... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Ale on ma jedną dobrą rolę." Nie było wypadku, aby w aktorskich referencjach wzajemnych jeden o drugim nie powiedział o tej jednej dobrej roli, której nigdy nikt nie widział, ale to jest tak powiedziane na wszelki wypadek, jak piorunochron. Najmniej obawy mieliśmy o rzeźbiarzy. Jest to naród z przyrodzenia tępy a dobrotliwy; każdy z nich porając się z kamieniem nabiera niedźwiedziej siły, a wiadomo jest, co zostało powiedziane ongi heksametrem: "Atletom zresztą, wiadomo, siła nie dana jest w głowie." Moim zdaniem, na rzeźbiarzach można najlepiej dowodzić prawdy przysłowia, które powiada, ze z jakim przestajesz, takim się stajesz, że zaś rzeźbiarz przez całe życie wykuwa z kamienia bałwany, toteż zazwyczaj bałwanieje. Jak mało mają ci ludzie fantazji, tego można się dowiedzieć z polskich powieści, w których bohaterem jest rzeźbiarz; w stu takich powieściach na sto, rzeźbiarz zakochał się w jakiejś cud-dziewicy, której kształty dobrze mu się zarysowały przez suknię, rzeźbiarz uczynił naturalnie z cud-dziewicy wspaniały posąg nagi w marmurze, zwykle Galateę, Wiosnę, Sfinksa, Anioła śmierci; każda z tych dziewic zdradziła potem każdego rzeźbiarza, co nikogo nie dziwi, i oto rzeźbiarz chwyta młot i zamiast sprać dziewicę w jej własnej osobie, rozbija jej posąg i łka na gruzach. Zwykle taki bałwan dostaje jeszcze zapalenia mózgu, ale to niekonieczne. Upiłbym się z radości z powodu odrodzenia polskiej powieści, gdyby się w której z nich znalazł w epilogu rzeźbiarz, co nie rozbija posągu, lecz go sprzedaje za dobre pieniądze, a niewiernej kochance posyła bukiet, związany zielonym, jedwabnym stryczkiem. Poza tym, jak się rzekło, rzeźbiarze jest to naród niezmiernie miły, choć z przyrodzenia tępy a łagodny. Powiesz mu dowcip, a on się najpierw chwyta za brzuch, tarza się ze śmiechu przez dwie godziny, a potem powiada: "Powiedz mi jeszcze raz, bo nie dosłyszałem!" Rób z takim, co chcesz! Nie można też dopuścić, aby rzeźbiarz rozmawiał z niewinną panienką albo inną porządną kobietą, bo w najlepszej intencji zechce nagle spróbować, czy jędrna wypukłość piersi nie jest przypadkiem sztukowaną; w ogóle zaś nie chce rozmawiać z osobą płci żeńskiej, której piersi mają Wygląd ospały, gnuśny lub przypominają źle wypełniony bukłak z koziej skóry. Gębę mają ci zacni ludzie zwykle mocno obrosłą niedźwiedzią sierścią, a gdy się taki rozbierze (broń Boże do kąpieli!), ujrzysz, że tak jest szelma pokryty włosiem, że go można od razu położyć przed łóżko jako niedźwiedzią skórę. Słów używają mało, raczej gadają rękami, poza tym okazują nadzwyczajną energię w torowaniu sobie drogi; nie było wypadku, aby rzeźbiarz usunął łagodnie stojące mu na drodze krzesło - zawsze je kopnie tak, że się rozleci; musi być bardzo smutny i z tego powodu musi mu być wszystko jedno, jeśli otworzył drzwi za pomocą klamki, gdyż jeśli jest w normalnym nastroju, to je otwiera kolanem, brzuchem, głową, zresztą całym sobą. Jak zaś mało mówią ci ludzie, to jest zdumiewające przy równoczesnych wynikach; znałem rzeźbiarza, wielkiego mruka, który do modelki oprócz dwóch słów: "rozbierz się, panna!" i "ubierz się, pani!" - nigdy nie powiedział najmarniejszego słowa i z tego wszystkiego modelki omijały go, jak pijak studnię, gdyż każda miała z nim dziecko. Dziwni ludzie! Na bal rzeźbiarze są w sam raz jako goście niezmiernie pożyteczni; dobre te chłopy tańczą z takim zapałem, że aż drzazgi lecą z podłogi, a dom chwieje się w fundamentach; nie upije się taki, choćby wypił morze, bo łeb ma z granitu, i zawsze można go użyć do wyrzucania gości lekkich i lekkomyślnych, co rzeźbiarz czyni z gracją i wytwornie, tak że nieszczęsnemu temu człowiekowi połamie ze sześć żeber. Toteż zaprosiliśmy na bal rzeźbiarzy cały tuzin, wśród nich bowiem mieliśmy najwięcej przyjaciół. Bal się odbył w sobotę, zaczął się o godzinie dwunastej w nocy i trwał do wtorku rano, chociaż paru gości nie można było odszukać aż do następnej soboty; kilka zaś dam z naszego towarzystwa, i to najprzyjemniejszych, w braku odpowiednich kawalerów odprowadziła do domu policja. Zabawa była pierwszorzędna i w istocie przepysznie wytworna. Dość powiedzieć, że mieliśmy nawet dwóch lokajów we fraku i nikt nie poznał, że to ambasadorowie śmierci, pachołki z prosektorium, które się przybrały we fraki zdarte z nieboszczyków