... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Czy ja te¿ by³em taki uparty? - zapyta³ w jêzyku Tayledras. - Och, by³eœ jeszcze gorszy. - Gwiezdny Wicher rozpromieni³ siê i wzi¹³ Savil pod ramiê. - B¹dŸ tak ³askawa i poka¿ nam, gdzie bêdziemy nocowaæ, Skrzydlata Siostro. Myœlê, ¿e powinniœmy zostaæ tutaj przez parê dni, bo w przeciwnym razie Vanyel nierozwa¿nie nadwerê¿y swe si³y i wszystko bêdzie na nic. - A co jeszcze kryjesz w rêkawie? - zapyta³a Savil. - Naturalnie masz racjê, ale jest coœ, czego nie powiedzia³eœ ch³opcu. - Spostrzegawcza jak zawsze - odrzek³. - Wolê jednak¿e, abyœ us³ysza³a to od Tañcz¹cego Ksiê¿yca. Savil skinê³a na Tañcz¹cego Ksiê¿yca, który do³¹czy³ do nich przy drzwiach. - Œpij, Stefenie - przykaza³ mu, zamykaj¹c je. Od strony ³ó¿ka dobieg³o ich niewyraŸne mamrotanie. Wydawa³o siê, ¿e zabrzmia³o to jak zgoda. - Z racji nieobecnoœci wszystkich, przypuszczam, ¿e sama bêdê musia³a zdecydowaæ, gdzie was umieœciæ - stwierdzi³a Savil. - A poniewa¿ nie znam innego miejsca, s¹dzê, ¿e mo¿ecie z powodzeniem zaj¹æ pokój s¹siaduj¹cy z sypialni¹ Vanyela. Otworzy³a drzwi pokoju goœcinnego, który w przyt³umionym œwietle wygl¹da³ niemal tak samo jak komnata Vanyela - w Forst Reach, podejmuj¹cym w ci¹gu roku oko³o setki goœci, ¿aden pokój nie sta³ nigdy pusty na tyle d³ugo, aby zagnieŸdzi³a siê w nim atmosfera pustki. Jedynym rzeczywistym sygna³em, ¿e nikt tu nie mieszka³, by³y zamkniête okiennice; œwiat³a wpada³o tylko tyle, ile przedostawa³o siê przez szparki miêdzy nimi. - Wiêc, o czym chcia³eœ mi powiedzieæ? - Zapyta³a Savil Gwiezdnego Wichru, zamykaj¹c za nim drzwi. Drugi k'Treva podszed³ prosto do okna i otworzy³ okiennice. - Nie ja - odpar³ Gwiezdny Wicher - ale Tañcz¹cy Ksiê¿yc. Usiad³szy na parapecie, wychyli³ siê, ogl¹daj¹c z zainteresowaniem - autentycznym czy udawanym, tego Savil nie uda³o siê ustaliæ - tereny w dole. - No? - zniecierpliwiona zwróci³a siê do Tañcz¹cego Ksiê¿yca. Bieg³y uzdrowiciel wygl¹da³ na bardzo zak³opotanego. - Nie wiem, czy bardzo powa¿nie traktujecie swe wierzenia - powiedzia³ z wahaniem. - Zale¿y które - odpar³a, przysiadaj¹c na brzegu ³ó¿ka. - Jeœli idzie o to, ¿e ludzie ¿yj¹ w drzewach, to moim zdaniem postrada³eœ rozum. Tañcz¹cy Ksiê¿yc puœci³ mimo uszu ten docinek. - Uwa¿amy - i dowiedliœmy tego na tyle, na ile w ogóle mo¿na dowieœæ czegoœ takiego - ¿e dusze odradzaj¹ siê, niekiedy przekraczaj¹c granice gatunków. Nowe narodzenie w ciele stworzenia o podobnej inteligencji, jak w przypadku hertasi rodz¹cych siê ponownie jako kyree, albo kyree jako ludzie... - Mo¿e umiliæ czas przy obiedzie - oburzy³a siê Savil. Tañcz¹cy Ksiê¿yc ³ypn¹³ na ni¹ groŸnie. Z miejsca odpowiedzia³a mu sardonicznym spojrzeniem. - To wielce fascynuj¹ca filozofia, ale nie rozumiem, co to ma wspólnego z Vanyelem - oznajmi³a, przekrzywiaj¹c z lekka g³owê. Tañcz¹cy Ksiê¿yc potrz¹sn¹³ g³ow¹. - Nie z Vanyelem - z Pieœniarzem. - Stefenem? - zawo³a³a niedowierzaj¹c. - Dlaczego, u licha, ze Stefenem? I dlaczego to ma byæ wa¿ne? - Poniewa¿ mój shay'kreth'ashke jest przekonany, podobnie zreszt¹ jak ja, i¿ wasz Stefen jest, lub by³, tym, którego nazywano Tylendel - zawo³a³ od okna Gwiezdny Wicher. Savil pocz¹tkowo opanowa³o zaskoczenie, potem sceptycyzm. - Z jakiego powodu, czy tylko dlatego, ¿e z³¹czy³a ich wiêŸ ¿ycia? Doprawdy, czy¿ nie jest to odrobinê zbyt zgrabne, zbyt akuratne? To siê nadaje na ca³kiem przyjemn¹ bajeczkê, ale... - Wzruszy³a ramionami. - Nie - powiedzia³ Tañcz¹cy Ksiê¿yc, zbli¿aj¹c siê do okna, aby stan¹æ obok Gwiezdnego Wichru. - Nie, to nie ze wzglêdu na wiêŸ ¿ycia, nie przede wszystkim. S¹ inne sprawy: œcie¿ki pamiêci Vanyela, zwi¹zki inne ni¿ wiêŸ ¿ycia. - Przerwa³ i wzniós³ oczy do sufitu, jak gdyby zbiera³ myœli. - Istniej¹ te¿ przyczyny, groŸne przyczyny, tego, co siê sta³o. WiêŸ ³¹cz¹ca Vanyela i Tylendela by³a silna, silniejsza od wiêkszoœci wiêzi ¿ycia, z którymi siê spotyka³em. Za to, co siê sta³o, Vanyelowi nale¿y siê zadoœæuczynienie. Sprawa jest nie dokoñczona, gdy¿ Tylendel zawiód³ jako herold. - Przez chwilê patrzy³ na ni¹ wyczekuj¹co, a potem wzruszy³ ramionami. - Móg³bym omówiæ to szczegó³owo, ale to by ciê tylko znudzi³o. - W¹tpiê - odpar³a Savil, zafascynowana pomimo swego sceptycyzmu. - Tylko nie widzê, co to ma wspólnego z obecn¹ sytuacj¹. Gwiezdny Wicher odszed³ od okna. - To, ¿e przesz³oœæ ma wp³yw na teraŸniejszoœæ i bêdzie ukazywa³a w fa³szywym œwietle to, co bêdzie siê dzia³o w teraŸniejszoœci. - Mam im w takim razie powiedzieæ o tych waszych spekulacjach? - spyta³a z zaciekawieniem. - Ach! - Gwiezdny Wicher splót³ d³onie za plecami i uœmiechn¹³ siê ironicznie do swego partnera. - Tutaj w³aœnie nie mo¿emy siê zgodziæ. S¹dzê, ¿e byæ mo¿e trzeba to zrobiæ, ale nie jestem o tym przekonany tak mocno jak Tañcz¹cy Ksiê¿yc. Chêtnie jednak dam siê przekonaæ. - Ja uwa¿am, ¿e pod ¿adnym pozorem nie powinieneœ im o tym mówiæ - oœwiadczy³ nieugiêcie Tañcz¹cy Ksiê¿yc, opieraj¹c siê o ramê okna. - Niemniej nasze odczucia wyp³ywaj¹ z tych samych przes³anek