... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

- Proszę przyjąć moje najszczersze kondolencje. To dla pani wielka tragedia. Zaskoczyła go nikłym uśmiechem na twarzy. – Pan mnie nie słucha. Ojciec zmarł we śnie, bez bólu i cierpień. Pan nie wie, moja matka... – szarpnęła pasek.- To było straszne, nie zniosłabym tego drugi raz, on też. Grymas twarzy zdradzał, jak wielce poufna jest ta informacja. Rozejrzała się po garderobie. – Anioł także żałował, że nie obejrzy dzisiejszego przedstawienia. – Pani go znała? – Och, był u nas częstym gościem – jej oczy na moment ożywiła jakaś myśl.- Wczoraj siedzieli do późna, rozmawiali także o pana roli... Właściwie mogłabym być zazdrosna o te ostatnie chwile, ale nie jestem. To bardzo dobry człowiek, przyniósł nam spokój. A więc Anioł był również w tamtym domu i przyniósł spokój Sitarzowi... Gwałtownie otworzyły się drzwi ukazując roztyłą sylwetkę garderobianego. – Pomóc w czymś mistrzu? Sekunda przez którą zastanawiał się nad tym banalnym pytaniem, wystarczyła, aby dziewczyna, mruknąwszy coś przepraszająco, wyszła na korytarz. Nie potrzebował jednak iść za nią. – Nie – odparł sucho.- Ze wszystkim poradzę sobie sam. Odwróciwszy się plecami, siadł przy lustrze i pewnymi ruchami począł nakładać podkład. W tej chwili nie miał wątpliwości. Co za publiczność. Największy aplauz wzbudziła kwestia, kiedy stwierdził, że sikanie do umywalki to powszechny zwyczaj chirurgów praskich. Najwyraźniej widzowie byli nastawieni na lekką komedię, podczas której rozluźnią przeponę, mózg zostawiając w szatni. Nastrój głupiego śmiechu wręcz unosił się w powietrzu i pewnie dlatego nikt nie spostrzegł, co dzieje się na scenie. A tam Malicz odbiegał coraz bardziej od roli zadanej mu przez Dwornego. Sufler za kulisą dawno przestał dawać znaki, ograniczając się jedynie do cierpiętniczych spojrzeń. – Pamiętasz noc, kiedy byliśmy po raz pierwszy? – spytała Maria grająca Teresę.- Kochaliśmy się na dywanie pod oknem, a na zewnątrz szalała burza. Było niewiarygodnie pięknie. Miał zaprzeczyć, miał obrócić to w żart, beznadziejne rojenia głupiej baby. Niemal widział Dwornego zaciskającego szczęki i oczekującego, słusznie żądającego tego. – Pamiętam – powiedział i spojrzał Marii prosto w oczy.- Inaczej straciłbym coś niepowtarzalnego. Stało się – zmienił tekst. Sala ziewnęła, zespół zdrętwiał, a Maria zmrużyła oczy. Tomasz nie mógł sobie darować tej redukcji własnych odczuć do wąskiej ścieżki seksualnych podbojów. Nazwał to utratą pamięci poetyckiej. Nie może popełnić jego błedu, za to płaci się własnym życiem. – Nie szukam rozkoszy – powiedziała chrapliwie Maria – szukam szczęścia, a rozkosz bez szczęścia nie jest żadną rozkoszą. Wreszcie pojął. Człowiek może iść między Bogiem a Rozumem, ale tylko we dwójkę, nigdy sam. Nędzny pył rzucany wiatrem przypadku. O ironio losu, nawet Teresa nie do końca rozumiała, co znaczyła dla Tomasza. – Tak – powiedział cicho – otwieram się na ciebie. śmieszne. Byli ze sobą parę miesięcy, a dopiero teraz, na scenie poczęła się pleść między nimi nić zrozumienia. – Nie znałam ciebie. – Ja siebie także dopiero poznaję. Nie interesowało go, że reszta zespołu pogubiła się całkiem, a obsługa reflektorów razem z dźwigowym zamarła w osłupieniu. Nikt nie znał tych kwestii i znać ich nie mógł. One dopiero powstawały w duszy Pawła, bombardowanej tysiącem wspomnień. W duszy i umyśle rekonstruujących ich związek. Za kotarą migała blada twarz Dwornego, żałośnie przejętego własną rolą. Malicz podszedł do dziewczyny i ruchem niespodziewanych dla samego siebie, ujął ją za rękę. Powoli odpowiedziała uściskiem. Wolno, na oczach widowni, zeszli ze sceny i dopiero po paru sekundach opadła za nimi kurtyna. Zza niej dobiegły skąpe, pojedyncze oklaski. – Zniszczę cię skurwysynu, nawet gówna nie zagrasz ! – Dworny miotał się po garderobie jak w białej gorączce.- Aktor, który zmienia tekst musi mieć nie po kolei! Zamknąwszy oczy stanął Paweł nad magnetofonem. Gest ten, źle odczytany, jeszcze bardziej rozsierdził reżysera. – Zrywam przedstawienie, słyszysz! – wymachiwał palcem.- Albo wracasz do normalnej gry, albo koniec z tym wszystkim. Czasem odsłania rysy, których nie da się już usunąć. Słowa piosenki kołatały się w głowie, teraz wywołując już tylko ból. Zapał z przedstawienia odpłynął, a on stał naprzeciw nieubłaganej alternatywy. Po staremu grać nie może, a nowego go nie akceptują. A przecież gra to jego życie... – Paweł – raptem uświadomił sobie, że Dworny szepcze mu coś do ucha – to moja ostatnia szansa. Jeśli przedstawienie padnie, załatwią mnie, rozumiesz? Rozumiał, ale co mógł zrobić? Dworny raptownie odskoczył. Za jego ramieniem ujrzał Malicz wchodzącą Marię. – Mogę? Dworny rozpaczliwie usiłował nadać twarzy pozory normalności, a w końcu wyszedł na korytarz. Głośno strzelił klawisz. Malicz nie chciał już dłużej słuchać wokalisty. Uniósł pudełko ze szminkami i zwrócił się w stronę dziewczyny. – Anioł miał mi pomóc, a naprawdę mnie zniszczył. Podeszła do niego bez słowa i sprawiła, że oparł czoło na jej ramieniu. Przymknął oczy. – Miał mi tylko założyć twarz Tomasza – wyszeptał – a teraz nie mogę, nie potrafię jej zdjąć. Kołysała mu głowę przy wtórze cicho mruczanej melodii, której sekret znał tylko rodzaj kobiecy