... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Miło mi cię znowu widzieć. Słyszałam wiele w ostatnich czasach na twój temat. Ale co czynisz w Luwrze o takiej wczesnej godzinie, czego sobie życzysz? — Rozmawiać z królem, Madame — odpowiedział Gabriel zdławionym głosem. — Pan d Exmes w samej rzeczy musi porozmawiać natychmiast z jego królewską mością. Sprawa jest dla niego wielkiej wagi nawet dla samego króla, a wszystkie straże zakazują wejścia, odsyłają do wieczornej audiencji. — Jakbym mógł czekać do wieczora! — zawołał Gabriel. — Przypuszczam, że dlatego tak się dzieje, ponieważ jego królewska mość kończy wydawanie ważnych rozkazów. Pan konetabl de Montmorency jest jeszcze u króla i naprawdę obawiam się… Błagalne spojrzenie Gabriel a nie dało Marii Stuart dokończyć zdania. — No dobrze, spróbujmy, narażam się — rzekła. Uczyniła gest malutką rączką. Straże rozsunęły się z respektem. Gabriel i admirał mieli wolne przejście. — Dziękuję ci, Madame rzekł gorąco młodzieniec. — Dzięki ci, podobnej do anioła. Zjawiasz się zwykle, aby mnie pocieszyć lub mi pomóc w troskach. — Droga wolna — odpowiedziała z uśmiechem Maria Stuart. — Jeśli jego królewska mość wpadnie w złość, nie zdradzaj interwencji anioła, chyba w ostateczności, proszę cię. Z wdziękiem złożyła ukłon Gabrielowi i jego towarzyszowi i zniknęła. Gabriel był już przed drzwiami gabinetu króla. W ostatnim antyszambrze był ostatni odźwierny, który uczynił minę, jakby chciał sprzeciwić się wejściu. Ale w tejże chwili otwarły się drzwi i Henryk II ukazał się w całej okazałości na progu, kończąc wydawanie ostatnich instrukcji konetablowi. Szybka decyzja nie była zaletą króla. Na niespodziewany widok wicehrabiego d Exmes cofnął się i nie umiał nawet okazać irytacji. Zaletą Gabriela była stanowczość. Przede wszystkim pokłonił się głęboko przed królem. — Najjaśniejszy Panie — rzekł — racz przyjąć wyrazy mojego uszanowania… Potem zwrócił się do pana de Coligny, który szedł za nim. Chciał mu zaoszczędzić kłopotu zagajenia rozmowy. — Chodź, panie admirale, i zgodnie z życzliwie uczynioną mi obietnicą zechciej przypomnieć jego królewskiej mości, jaki był mój udział w obronie Saint–Quentin. — Co to ma znaczyć, panie? — zawołał Henryk zaczynając odzyskiwać zimną krew. — Jakim prawem tak wchodzisz do nas bez upoważnienia, bez zaanonsowania? Jak ośmielasz się zapytywać pana admirała w naszej obecności? Gabriel, zawsze zuchwały w decydujących momentach tak jak wobec wroga, rozumiejąc, że nie należy się przestraszyć, odpowiedział tonem pełnym szacunku, ale stanowczym: — Najjaśniejszy Panie, sądziłem, że Wasza Królewska Mość jest zawsze gotów do wymierzenia sprawiedliwości, choćby chodziło o najnędzniejszego z poddanych. Skorzystał z chwili, że król się cofnął, i wszedł odważnie do gabinetu, gdzie Diana de Poitiers, blada, na wpół się podniosła z rzeźbionego dębowego fotela i patrzyła, co czyni śmiałek. Z gniewu i zaskoczenia nie mogła znaleźć ani jednego słowa. Coligny wszedł w ślad za swym gwałtownym przyjacielem, a Montmorency, zdumiony jak i pozostali, także to uczynił. Zapanowała chwila ciszy. Henryk II, zwrócony ku swej faworycie, radził się jej spojrzeniem. Ale wcześniej, zanim on powziął lub ona narzuciła mu postanowienie, Gabriel, który znał wagę każdej minuty, powiedział do Coligny’ego błagalnym, a zarazem pełnym godności tonem: — Zaklinam cię, mów, panie admirale. Montmorency uczynił siostrzeńcowi znak zaprzeczenia, ale dzielny Gaspard z nim się nie liczył. — Będę mówił w samej rzeczy, bo taki mój obowiązek i tak obiecałem. Najjaśniejszy Panie, powtarzam ci pokrótce w obecności pana wicehrabiego d’Exmes to, co uważałem za stosowne ci rzec szczegółowo przed jego powrotem. Dzięki niemu, dzięki niemu jednemu mogliśmy przedłużyć obronęSaint–Quentin poza termin wyznaczony przez Waszą Królewską Mość. Wtedy konetabl znacząco aż podskoczył. Ale Coligny, choć patrzył na niego, dokończył z nie mniejszym spokojem: — Tak, Najjaśniejszy Panie, trzykroć i więcej pan d’Exmes ocalił miasto. Bez jego odwagi, bez jego energii Francja dzisiejsza nie znalazłaby się na drodze do ocalenia, na której, miejmy nadzieję, teraz już się utrzyma. — Ależ jesteś nazbyt skromny i zbyt uprzejmy, mój siostrzeńcze — zawołał pan de Montmorency nie mogąc już dłużej powstrzymać objawów swej niecierpliwości. — Nie, panie — odpowiedział Coligny — jestem sprawiedliwy i prawdomówny, to wszystko. Przyczyniłem się ze swej strony ze wszystkich sił do obrony powierzonego mi grodu. Ale wicehrabia d’Exmes pobudził odwagę mieszkańców, kiedy wydawała mi się już całkowicie Wygasła. Wicehrabia d’Exmes umiał sprowadzić pomoc, czego ja nie zdołałem uczynić. Wicehrabia d’Exmes odkrył zasadzkę nieprzyjaciela, której nie przewidziałem. Nie mówię już o sposobie, w jaki się zachowywał podczas walki wręcz, wszyscy czyniliśmy wszystko wedle najlepszej możności. Ale to, czego sam dokonał, głośno obwieszczam, chociażby ogrom jego chwały zdobytej przy tej okazji miał pomniejszyć moje zasługi. Zwracając się do Gabriela zacny admirał dorzucił: — Czy tak należało mówić, przyjacielu? Czy wypełniłem swoje wobec ciebie zobowiązania, czy jesteś ze mnie zadowolony? — Dziękuję ci i błogosławię, panie admirale, za tyle prawości i męstwa — rzekł wzruszony Gabriel ściskając dłonie Coligny’ego. — Spodziewałem się tego po tobie. Możesz na mnie liczyć jako na wiecznego dłużnika, proszę cię. Tak, od tej chwili twój wierzyciel stał się dłużnikiem i będzie pamiętał o długu, przysięgam ci. W owym czasie król ze zmarszczonymi brwiami i oczami spuszczonymi ku ziemi niecierpliwie tupał nogą w parkiet. Wydawał się w głębokiej rozterce. Konetabl krok za krokiem zbliżył się do pani de Poitiers i wymienił z nią po cichu kilka słów. Chyba powzięli jakieś postanowienie, bowiem Diana zaczęła się uśmiechać. Ów niewieści szatański uśmiech wprawił w drżenie Gabriela, który w owym momencie podniósł oczy na piękną diuszesę. Jednak znalazł siłę, by dodać: — Teraz już nie zatrzymuję cię, panie admirale. Wypełniłeś względem mnie więcej niż obowiązek, a jeśli Wasza Królewska Mość raczy mi jako pierwszą nagrodą udzielić minuty na rozmowę na osobności… — Później, panie, później. Nie mówię nie — żywo odpowiedział Henryk II. — Obecnie jest to niemożliwe. — Niemożliwe! — żałośnie powtórzył Gabriel. — A dlaczego niemożliwe, Najjaśniejszy Panie? — przerwała spokojnie Diana ku wielkiemu zdziwieniu Gabriela i samego króla. — Co, pani? Myślisz, że… — wyjąkał Henryk