... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Guillaume uśmiechnął się. — Większość mężczyzn tańczy lepiej ode mnie. Pierwszym tańcem, którego się w ogóle nauczyłem, był ten słynny walc The Necessity Shuffle. Na pewno zna pani kroki: najpierw posuwisty krok do przodu lewą nogą, następnie posuwisty krok do przodu prawą. Przez cały czas trzeba uważać, żeby nie podeptać nowych butów partnerki. Nawet teraz, jedyne co potrafię, to tańczyć różne warianty tego właśnie walca. — Kłamie pan, kemo sabay, tańczy pan lepiej, niż pan mówi. — W porządku. — Guillaume wzruszył ramionami. — Kłamię. Ale dlaczego nazwała mnie pani… jak to było? — Kemo sabay. To ze słuchowiska radiowego. Nigdy pan nie słyszał o Samotnym Obieżyświacie? Guillaume potrząsnął głową. — On jest trochę taki jak Sacha — stwierdziła Esther. — Jedyna różnica polega na tym, że jest kowbojem, nosi maskę i nikomu nie pozwala podziękować za to, co zrobił. — Wobec tego — odparł Guillaume, trzymając teraz Esther bardzo blisko — on jest dokładnie taki jak Sacha. Zegar wybił wpół do jedenastej. Skończyli tańczyć, usiedli razem na sofie i zaczęli rozmawiać. Rozmawiali o muzyce swingowej, o balach, na których byli, i o ludziach, których znali. Guillaume był we wszystkim dobrze zorientowany. Zdawało się, że doskonale wie, kto z kim romansuje. Rozmawiali nawet o polityce. Guillaume uważał, że z Niemcami mogą być poważne kłopoty. — Hitler mówi, ze potrafi zrealizować wszystkie swoje ambicje bez rozlewu krwi. Wobec tego, skoro nie istnieje takie prawdopodobieństwo, to dlaczego w ogóle wspomina o rozlewie krwi? Gdybym powiedział mojemu krawcowi, że spodziewam się otrzymać dobry garnitur bez rozlewu krwi, on pomyślałby natychmiast: jeśli nie uszyję temu człowiekowi odpowiedniego garnituru, na pewno dostanę od niego pięścią w nos. — To, co moja matka mówi o Hitlerze, nie nadaje się do powtórzenia — oświadczyła Esther. — Jej siostra Nana, która mieszkała dawniej w Berlinie, zamknęła teraz swoje mieszkanie i wyjechała do Tangeru albo w jakieś inne dziwne miejsce. Twierdzi, że nie zamierza wrócić, nawet jeśli miałaby stracić swój majątek. — Możliwe, że jest mądrzejsza, niż przypuszczamy — zauważył Guillaume. Wypili następnego szampana. Esther zaczęła odczuwać sympatię dla Guillaume’a, chociaż był znacznie mniej uprzejmy niż Sacha. Zachowywał się dużo bardziej bezpośrednio, co graniczyło niemal z grubiaństwem. I ciągle miał te diabelskie ogniki w oczach! Wyglądał na mężczyznę, który nie zawahałby się wpędzić dziewczynę w kłopoty. Jednocześnie jednak zadbałby o to, aby i ona bawiła się przez cały czas znakomicie. Esther bardzo się też spodobał jego niedbały sposób zapalania dwóch papierosów naraz i wręczania jej jednego z nich. Rodney, widząc to, zmarszczyłby na pewno nos i oświadczył: „zarazki”. Za dziesięć jedenasta Esther zadzwoniła do Signaców. Powiedziała Henriemu, ze zamierza spędzić noc w Château David. Henri nie wydawał się specjalnie zmartwiony — grał w karty z Laurence’em i listonoszem z miasteczka, i właśnie wygrywał. Zanim jednak odłożył słuchawkę, powiedział do Esther: — Uważaj na siebie, dobrze? I nie rób nic, czego ja bym nie zrobił. Esther posłała mu buziaka. — Dobranoc, mój bohaterze. Dors bien*. Wybiła północ. Guillaume spojrzał na zegarek. — Wciąż nie widać Sachy! Esther, wygląda na to, że pani i ja straciliśmy cały wieczór. — Ależ na litość boską, Guillaume, wcale tak nie uważam. Świetnie się bawiłam. Przypuszczam, że matka zamorduje ie z zimną krwią, ale za to poznałam pana. — Nie uważa pani, że należałoby do niej zatelefonować, aby dać znać, że jest pani cała i zdrowa? Esther potrząsnęła głową. — Chociaż raz może się pomartwić. — To w końcu pani sprawa. — Guillaume wstał. — Ja muszę wracać do domu. Wcześnie rano mam zebranie zarządu. Esther odprowadziła go do drzwi. Madame Hatte była już na górze. Zaciągała zasłony, odkręcała i zakręcała kurki oraz trzaskała drzwiami, demonstracyjnie okazując swoje niezadowolenie z powodu tego, że Esther i Guillaume nie pozwalają jej spać o tej porze. Esther nadal nie potrafiła oswoić się z myślą, że poza Paryżem chyba wszyscy udawali się na spoczynek zaraz po zapadnięciu zmroku. — A więc dobranoc, panno Flecker — powiedział Guillaume, kiedy znaleźli się na ganku. Noc była ciepła, słyszeli grające świerszcze. — Mam nadzieję, że będę mógł jeszcze panią zobaczyć w najbliższym czasie. — Wybieramy się z matką do Deauville. — Spodoba się pani tam. Proszę pamiętać, aby matka zabrała panią do Ciro. Przez moment oboje zawahali się. Była to chwila pełna „słodkiego, niepokojącego i fascynującego” napięcia. Następnie Guillaume wziął Esther dosyć brutalnie w ramiona i pocałował ją. — Mmff!!! — zaprotestowała, próbując go odepchnąć. I znów: — Mmmf — kiedy stwierdziła, że jest zbyt silny. Potem zaś sama dosięgła ręką jego ramienia, przylgnęła do niego i zamruczała: — Mmmm. Stali mocno do siebie przytuleni. Esther patrzyła na jego krawat, a Guillaume na jej zaczesane do tyłu włosy. — Oczekuje pani, że ją przeproszę? — zapytał Guillaume. Po brzmieniu jego głosu Esther poznała, że się uśmiechał. — Dlaczego miałby mnie pan przepraszać? — odrzekła, strzepując długimi, pomarańczowymi paznokciami włos z klapy jego marynarki. — Mnie nie jest przykro. Tak czy owak, wie pan, jak ludzie mawiają: pocałunek jest tylko pocałunkiem. — To prawda. Pocałunek jest tylko pocałunkiem, ale pani przyjechała tu, żeby całować Sachę, a nie mnie. Esther spojrzała na niego i roześmiała się. — No, wystarczy już tego! Guillaume pocałował ją raz jeszcze. Nie odczuwała takich dreszczy rozkoszy, jak wtedy gdy całował ją Sacha. Była jednak zmęczona i podenerwowana, a Guillaume okazał jej tyle życzliwości. W tym właśnie momencie oślepił ich blask białego światła i usłyszeli głośny warkot potężnego silnika samochodowego oraz chrzęst kamyków pod kołami. Esther przysłoniła oczy dłonią i spojrzała na drogę dojazdową. Guillaume prawie natychmiast puścił Esther i odsunął się od niej. Światła zgasły, silnik także. Mimo że Esther wciąż jeszcze była oślepiona, rozpoznała długą, lśniącą sylwetkę bugatti royale. Z samochodu wysiadł Sacha i szedł teraz przez podjazd w ich kierunku. — Esther? — zawołał zdziwiony, zdejmując rękawice samochodowe. — Co tu się u licha dzieje? Guillaume włożył ręce do kieszeni i wzruszył ramionami