sprawie, list z prośbą znalezienia wyjścia, które obroni skarb państwa i nie naruszy zasad sprawiedliwości. Prezes po otrzymaniu listu uczynił 4 Relacja o tym procesie: W Lednieki, Pamiętniki, t. I, s. 302 i nast. 19 na nim następujące adnotacje: „Dołączyć do akt i okazać stronom". Co było wyrazem bezstronności i nie ulegania wpływom. Zachowało się opublikowane w miesięczniku prawniczym przemówienie Lednickiego w sprawie zatargu księcia Gagarina z chłopami. Książę proponował mu zawrotne honorarium w kwocie 20 tys. rubli za wystąpienie z powództwem cywilnym. Lednicki odmówił i zgodził się za darmo bronić chłopów! Sprawa była bardzo głośna. Na proces przyszły tłumy. Rozprawa toczyła się w wielkiej sali sądowej na Kremlu. Lednicki przemawiał ostatni. Faktyczna strona sprawy była dostatecznie wyjaśniona przez poprzednich obrońców: książę Gagarin toczył odwieczny spór z chłopami swej wsi o pograniczne ziemie i dla ich ochrony trzymał najemnych czerkiesów, którzy dali się włościanom mocno we znaki. Przez sporne łąki wiodła zakazana, ale najbliższa ścieżka ze wsi do cerkwi. Poszli nią chłopi na jutrznię wielkanocną, a czer-kiesi na koniach przegrodzili im drogę. Mszcząc się potem, chłopi otwarcie napadli na ludzi księcia, na niego samego i poturbowali go mocno