... masz przeĹźywaÄ Ĺźycie, a nie je opisywaÄ.
Chcę, żeby strzegła komnaty Nadine. To jš zaatakowano. Tak jest, lordzie Rahlu - wykrztusiła Mord-Sith. - Zadbam o to, by żołnierze strzegli komnaty Matki Spowiedniczki. Gdybym chciał, by żołnierze kręcili się w pobliżu komnaty Kahlan, to bym ci chyba o tym powiedział, nieprawdaż? - Twarz Rainy poczerwieniała. - Wszyscy żołnierze majš wykonywać swojš robotę, patrolujšc wejcia, tereny pałacowe i okolicę. Wszyscy! Niebezpieczeństwo czai się na zewnštrz, a nie w rodku. W pałacu Kahlan jest całkowicie bezpieczna. Nie życzę sobie, by gwardzici, którzy powinni strzec pałacu od zewnštrz, siedzieli na czterech literach przy komnacie Matki Spowiedniczki. Nie życzę sobie tego, słyszysz?! - - Ale, lordzie Rahlu... - - Nie sprzeciwiaj mi się. Nie jestem w odpowiednim nastroju. Kahlan dotknęła jego ramienia. - - Richardzie, jeste pewny, że... - szepnęła. - Kto próbował zabić Nadine. Prawie mu się to udało. A może które z was tego nie pojęło? Więcej nie będę ryzykował. Chcę, żeby jš chroniono, i nie życzę sobie żadnych protestów. Drefanie, masz natychmiast zaczšć nosić miecz u boku. Uzdrowiciele sš zagrożeni. Wszyscy bez słowa wpatrywali się w podłogę. - Znakomicie. - Richard przeniósł gniewny wzrok na Tristana. - O co chodzi? Ambasador rozłożył ręce. - Ja tylko chciałem przeprosić, lordzie Rahlu. Rozumiem, że wydałem się nieczuły, lecz martwiłem się o ludzi, którzy tutaj chorujš i umierajš. To mi ogromnie rozstroiło nerwy. Nie chciałem wywołać żadnych zadrażnień między nami. Mam nadzieję, że przyjmiesz moje przeprosiny. Richard patrzył badawczo w oczy Bashkara. - - Tak, oczywicie. Przeprosiny przyjęte. Ja także przepraszam, że się uniosłem. Byłem nieco rozdrażniony. - Richard położył dłoń na ramieniu Nadine. - Kto próbował zabić jednš z moich uzdrowicielek, osobę niosšcš pomoc innym. Ludzie zaczynajš obwiniać uzdrowicieli o to, że zaraza wcišż się szerzy. Nie pozwolę, by co złego spotkało ludzi, którzy robiš, co w ich mocy, żeby nieć pomoc. - - Tak, oczywicie. To wielce uprzejme z twojej strony, że przyjšłe moje przeprosiny. Dziękuję, lordzie Rahlu. - Pamiętaj, ambasadorze, że jutro dobiega końca dany ci czas. Tristan się skłonił. - Zdaję sobie z tego sprawę i jutro poznasz mojš decyzję, lordzie Rahlu. Masz na to moje słowo. Dobranoc. Richard odwrócił się ku pozostałym. - Jutro czeka nas mnóstwo pracy. Już póno. Musimy się trochę przespać, o czym nieustannie przypomina mi Drefan. Wydałem warn polecenia. Jakie pytania? Każdy w milczeniu potrzšsnšł głowš. Dwie godziny po tym, jak wrócili do pałacu i Richard kazał im ić spać, Kahlan wydało się, że co poruszyło się w jej komnacie. Przycienna lampa była mocno skręcona. Chmury kryły księżyc, więc przez szyby drzwi balkonowych nie wpadało do komnaty żadne wiatło. Grube dywany tłumiły echo ewentualnych kroków. Jedynie słabiutkie wiatło lampy padło na postać, którš - jak się Kahlan zdawało - dostrzegła. Kolejny ruch - niewyrane poruszenie. Dziewczyna nie widziała, by kto wchodził do komnaty. To z pewnociš tylko jej wyobrania. Miniony dzień tak jš rozstroił. Następny cichy krok i już nie było wštpliwoci: kto był w jej komnacie. Kto podkradał się coraz bliżej łoża. Poruszał się ukradkiem, ostrożnie, lecz zadziwiajšco szybko dotarł do celu. Kahlan nawet nie drgnęła, kiedy w nikłym wietle lampy dostrzegła błysk noża. Wstrzymała oddech. Krzepkie ramię z nienawiciš dgało nożem jej łoże. Unosiło się i opadało, uderzajšc raz za razem. Richard pchnšł palcem drzwi balkonu. Otwarły się cicho na naoliwionych zawiasach. Berdine przeliznęła się przez komnatę, gdy tylko dał jej znak. Kiedy była już na miejscu, chłopak stuknšł raz w szybę. Mord-Sith podkręciła knot lampy. Obok łoża Kahlan znieruchomiał Tristan Bashkar - z nożem w dłoni, zadyszany z wysiłku, przyłapany na goršcym uczynku. - Odłóż nóż, ambasadorze - powiedział spokojnie Richard. Tristan obrócił nóż w palcach, chwytajšc go za ostrze - szykował się do rzutu. Natychmiast powaliło go dotknięcie Agielem w kark. Berdine podparła się biczem o jego ramię, pochyliła i podniosła nóż. Bashkar zawył z bólu. Mord-Sith podniosła się i pokazała trzy noże. - - Miałe rację, Richardzie - odezwał się z tyłu Drefan. - - Nie mogę w to uwierzyć - powiedziała Nadine, wchodzšc w kršg wiatła lampy. - - Więc uwierz - oznajmił generał Kerson, wsuwajšc się z balkonu do komnaty. - Stwierdzam, że Tristan Bashkar stracił swój immunitet dyplomatyczny. Richard wsunšł w usta dwa palce i gwizdnšł. Przez drzwi wpadła Raina, wiodšc za sobš licznš grupę uzbrojonych po zęby dharanskich żołnierzy. Dwaj z nich zapalili resztę lamp. Chłopak wsunšł kciuki za pas, stanšł obok Kahlan - wielka czarna postać ze złotymi naszywkami na tunice, srebrnymi ozdobami, sprzšczkami i obręczami na przegubach - i patrzył, jak gwardzici stawiajš Tristana na nogi. - Miałe rację, Richardzie. Zaatakował Nadine, żeby odcišgnšć ode mnie straże. Cały czas chodziło mu o mnie - powiedziała Kahlan. A przez chwilę podejrzewała, że stracił rozum. Swoim zachowaniem zwiódł wszystkich, nawet Tristana. - Dziękuję, że mi uwierzyła - szepnšł. Gdy po raz pierwszy powiedział jej, co zamierza uczynić, Kahlan podejrzewała, że oskarża Tristana ze względu na wczeniejsze zajcie. Przemilczała to, lecz zastanawiała się, czy chłopak nie działa pod wpływem zazdroci. Już dwa razy okazał zazdroć, od kiedy powiedziała mu, co usłyszała z ust Shoty. A nigdy wczeniej tego nie robił. Nie miał żadnego powodu, lecz słowa wiedmy dwięczały mu w pamięci, siejšc zwštpienie