... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Oczywiście, on chce żebyśmy się rozwiedli. Ma dla mnie niejedną, ale dziesięć partii - uczeni mężczyźni, dobrzy Żydzi,iwszyscy uchodźcy, którzy straciliżony w Europie. Coja mampowiedzieć? Mam taką ochotę wychodzićza mąż, jak ty tańczyćna dachu. Aleobojeciotka i wuj nalegają, że albo rozwiedzieszsię z Jadwigą i wrócisz do mnie,albo żebymja rozwiodła sięz tobą. Ze swojego punktu widzenia mają rację. Moja matka,niech będzie błogosławiona jej pamięć, opowiadała mi kiedyśhistorię o umarłych, którzy nie wiedzą, że nie żyją. Jedzą, piją; nawet żenią się. No więc, skoro kiedyś żyliśmy razem, mieliśmyrazem dzieci, ateraz włóczymy siępoŚwiecie Złudzeń, to po conam rozwód? - Tamaro,trupa też mogą wsadzić do więzienia. -Nikt cię nie wsadzi dowięzienia. I dlaczego tak się tegoboisz? Mogłoby citam być lepiej niż tutaj. - Nie chcę, żeby mnie deportowali. Nie chcę być pochowanyw Polsce. : - Kto miałby na ciebie donieść? Twoja kochanka? - MożePeszeles. -Dlaczego miałby na ciebie donieść? I jakie ma dowody? Nieożeniłeś się z nikim wAmeryce. - Dałem Maszy świadectwożydowskiego ślubu. -I co ona z tym zrobi? Ja ci radzę, wróć do Jadwigi i pogódźsię z nią. - To tyle chciałaśmi powiedzieć? Niemogę już pracować dlarabina. To pozadyskusją. Zalegam z czynszem. Ledwie mampieniądze,żeby przeżyć jutrzejszy dzień. - Hermanie, chcę ci coś powiedzieć, ale nie gniewaj się na mnie. -Co takiego? - Hermanie, ludzie tacyjak ty są niezdolni do podejmowaniaza siebie decyzji. To prawda,że i janie jestem w tym najlepsza, 198 199. ale czasem łatwiej zajmować się cudzymi problemami niż własnymi. Tu w Ameryce, niektórzy mają kogoś, ktosię nazywa menadżer. Pozwól mi zostać twoim menadżerem. Oddajsięcałkowiciew moje ręce. Wyobraź sobie, że jesteśw obozie koncentracyjnymi musisz robić wszystko co ci każą. Ja ci powiem co robić, a tybędziesz to robił. Znajdę ci też pracę. W twoim stanie nic sobienie załatwisz. - Dlaczego miałabyśto robić? I jak? - To nie twoja sprawa. Zrobię coś. Zatroszczę się o wszystkietwoje potrzeby, a ty musisz być gotów zrobić wszystko, o copoproszę. Jeśli ci powiem,żebyś szedł kopać rowy, musisziśćkopać rowy. - Co się stanie, jeślimnie wsadzą do więzienia? -Będę ciposyłać paczki. - Doprawdy, Tamaro, wymyśliłaś tylkosposób, żeby mi daćswoje parę dolarów. -Nie, Hermanie. Nie będziesz nic ode mnie brał. Poczynającodjutra, przejmuję wszystkie twoje sprawy. Wiem, że jestem. nowicjuszem, ale nauczyłam się żyć w dziwnych miejscach. Widzę,że dlaciebie to już za dużo i niedługo załamiesz się pod ciężarem. Herman milczał. Potempowiedział: - Jesteś aniołem. -Może? Kto wiekim są aniołowie? - Mówiłem sobie, że to szaleństwo dzwonić do ciebie takpóźno w nocy, ale coś kazałomi to zrobić. Tak, oddam sięwtwoje ręce. Nie mam już siły. - Rozbierz się. Zniszczysz sobie garnitur. Herman wstał z łóżka, i zdjął marynarkę, spodnie i krawat,zostając tylkow bieliźnie iskarpetkach. Po ciemku położyłubranie na krześle. Rozbierając się słyszał syczenie w kaloryferze. Wszedł z powrotem do łóżka i Tamaraprzysunęła się bliżejniego, kładąc mu rękę na żebrach. Herman drzemał. Co jakiś czasotwierał jednooko. Powoli ciemność unosiła się. Słyszał hałasy,kroki, otwieranie i zamykaniedrzwi holu. Mieszkańcy musielibyćpracującymiludźmi, którzy wcześnie wstawali do pracy. Nawet na mieszkanie w tych mizernych pokojach trzeba było 200 zarobić. Po pewnym czasie Herman zasnął. Kiedy sięobudził,Tamarabyła już ubrana. Powiedziała mu, że wykąpałasię w łaziencew korytarzu. Popatrzyła na niego taksującymwzrokiem, a jejtwarz przybrała wyraz zdecydowania. - Pamiętasznaszą umowę? Idź się umyć. Tu jestręcznik. Narzucił płaszcz na ramiona i poszedł doprzedpokoju. Całyranek ludzie czekali wkolejce dołazienki, ale teraz drzwi stałyotworem. Herman znalazł zostawiony przez kogoś kawałekmydła,j umył sięnad zlewem. Woda była letnia. "Skąd siębierze jejdobroć? " - zastanawiał się Herman. Pamiętał Tamarę upartąi zazdrosną. Ale teraz, mimoże zamienił ją na inne, ona jednabyłagotowa mu pomóc. Co to znaczyło? Wróciłdo pokoju i ubrał się. Tamara powiedziała mu,żebyzszedłpiętroniżej i tam poczekałna windę. Nie chciała, żebyludzie w domu wiedzieli, że spędził u niej noc mężczyzna. Powiedziała mu, żeby poczekał na nią na zewnątrz. Na dworze,poranne światło oślepiło go na chwilę. Dziewiętnasta Ulicazapchana była ciężarówkami wyładowującymi paczki, pudła,skrzynki. Na Fourth Avenue wielkie maszynyodwalały śnieg. Chodniki zatłoczone były przez przechodniów. Gołębie, któreprzeżyły noc, przeszukiwały śnieg; za nimi skakały wróble. Tamarazabrała Hermana do kawiarni na DwudziestejTrzeciej. Zapachbył tensam co poprzedniej nocyna Brodway, tyle że tu pachniałojeszcze dezynfekującymi środkami do mycia podłóg. Tamara niezapytała nawet co chciałby zamówić. Usadziła go przy stoliku, poczym przyniosła sokpomarańczowy, bułkę, omlet ikawę. Przezchwilęprzyglądała się jak jadł, a potem poszła przynieść śniadaniedla siebie. Herman trzymał kubek zkawąw obu dłoniach, niepijąc,a ogrzewając się