... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
- Cóż, w takim razie, wybrałeś dobre miejsce na spotkanie; będziemy bezpieczni w razie silnych wiatrów. Mądrze zorganizowałeś to wszystko, nazredzie shafalonie. Będziesz żył o wiele dłużej od innych i dlatego zostaniesz kiedyś nazredem nazredów. Słysząc tę pochwałę, pomachałem mackami. To dopiero komplement, usłyszeć, że będę żył wystarczająco długo, by zostać nazredem nazredów. I pomyśleć, że jestem w końcu szefem swojej płci i wciąż jeszcze efektywnie zarządzani wszystkim! Naprawdę nasza rasa przeżyła wstrząs wywołany przez cywilizację, nie wspominając już o najwyższej manifestacji, Kontrapunkcie. - Potrzebujesz tkana - kontynuował nazred nazredów. - Myślę, że tkan tkanów ma takiego, jaki będzie ci odpowiadał. Tkan gadulit jako jedyny ze swojego rodzinnego łańcucha ocalał po ostatnim ataku tricefalopsów (muszę pamiętać o tym, że imię gadulit będzie teraz używane przez nową rodzinę). Jeżeli ci to odpowiada, możesz wziąć go do nowej rodziny. Gdy tylko szefowie płci zbiorą się i przeprowadzą ten dziwny konkurs piękności, zbierzemy wybrane jednostki i poprowadzisz ich do tego strasznego Shlestertrapa. I oby to stereo ułatwiło nam proces cywilizacji. - Oby tylko - zgodziłem się z zapałem i poszedłem na spotkanie nowego tkana. Był on wystarczająco zmodyfikowany, by pasować do naszego łańcucha. Guur shafalon był nim zachwycony, a nawet nasz mlenb, chociaż ociężały i zawsze z rezerwą, przyznał, że bardzo polubił nowego skrzydlatego członka łańcucha. Tkan cieszył się, że został zaakceptowany w rodzinie shafalonów, i ja byłem z niego zadowolony. Zacząłem obmyślać kolejną konwencję, nadszedł czas na rozpoczęcie nowego cyklu. Jednakże nim zdołałem skomunikować się z moim srobem, który zawsze o tej porze roku pływał z dala od brzegów, nadleciał tkan tkanów z informacją, że szefowie sześciu płci wybrali już reprezentantów i że poprowadzi mnie do nich. Musiałem więc odłożyć inicjację nowego potomostwa, choć uczyniłem to z żalem. Plooki, które zostały wybrane na konkursie piękności, były najwspanialszymi przedstawicielami naszej rasy. Każdy z nich odróżniał się od innych członków swej płci pod wieloma względami. Złączeni w jedną rodzinę, mogliby wydać na świat superplooki. Z wyszukaną grzecznością tkan tkanów powiedział mi, że poważnie rozważano moją kandydaturę na przedstawiciela nazredów, i tylko dlatego wybrano kogoś innego, że miałem inne zadania jako asystent Shlestertrapa. - Nie szkodzi - powiedziałem mu, gdy wznosił się w górę. - Zaznałem wystarczająco dużo zaszczytów jak na jednego Plooka, moje księgi są już zapełnione. Największy problem mieliśmy ze srobem, który nie mógł poradzić sobie z oddechem. Reprezentant tkanów zobowiązał się, że nie czekając na innych, od razu poleci z nim do kopuły, by nie wysechł za bardzo. Po czym wraz z reprezentantem nazredów i blapów, którzy podtrzymywali podobnego do rośliny guura, rozpocząłem zdobywanie dziesiątej wysokiej góry. Chociaż pora deszczowa już się prawie kończyła, po kopule pełzało jeszcze więcej wielkich cętkowanych węży niż przedtem. Ponadto ujrzałem tam mnóstwo dodlów, a nawet kilka brinosaurów, czekających już nastania pory wczesnych powodzi. Ze zdumieniem spostrzegłem, że uważali oni człowieka za smakowity substytut Plooka. Wysunąłem się na czoło naszej gromady, gdyż znałem teren najlepiej i prędzej niż inni mogłem zwrócić na siebie uwagę Shlestertrapa. Nie zdołaliśmy nawet pokonać połowy drogi na szczyt, gdy staliśmy się celem ataków niemalże całej fauny Wenus. Zaśliniona horda rzuciła się w naszym kierunku, zdeterminowana ścigać nas za wszelką cenę, chociaż od czasu do czasu któreś ze zwierząt atakowało czy szarpało swego sąsiada. Cieszyłem się, że szefowie płci dokonali tak mądrego wyboru swych reprezentantów; tylko naprawdę zmodyfikowane Plooki, z rozwiniętymi cechami samozachowawczymi, mogły nie tknięte przedrzeć się przez to piekło. Względnie nie tknięte. Wystarczyło, że jeden raz pokazałem się robotowi, który znajdował się w zewnętrznym pomieszczeniu schronienia, a już wszyscy zostaliśmy pochwyceni przez wiązkę i przeniesieni do środka. To wszystko stało się tak nagle; wydawało się nam, że otwarta na nasze przyjęcie część kopuły zmaterializowała się i zamknęła, nim znaleźliśmy się w środku. Pamiętam, że miałem szczególny powód do wdzięczności, gdyż wiązka pochwyciła mnie w chwili, gdy znajdowałem się między pnączami ssącego bluszczu; był to największy okaz tej rośliny, na jaki kiedykolwiek się natknąłem. Co prawda mogłem posłużyć się spiralnymi mackami, ale byłem zbyt zajęty opędzaniem się od trzech jaszczuroptaków, by zauważyć, co czai się na ziemi. Jeden z robotów zdążył przygotować już specjalny zbiornik dla sroba i udało mu się zdobyć trochę ziemi, w której mógłby zakorzenić się guur. - Czy to jest prawdziwa roślina? - zapytał Shlestertrap. Był teraz inaczej ubrany; miał na sobie czarne ubranie stosownie udekorowane czerwonymi kropkami, co zmieniało go nie do poznania. Na głowę włożył coś, co nazywał czapką; jej daszek skierowany był do tyłu. Wyjaśnił, że taki sposób noszenia czapki, przestrzegany przez ludzi stereo, ma ich odróżniać od ludzi poprzednich epok. - Nie, to jest guur, Plook, który upodabnia się zwykle do otoczenia Właściwie nie jest on rośliną, chociaż czerpie trochę pożywienia w drodze fotosyntezy. Zachował jednak pewne możliwości poruszania się... - Nazywasz go guurem? Jest bezradny, co? Pewnie może być przeniesiony przez próg. Zaczekajcie, muszę pomyśleć! Naprędce przetłumaczyłem jego słowa. Wszyscy zamarliśmy w milczeniu. Srob, który wysunął głowę z basenu, by przyjrzeć się kopule, zaczął dusić się na powietrzu. W końcu Shlestertrap skinął głową i wszyscy znowu odżyliśmy. Mlenb trzepnął lekko sroba, który był już prawie nieprzytomny i popchnął go z powrotem pod wodę. - Tak - powiedział nasz Cywilizator. - To dodaje kolorytu. Mam pomysł. Może niedopracowany jak na artystyczne stereo, ale zawsze mogę to podkoloryzować i nikt nie dostrzeże różnicy. - Zwrócił się do mnie. - To ważna sprawa w tym biznesie, takie ubarwienie, by nie zorientowali się, że oglądają wciąż to samo. Jeśli zrobisz to dobrze, tłumy będą za tym szalały