... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
– Ale ja muszę cię zabić – odpowiedziała i zaatakowała znowu, tym razem drasnąwszy jego bok. Abdel zaryczał bardziej z frustracji niż bólu. Odskoczyła w tył szybko i tym razem jej kolana ugięły się ostatecznie. Uderzyła podbródkiem o kamienie posadzki, aż zadzwoniły jej zęby. Wyciągnęła rękę, aby powstrzymać upadek, ale dobrą sekundę po tym, jak już leżała na ziemi. – To on ci to zrobił? – zapytał ją Abdel, kiedy tak leżała przed nim, próbując się ruszyć, a potem próbując już tylko oddychać. – Czyż nie? Za to, że nam pomogłaś? Za plecami Abdela pojawił się wreszcie Angelo. – Co jest...? – zdążył powiedzieć, zanim Abdel powstrzymał go ręką. – Tamoko? – zapytał Abdel umierającą kobietę. Z podłogi doszedł go jej szept – Zwalniam cię... z twojej przysięgi. Ja nie mogę... On musi... shiizumaru... on musi umrzeć. – Tamoko – powiedział jeszcze raz Abdel. Tym razem nie odpowiedziała. Umarła. * * * Wcale nie było konieczne dla dopełnienia rytuału, aby pozostałych szesnastu kapłanów w wewnętrznym sanktuarium Wielkiej Komnaty Cudów śpiewało. Owszem, pomagało to w koncentracji Najwyższemu Wynalazcy Thalamondowi Albaierowi oraz było szansą dla młodszych kapłanów na zobaczenie największego cudu Gonda. Fakt, iż w żyłach wyciągniętej na marmurowym ołtarzu martwej kobiety płynie elfia krew wcale nie pomagał, ale Najwyższy Wynalazca został poproszony o odprawienie tej ceremonii na żądanie nowego dowódcy Płomiennej Pięści, więc czynił wszystko, co było w jego nadnaturalnej mocy, aby pokazać, że to zrobił. Świece, które paliły się w sali, były poświęcone przez Gonda, powietrze wypełniała woń kadzideł z ziół rosnących w cieplarni samej Komnaty Cudów, a wynalazcy i akolici tu zebrani śpiewali, nie mogąc uwierzyć, że widzą ów rytuał odprawiany po raz trzeci w ciągu ostatniego tygodnia. Jednak w pierwszych dwóch wypadkach, mimo pobożnych życzeń Najwyższego Wynalazcy i jego świeckich przyjaciół, wola Gonda była inna. Tym razem może to właśnie zachwianie w wierze Najwyższego Wynalazcy zrobiło różnicę. Gond chyba uznał, że potrzebny jest pokaz mocy. Napięcie kulminacyjnego momentu przełamał świst wciąganego głębokiego oddechu i zaraz po nim straszliwego jęku, od którego wszystkim w kaplicy włosy stanęły dęba. – Abdel!!! – wrzasnęła Jaheira, kiedy tylko po raz wtóry narodziła się na Torilu. * * * Abdel nie miał pojęcia, jak daleko już zaszedł pod ziemią. Szedł dalej korytarzem, pozostawiając za sobą ciało Tamoko oraz Angelo i jego coraz bardziej nerwowych ludzi z Płomiennej Pięści. To byli dobrzy ludzie, ale sytuacja była fatalna. Abdel mógł tylko ufać w zdolności przywódcze Angelo. Wielu ludzi – wszyscy balduranie będą musieli mu ufać. Korytarz zakończył się małym pomieszczeniem o niskim stropie i z jednym wyjściem. Szeroki łuk otwierał się na większe pomieszczenie, rozświetlane pomarańczowym blaskiem pochodni. Abdel wciągnął głęboki dech. Za tym łukiem, wiedział o tym, powinien spotkać brata, człowieka, którego widział wcześniej tylko raz i tylko przez tak krótki czas, jaki zajęło mu zabicie jego ukochanej kobiety. Abdel nie chciał więcej zabijania i nawet naiwnie wierzył, że Tamoko będzie zdolna przekonać Sarevoka, że w jego żyłach płynie także ludzka krew, ale teraz przybył tu w jednym celu i tylko jednym. Przeszedł pod łukiem z mieczem w dłoni i jego ciało przeszył zimny dreszcz na widok komnaty. Przestrzeń była olbrzymia i choć Abdel nie był ani górnikiem, ani inżynierem, nie mógł sobie wyobrazić, co podtrzymuje strop i co broni tym dwustu stopom albo i więcej piachu, ziemi i kamieni powyżej zawalić się w dół. Rzędy kamiennych filarów ciągnące się wzdłuż obu ścian prostokątnej sali wyglądały bardziej na ozdobne niż praktyczne. W kamieniu filarów i na ścianach wyrzeźbione były niewiarygodnie koszmarne sceny. Wrzeszczące twarze mężczyzn, kobiet, dzieci i bestii spoglądające na Abdela, ich twarze zamrożone w chwili ostatecznej agonii – w momencie traumatycznej śmierci. Tylko artysta, który odwiedził najgłębsze Otchłanie piekła mógł wyrzeźbić takie twarze. W odległym końcu sali znajdowało się stopniowane podwyższenie, o boku mierzącym kilka metrów, wynoszące się blisko na dwadzieścia stóp ponad brukowaną kamieniami podłogę. Na samej górze platformy znajdował się ołtarz ofiarny, również pokryty płaskorzeźbami przedstawiającymi twarze torturowanych. Całą salę oświetlały niespokojnym blaskiem pochodnie umocowane w uchwytach naściennych w kształcie wykutych w żelazie gargulców