... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
.. — powtórzył machinalnie, po czym na jego twarzy ukazał się figlarny uśmieszek. — W każdym razie lepiej, niż kie- dy się powie, a nie wie. Z tą drugą okolicznością mamy niestety do czy- nienia bez porównania częściej. — Mnie chodzi o... Czy można pójść za to do więzienia? — Do więzienia... Rozumiem — dziadek spoważniał. — Mówisz kto wie, że dzieje się coś złego i nie zawiadamia o tym milicji? o kimś Tak? — No. — Nie wiem, czy od razu do więzienia. To zależy. — Od czego? — Zdaje się, że ciebie rzeczywiście prześladuje widmo kryminału. W takim razie sprawa jest nagląca. Posłuchaj. Czy nie byłoby prościej, gdybyś mi zaufał i zaczął od tego, co wiesz o czymś lub o kimś, a co po- winni wiedzieć także funkcjonariusze wymiaru sprawiedliwości? Wówczas łatwiej przyszłoby mi cię objaśnić, czy powędrujesz za kratki już dzisiaj, czy dopiero jutro albo pojutrze? Łukasz bezwiednie zerknął w stronę schodów, po których chwilę temu wchodziła Mira. Następnie szybko odwrócił głowę i wbił wzrok w dywan. — Nie mogę — wychrypiał. — Naprawdę nie mogę. — Mira? — dziadek okazał się człowiekiem przerażająco spostrze- gawczym. — Nie! Nie! — Łukasz oderwał oczy od podłogi i gwałtownie za- machał rękami. — Ona nic nie zrobiła! To nie ona! — W takim razie Paweł — w głosie pana Klemensa zabrzmiała cał- kowita pewność. — Skąd pan... Nie — zaprzeczył słabo chłopiec. — Dlaczego...? — Dlatego, że dzisiaj rano nie wybierałeś się jeszcze do więzienia — rzekł stary prawnik. — Potem byłeś na spacerze z Mirą. Zatem dowie- działeś się czegoś podczas tego spaceru. Mówisz, że nie o Mirze. Wobec tego w grę może wchodzić tylko Paweł. Wspomniałeś, że widzieliście go w pobliżu szkoły. Bo kimś zupełnie obcym nie przejmowałbyś się prze- cież do tego stopnia. Od razu narobiłbyś krzyku i wezwał milicję. Słucham. Co takiego popełnił Paweł, że ktoś, kto o tym wie i nie powie,, może za- wisnąć na stryczku? Wobec tak przygniatającej logiki Łukasz poczuł się bezbronny. Po- milczał jakiś czas, pogryzł sobie wargi, dwa razy potarł dłonią czoło, po czym skrzywił się i powtórzył: — Nie mogę. Dziadek uniósł brwi i zatrzymał je w górze. Sprawa wymagała widać tego, by jej się przyjrzeć bardzo szeroko otwartymi oczami. Nagle jego twarz przybrała chytry wyraz. __ Dobrze — opuścił brwi i skinął głową. — Przyjmuję do wiadomo- ści że jesteś człowiekiem dyskretnym. Ale rzecz trochę się skomplikowała. Czy tego chciałeś, czy nie, coś niecoś mi już powiedziałeś. Mógłbym z głu- pia frant zagadnąć Pawła: ,,A wiesz, Łukasz wszystko mi wygadał"... Za- pewniam cię, że wtedy on wygadałby się naprawdę. Naturalnie ze złości. Nie bój się — wtrącił szybko widząc, że stojący przed nim chłopiec zmier nia kolor na białozielony — nie zrobię tego. Jednak, wnosząc z twojej miny, tajemnica, której tak -chwalebnie strzeżesz, jest natury ganstersko- -prokuratorskiej, a ja nie życzyłbym sobie ujrzeć moich rozkosznych wnu- cząt w roli dobranej pary młodocianych skazańców. Wobec tego chcę ci zaproponować umowę. Ja zapomnę, że cokolwiek od ciebie usłyszałem, a ty w zamian za to porozmawiasz ze swoim ojcem i spytasz go, czy możesz lub powinieneś mi powiedzieć to właśnie, o czym zapomniałem. Tylko przyrzeknij,, że zrobisz tak, jak poradzi ci ojciec. Dobrze? Łukasz zawahał się. Znowu jakaś umowa? Ale dziadek Klemens to bądź co bądź ktoś zupełnie nny niż człowiek bez legitymacji. Poza tym ta umowa jest uczciw Jest 'nawet wielkoduszna. — A co będzie, jak tata powie, że nie? — wolał się jednak upewnić. — Trudno - dziadek Klemens rozłożył ręce. — Wówczas pozosta- nie mi tylko czekać na syrenę radiowozu, który przyjedzie tutaj po Mirę i Pawła. Zwłaszcza Miry)byłoby mi żal — dodał z ubolewaniem, kryjąc twarz w dłoniach^btHdisz odniósł przez moment wrażenie, że dziadek uśmiecha się zza palców, ale to musiało być przywidzenie. W chwili, gdy snuł wizje aresztowania Miry...? Chłopiec wzdrygnął się i wykrztusił: — Znakomicie — profesor odjął ręce od twarzy i splótł je na pier- siach. — Więc o czym to gawędziliśmy? Aha, o Alaudzie. Alauda. Hm... Łukasz spojrzał na niego z wdzięcznością. Ten dziadek naprawdę był szalenie sympatyczny. — Dobrze — powtórzył raźniejszym głosem, znowu przechodząc do porządku nad sposobem, w jakim pan Klemens wymawiał słowo „Alau- da — Zresztą i tak muszę z tatą porozmawiać. Widziałem w Górku szpie- ga- — chłopcu było mimo wszystko trochę przykro, że musiał zataić Prawdę przed tym miłym starszym panem i postanowił mu to wynagro- dzić opowieścią o brodaczu z krótkofalówką. Ten sekret też nie nadawał się do szerszego rozpowszechniania, ale dziadek na pewno nie narazi się e,kkomyślnie na zemstę szpiegowskiej bandy. No i nie narazi na nią rovvnież nikogo innego. Pan Klemens słuchał i zaciekawieniem. Gdy Łukasz skończył zamy- ślił się, a następnie rzekł: — Hmm... Z tego wynika, że ten szpieg znajdował się blisko przy- stani i rozmawiał z kimś na odległość tuż przed pierwszą mową Alaudy, wygłoszoną z jeziora. A dzisiaj na odmianę odwiedził waszą polankę za- i raz potem, jak z niej właśnie kosmici zapowiedzieli wystrzałem nowe prze- : mówienie do ludzi. Interesujące..