... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

— Ty rów­nież masz „brakteat Jaksy” z Ko­pa­nicy.— „Brakteat Jaksy”? Drogi To­ma­szu, ra­czysz żar­to­wać. To bar­dzo rzadka mo­neta, a ja, jak wiesz, nie je­stem ko­lek­cjo­ne­rem.— Czy na­prawdę po­sia­dasz dukat Ło­kietka? — za­py­tałem, po­mi­jając mil­cze­niem jego wy­kręty.Westchnął ciężko.— Co z tobą, To­ma­szu? Czyżbyś i ty wie­rzył, że ist­nieje drugi eg­zem­plarz tego du­kata?— Wy­obraź sobie, Waldku, że jakaś ko­bieta za­pro­po­no­wała tele­fo­nicz­nie dy­rek­to­rowi Mar­cza­kowi sprzedaż tego du­kata. Za sto ty­sięcy. Jak są­dzisz, czy to nie dow­cip?Ba­tura za­sta­nowił się chwilę. Dla mnie było bar­dzo ważne, co od­po­wie na to pyta­nie. Jeśli za­cznie drwić, bę­dzie to zna­czyło, że chyba nie ma nic wspólnego z tą sprawą. Jeśli jed­nak po­waż­nie się do niej od­nie­sie, zy­skam nie­mal pew­ność o jego udziale w histo­rii z mone­tami.— Złoty dukat? Drugi eg­zem­plarz du­kata? — roz­wa­żał gło­śno Ba­tura. — No cóż, taki żart ma bar­dzo krót­kie nogi. Przy pierwszej kon­frontacji weźmie w łeb. Od dawna prze­cież krą­żyły wie­ści, że ist­nieje drugi eg­zem­plarz du­kata Ło­kietka. Może więc ten ktoś, kto go po­siada, chce wam sprzedać? Suma nie jest wielka, bio­rąc pod uwagę tak rzadką mo­netę.— Dla­czego za­pro­po­no­wano sto ty­sięcy, a nie mi­lion? — za­py­tałem.— Nie wiem, bo niby skąd mogę wie­dzieć? Przypusz­czam jed­nak, że ten ktoś jest reali­stą. Zdaje sobie sprawę, że mu­zea nie dys­po­nują wiel­kimi bu­dże­tami. Za sto ty­sięcy zło­tych mu­zea mogą kupić drugi eg­zem­plarz du­kata, a za mi­lion nie kupią, bo mi­liona nie mają.— Dla­czego więc nie sprzeda go za gra­nicą? Otrzy­małby za niego taką sumę, że mógłby spo­koj­nie żyć przez wiele lat. Przemy­cić dukat nie by­łoby trudno: jest cienki jak pa­pier, a ma wiel­kość pa­znokcia.— Nie wiem, To­ma­szu — wzruszył ra­mio­nami Ba­tura. — Py­tasz mnie jak ja­sno­wi­dza. A mnie trudno od­po­wia­dać w czyimś imie­niu.Nie da­wa­łem za wy­graną.— A ty, Waldku? Co ty zro­bił­byś, gdy­byś był w po­sia­daniu zło­tego du­kata Ło­kietka? Je­stem prze­ko­nany, że za­miast od­dać za sto ty­sięcy zło­tych, wy­wió­złbyś go za gra­nicę i sprzedał na ja­kiejś mię­dzy­naro­do­wej au­kcji za sto ty­sięcy dola­rów.Ba­tura prze­cząco po­kręcił głową.— My­lisz się, To­ma­szu. Wiem, że uwa­żasz mnie za łaj­daka, po­nie­waż dla cie­bie każdy za­bytek to świętość naro­dowa, a ja ośmielam się han­dlo­wać tymi święto­ściami. Ale to nie takie pro­ste. Mogę han­dlo­wać sta­rymi lam­pami naf­to­wymi, sta­rymi sza­blami i sty­lo­wymi me­blami, ale to nie zna­czy wcale, że gdy­bym po­sia­dał rzecz na­prawdę bez­cenną dla na­rodu, jak drugi eg­zem­plarz du­kata, sprzedał­bym ją za gra­nicą. Też je­stem pa­triotą, To­ma­szu, choć tro­chę in­nym niż ty. I wierz mi: gdy­bym wie­dział, że ist­nieje ktoś, kto rzecz na­prawdę bez­cenną pra­gnie sprzedać ob­cym, wy­wieźć z na­szego kraju, od­dał­bym go w ręce mili­cji. Co nie zna­czy, To­ma­szu, że w dal­szym ciągu nie będę han­dlo­wał sta­rymi lam­pami naf­to­wymi, me­blami lub po­śred­ni­czył w sprzedaży sta­rych ikon. Pa­mię­taj: je­stem zdolny do tego, co w twoim poję­ciu jest nie­uczciwo­ścią, ale nie za­mie­rzam stać się łaj­da­kiem.Tak mó­wił Wal­dek Ba­tura i szczerość brzmiała w jego gło­sie.Ką­ci­kiem oczu ob­ser­wo­wa­łem ku­sto­sza. Nie mo­gąc do­cze­kać się ta­jem­ni­czej ko­biety z braktea­tem, zło­żył wreszcie swoje na­ukowe pi­smo, za­płacił za kawę i opu­ścił ka­wiar­nię. Za­pewne po­dob­nie jak i ja do­szedł do wniosku, że ta­jem­nicza ko­bieta nie przyjdzie i transak­cja nie doj­dzie do skutku.Przez chwilę po­my­śla­łem, że na­leży prze­rwać roz­mowę z Ba­turą, pójść za ku­sto­szem i omówić z nim nową sytu­ację. Ale do­sze­dłem do wniosku, że kon­tynu­owa­nie roz­mowy z Baturą przy­nieść może wię­cej ko­rzy­ści. Jeśli upewnię się, że to on kryje się za sprawą tych mo­net, moje za­danie zo­sta­nie speł­nione, wpadnę na po­szu­ki­wany trop. Zresztą, do ku­sto­sza mo­głem za­dzwonić po skończe­niu roz­mowy z Ba­turą i umówić się z nim na wy­pa­dek, gdyby ta ko­bieta od brakteatu znowu się z nim skontak­to­wała i wy­zna­czyła jakiś inny dzień i inne miej­sce na spo­tka­nie.— Chciał­bym ci wie­rzyć — po­wie­działem do Ba­tury. — A poza tym, nie wi­dzę po­wo­dów do ukrywa­nia celu mo­jego przyjazdu do Ło­dzi