... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

– Może wpadnę – zgodził się skwapliwie, chciał jeszcze dodać coś nie zobowiązującego, ale jakoś nie przychodziło mu do głowy. Dogoniła go na schodach: – Paweł! Zaczekaj, przecież miałeś zostawić mi zeszyt. Uderzył się w czoło, zupełnie zapomniał, po co tu przyszedł. Wyjął zeszyt i stał przez moment zastanawiając się nad czymś. Anka patrzyła na niego nie rozumiejącymi oczami, skąd nagle wyraz napięcia na jego twarzy? Szybko wetknął jej zeszyt w rękę i nie oglądając się zbiegł po schodach. Spomiędzy kartek zeszytu wypadła na dywan biała koperta. Schyliła się po nią. Patrzyła z niedowierzaniem na swoje imię wypisane flamastrem dużymi literami. Marszcząc brwi obracała w dłoniach biały prostokąt. Przypomniała sobie dziwne zachowanie Pawła na schodach przy pożegnaniu. Więc to był powód. Niecierpliwie wyszarpnęła z nie zaklejonej koperty kartkę pokrytą niewyraźnym nerwowym pismem. Anka, kiedy widzieliśmy się po raz ostatni, pomyślałem, że są sprawy, o których trudno mówić. Dlatego piszę do Ciebie, chociaż była okazja, żeby po prostu powiedzieć. A jednak nie powiedziałem Ci nawet, że w zeszycie jest list. Jeżeli to, co piszę, nie ma najmniejszego sensu, to udaj po prostu, że listu nie znalazłaś. Ja z kolei udam, że nie pisałem, i wszystko będzie, jak było, o ile to możliwe. nie pisałem jeszcze nigdy czegoś takiego do żadnej dziewczyny. Sam się sobie dziwię, co mi strzeliło do głupiego łba. Może jest to dowód jakichś tam zaburzeń psychicznych. Nie znam 40 się na tym. Rozmawialiśmy ze sobą kilka razy. Tak naprawdę. Bo znamy się przecież dłużej. Chciałem Ci powiedzieć, że nigdy nie było mi z nikim tak jak z Tobą. Może nie jest to zbyt dokładne sformułowanie, ale nie znam odpowiednich słów na taką okazję. Zastanawiasz się pewnie, co chcę tym listem osiągnąć. Otóż nic. I nie ma to żadnego sensu. Ale chyba tak musiało być. To tak, jakbyś potrąciła szklankę i wiedziała, że za chwilę upadnie i stłucze się, ale nie zrobiła nic, żeby temu zapobiec, chociaż była jeszcze nikła szansa, że da się tę szklankę złapać. Chciałem Ci powiedzieć, że wcale nie jestem taki, za jakiego być może zaczęłaś mnie uważać. Tylko przy Tobie stać mnie na tyle luzu. W rzeczywistości jestem, jak to kiedyś nazwałaś, „najeżony”. Dlatego jest mi przy Tobie fajnie, ale potem zwykle dochodzę do wniosku, że jestem nieprawdziwy. Uważałem, że to nieuczciwe, ale nie miałem odwagi Ci o tym powiedzieć. Wolałem napisać, chociaż to też wyszło niezręcznie. Może dlatego, że pisałem na jednym oddechu. Paweł. Przeczytała list kilka razy. Wydawało się jej, że za każdym razem znajduje w nim coś nowego. Za czwartym razem umiała go już prawie na pamięć. Skupiła uwagę na kształcie liter, układzie poszczególnych zdań, jakby mogło kryć się w tym jakieś nie ujawnione dotąd znaczenie. Początkowo list ją rozbawił, potem skłonił do refleksji. Sprawa nie była wcale ani tak śmieszna, ani tak prosta, jak się jej z początku zdawało. Złożyła list i w zamyśleniu wsunęła go pomiędzy stronice jednej z „dziewczyńskich” książek. Przyniosła papeterię z pokoju ojca i rozłożyła ją na biurku. Pisała w pośpiechu, jakby czas ją naglił: Paweł, przeczytałam Twój list wiele razy. Myślę, że są słowa na taką okazję jak nasza, ale chyba masz rację, że nie należy ich nadużywać. Lepiej ich unikać, bo to „fajnie”, o którym pisałeś, nie znosi etykietek i może nam się wymknąć. Teraz o Twoich obiekcjach: Są co najmniej dziwne. Jeżeli jesteś przy mnie, jak sam twierdzisz, lepszy, to tym lepiej. Dla Ciebie, dla nas obojga i w ogóle. Poza tym tak jest nie tylko z Tobą, ale i ze mną. Zastanów się, durniu, czy w tym fakcie może być cos złego! To w ogóle nielogiczne! Anka. – Zdaje się, że miałaś gościa? – zapytała matka przy kolacji. Anka kiwnęła obojętnie głową. – Kto to był? – pytała matka smarując masłem grzankę. – Kolega z klasy. Przyniósł mi zeszyt. – I kwiatki? – Aha. Prawie o tym zapomniałam – dawka obojętności, jaką nasyciła tę odpowiedź, okazała się tym razem zbyt duża. Ojciec zakrztusił się grzanką i trzeba go było ratować waleniem w plecy. Odwróciło to uwagę rodziców od niewygodnego tematu. Wbiegł na jezdnię, musiał się jednak cofnąć, bo zapaliło się czerwone światło. Szukał wzrokiem w tłumie znajomej sylwetki. Dojrzał ją wreszcie. Z tej odległości mógł się jedynie domyślać, że na jej twarzy maluje się wyraz zniecierpliwienia. Nagle ruszyła zdecydowanym krokiem, jakby już miała odejść. Zawahała się jednak. Rzuciła okiem na zegarek. W tej samej chwili błysnęło zielone światło. Paweł wbiegł na pasy i pędził slalomem przez tłum potrącając przechodniów. Gdy go dostrzegła, w jej oczach pojawił się najpierw błysk radości, szybko jednak ustąpił miejsca irytacji