... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

- Policjant znowu skupi³ na niej uwagê. – Panno Ballard, naprawdê chce pani w to wci¹gaæ prawnika? Czy¿ nie by³oby proœciej, gdybyœmy po prostu zamienili z Mikiem parê s³ów, przekonali siê, co ma nam do powiedzenia, a potem siê zastanowili? Spróbujmy, jeœli to mo¿liwe, za³atwiæ sprawê miêdzy nami. Jasne, uwa¿ajcie, bo uwierzê. - Jeœli chcecie rozmawiaæ z moim bratem, ma byæ przy tym prawnik. Gliniarze wydawali siê zirytowani tak¹ propozycj¹ i to jej wystarczy³o. Zawsze uwa¿a³a ich za swoich wrogów. - W porz¹dku - powiedzia³ ten ni¿szy i wymienili miêdzy so b¹ spojrzenia. - W takim razie nie ma sensu, byœmy d³u¿ej cze kali, prawda? Proszê jutro zadzwoniæ i umówiæ siê, kiedy przyj dzie pani z bratem na rozmowê. Oczywiœcie, razem z prawni kiem. - Wyj¹³ z kieszeni wizytówkê, napisa³ coœ na odwrocie i poda³ kartonik Molly, która nawet nie patrz¹c, schowa³a j¹ do kieszeni d¿insów. - Zadzwoni pani, prawda? - W ustach krêpe go policjanta brzmia³o to bardziej jak groŸba ni¿ pytanie. - Oczywiœcie - zapewni³a go Molly, czuj¹c dziwn¹ pustkê. Do jutra musi wytrzasn¹æ prawnika. I forsê na niego! - Dopóki sprawa siê nie wyjaœni, radzilibyœmy pani dobrze pilnowaæ tego ch³opaka, panno Ballard. Bo my ju¿ bêdziemy mieæ na niego oko - dorzuci³ wy¿szy policjant. Skin¹wszy g³ow¹ Molly i pozosta³ym, odwróci³ siê na piêcie i skierowa³ do radiowozu, a za nim ruszy³ gruby partner. Po paru minutach zniknêli, samochód wycofa³ siê, ko³a g³oœno za-chrzêœci³y na ¿wirze. Molly w milczeniu patrzy³a na tylne œwiat³a, które najpierw sta³y siê czerwonymi punkcikami, a w koñcu zniknê³y w ciemnoœciach. Wtedy odwróci³a siê do rodzeñstwa. Ashley i bliŸniêta stanêli blisko Willa. Nawet ¯e- berko ufnie dysza³ u jego stóp. Molly wygiê³a usta. Przysz³o jej na myœl, ¿e oni - ³¹cznie z ni¹ - s¹ g³upi, skoro uwa¿aj¹ dopiero co poznanego mê¿czyznê za sprzymierzeñca. Znalaz³ siê tu przypadkowo, a pomaga³ im, gdy¿ Molly mia³a zrobiæ coœ, na czym mu zale¿a³o. Jednak owo ¿yczliwe zachowanie w ka¿dej chwili mo¿e siê skoñczyæ. I tak te¿ bêdzie, gdy tylko agent przestanie jej potrzebowaæ. Spotkali siê wzrokiem w ¿ó³tym œwietle lamp pozapalanych w domu. - Nie mamy pieniêdzy na prawnika - oœwiadczy³a Molly ostro, rozcieraj¹c ramiona, by siê rozgrzaæ. Will wzruszy³ ramionami i wsun¹³ rêce do kieszeni. - Nie przejmuj siê tym. - Jak mam siê nie przejmowaæ...! - zaczê³a, podnosz¹c g³os, lecz w tej samej chwili coœ siê poruszy³o w cieniu na ty³ach do mu. Ciemna sylwetka zmierza³a w kierunku kuchennych drzwi, jednak siê zawaha³a. Id¹c za spojrzeniem Molly, Will z dzieæmi obejrzeli siê, by popatrzeæ na postaæ, która skierowa³a siê w tê stronê. - Czego chcieli? - spyta³ Mikê, gdy wystarczaj¹co siê do nich zbli¿y³. Rozdzia³ dziesi¹ty T ylko siê dowiedzieæ, gdzie jesteœ - oœwiadczy³a podejrzanie mi³o Molly, mierz¹c brata wzrokiem. Pikowana, czarna kamizelka z kapturem stanowi³a uzupe³nienie dy¿urnego zestawu z³o¿onego z d¿insów, podkoszulka i flanelowej koszuli. Z kucyka wymknê³o siê pasemko ciemnobr¹zowych w³osów i opada³o ch³opakowi na twarz. Pojedynczy kolczyk b³yszcza³ w œwietle lamp. Molly musia³a przyznaæ, ¿e Mike wygl¹da³ na zwyk³ego punka. Przysunê³a siê o krok i g³êboko wci¹gnê³a powietrze, chc¹c wy³owiæ zapach alkoholu albo marihuany. Poczu³a jednak wy³¹cznie woñ wieczornego powietrza i suchych liœci. - Zreszt¹, jak my wszyscy. Po pierwsze, spóŸni³eœ siê ponad godzinê. Gdzie by³eœ? Mike wzruszy³ ramionami. - Nigdzie. Gliny chyba nie zjawi³y siê tu z mojego powodu? - Twierdz¹, ¿e pali³eœ trawkê, Mike! - wtr¹ci³ z podniece niem Sam, nie dopuszczaj¹c Molly do g³osu. -1 ¿e pi³eœ piwo! - K³amczuch! - rzuci³ Mike, patrz¹c na brata z góry. - Wcale nie! - wyst¹pi³a w obronie brata Susan. - Sam ni gdy nie k³amie. - Tak nam powiedzieli - potwierdzi³a Ashley. Mike szerzej otworzy³ oczy i zerkn¹³ na Molly. Przytaknê³a z zaciœniêtymi ustami. - Ponoæ do stajni w stadninie Sweet Meadow w³ama³a siê grupa nastolatków, którzy na widok patrolu uciekli. Zostawili dowody, ¿e pili piwo i palili trawkê. Œwiadek potwierdza, i¿ ciê tam widzia³. - Jaki œwiadek? Sam obronny ton ch³opaka wystarczy³, by Molly œcisnê³o siê serce. - By³eœ tam z nimi, prawda, Mikê? Bo¿e, co teraz zrobiæ? Zd¹¿y³a siê ju¿ przekonaæ, ¿e karanie nastoletniego brata to iœcie syzyfowa praca. Brak dostêpu do telewizji i telefonu stanowi³yby za s³ab¹ reakcjê na taki postêpek. Ale co jej pozostawa³o? Areszt domowy? Lanie? Na tê ostatni¹ myœl wybuchnê³a w duchu œmiechem. Mikê by³ wy¿szy od niej. Zawaha³ siê, niechêtnie patrz¹c Molly w oczy. - Mo¿e - odpar³. - Mo¿e?! - Jej g³os podskoczy³ o oktawê. Brat zacz¹³ coœ mówiæ, ale zerkn¹³ na Willa, który sta³ bez s³owa z lewej strony Molly, z rêkami w kieszeniach spodni, nie odrywaj¹c wzroku od Mike'a. - A co on ma do tego? - spyta³ ch³opak, ruchem g³owy wskazuj¹c na goœcia. - Jest po naszej stronie - pisnê³a Susan. Ashley i Sam skinêli potakuj¹co g³owami, a Molly w ostatniej chwili siê powstrzyma³a, ¿eby nie zrobiæ tego samego. - To nie by³o grzeczne - skarci³a brata. Mikê wzruszy³ ramionami. - Poza tym za³atwi ci prawnika - dorzuci³a Ashley. - Zanim pójdziesz na policjê. - Nie idê na ¿adn¹ policjê i nie potrzebujê prawnika. Nie by³o mnie w tamtej stajni. Ch³opak od¹³ siê - tê minê Molly ostatnio zna³a a¿ nazbyt dobrze. K³ama³, czu³a to. I natychmiast ogarnê³a j¹ furia. Jak móg³ to zrobiæ? Jej, im wszystkim. Na usta cisnê³y jej siê ostre s³owa, musia³a a¿ zacisn¹æ zêby, by ich nie powiedzieæ na g³os. Zd¹¿y³a siê przekonaæ, ¿e w wypadku Mike'a krzyki nie dawa³y ¿adnego efektu, choæ nadal jeszcze nie odkry³a, co skutkowa³o. - Nie wierzysz mi? - W g³osie brata brzmia³ gniew. Patrz¹c na niego, Molly nagle zobaczy³a tamtego drobnego oœmiolatka, którego odzyskali po latach tu³aczek po rodzinach zastêpczych i och³onê³a. On te¿ pokrywa³ swój strach z³oœci¹. - Niewa¿ne, czy ci wierzê, czy nie, masz k³opoty, ma³y - ode zwa³a siê cicho. - To siê nie rozejdzie po koœciach. Byli tu ludzie szeryfa i za¿¹dali, ¿ebym jutro zatelefonowa³a i ustali³a termin przes³uchania. Za³o¿ê siê, ¿e pozosta³ych ch³opaków te¿ wezm¹ w obroty i w koñcu któryœ puœci farbê. Ale nie to jest najgorsze. Najgorsze jest to, co robisz sobie. Jeœli pi³eœ albo pali³eœ marychê, chcê o tym wiedzieæ. Musisz mi wyznaæ prawdê. Mikê zmierzy³ j¹ wzrokiem. - Niby czemu? I tak nigdy mi nie wierzysz. Zanim zd¹¿y³a coœ odpowiedzieæ, wykrêci³ siê na piêcie i odszed³