... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Dziwne mu tylko się wydawało, skąd wie o jego sprawie. W Birżach słyszeli o tym tylko Schmeling i Bychowiec, ale żaden z nich dotąd z księciem się nie widział. Nie kłopocząc się zbytnio zaczął z miejsca opowiadać o zatargu z Brzeźnickim, a więc o pozwie, o zajeździe straży starościńskiej na dwór w Nietaskowie i o ucieczce ze wsi rodzinnej. Radziwiłł słuchał, wzrok ku swym kolanom opuściwszy. Zrazu zdawało się Krzysztofowi, że książę cierpliwie nadstawia ucha, więc mówił coraz goręcej, żadnych szczegółów nie szczędząc. W miarę jednak, jak twarz magnata wydłużała się i uwaga ginęła z jego oblicza, a co więcej, żadne pytanie nie padło z ust Radziwiłła, Krzysztof stropił się i dość raptownie uciął swą opowieść. - Gdyby wasza książęca mość glejt u króla mi wyrobił, a przez ten czas na Brzeźnicką wpłynął, to Bóg świadkiem, wszystko księciu panu uczciwie odpracuję... Zapadło głuche milczenie. Wreszcie posłyszał Krzysztof jedno słowo wypchnięte ciężko z ust Radziwiłła: - Król... - Co wasza miłość chciał przez to powiedzieć? Radziwiłł otwarł nagle oczy. - Mów dalej, nie pytaj! Poczuwszy na sobie zimne, jakby nie widzące oczy magnata, Krzysztof jeszcze bardziej się stropił. Złe przeczucie zawahało pewnością jego głosu. Powtarzał jeszcze raz te same słowa, nieomal przerażony, że otwarte teraz oczy Radziwiłła dalej niczego nie widzą. Te szklane, zielone źrenice zdawały się być zwrócone w głąb oczodołów. Skończył i czekał w kłopotliwym milczeniu. Znowu zapadła cisza. Słychać było tylko sapiący oddech hetmana. - Byłeś ze mną pod Mitawą? - spytał niespodzianie Radziwiłł. - Jakże to... byłem, mości książę. - Krzysztof patrzył osłupiały. Poczuł nagle rodzący się pot pośród włosów na skroniach. Czyżby Radziwiłł ani jednego słowa dotąd nie słyszał? A może, przeciwnie, wszystko utkwiło mu w pamięci i dlatego chce wspomnieć na bojowe zasługi Krzysztofa. - Ile nam stadthalter wydał chorągwi? To pytanie było jeszcze dziwniejsze. - Trzynaście, mości hetmanie! - Pamiętasz? No tak, jakże nie pamiętać. Pamięta każdy żołnierz pod moją buławą... A ile wziął Gąsiewski pod Kropimuzją? - Pięć ich było. W tym jedna Karolusa Filipa, brata królewskiego - dodał skwapliwie Krzysztof, bo może o to chodziło Radziwiłłowi. Magnat poruszył piersią. Jednocześnie wsparł się wielkimi, mięsistymi dłońmi na kolanach. Dziwny to był gest, jakby hetman próbował, czy ma w rękach siłę jeszcze dość tęgą, by utrzymać podrywające się z niecierpliwości kolana. - Pamiętacie to wszyscy, każdy mój żołnierz, bo niełatwo nam przyszło. A wiesz ty, co mi król powiedział, gdy mu na sejmie rzuciłem pod nogi te chorągwie? "Nic nowego nie przynosisz, tylko kontynuujesz sławę dawnych przodków." Mnie, Radziwiłłowi, tak powiedzieć przy posłach ziemskich, przy całym senacie? Nic nie przynoszę, Kryste Panie! Nie utrzymał rękami tych kolan, poderwały się. Wstał ciężki, w przygarbieniu jakiś pękaty, cały nadęty nienawiścią. - O sławie czyich przodków on mówił? Chyba swoich, czyli szwedzkich, co go w zamku gripsholmskim ze szczurami więzili. Żaden z Radziwiłłów w więzieniu się nie rodził! Czternaście chorągwi przeze mnie we krwi zdobytych, bez żołnierza, bez ćwierci, bez armat, bez prochu, on za błahostkę uważa. Król, co jednej w swym życiu nie zdobył, bo go nikt z orężem w ręce nie widział. Chyba raz tylko siedział na koniu pod Guzowem, gdy brat Janusz działa przeciw niemu nastawiał. Sapanie przerwało mu słowa. Dopiero po chwili mówił dysząc: - Dłonie różańcem splótł i nawet nie wie, po której stronie karabela wisi u pasa. Żem kalwin, to nawet chorągwie pod tron rzucone nic już nie znaczą. Po cóż służyć tej ojczyźnie, skoro jejmość Konstancja buławy pod swą kołdrą trzyma? Bo tam tylko to ważne, co ta serpens mężowi do ucha syknie, od brata Ferdynanda czy spowiedników posłyszawszy. Krzysztof siedział oniemiały. Radziwiłł popadał w coraz większą wściekłość, wywnętrzał się ze swych bólów, a do jego sprawy w ogóle nie wracał. - Patrzył tam na mnie nieomal jak na zdrajcę za to, żem kwartyr z Gustawem zawarł i wstrzymał najazd olbrzymiego wojska... Tchu na więcej nie stało. Zadyszał się i ucichł. Nogi tylko stąpały głucho po dywanie, miażdżąc plusz kwiecisty. Krzysztof uchwycił się ostatnich słów magnata. Może teraz pora, by swoją sprawę przypomnieć. - Wasza miłość - zaczął - trudno moje sprawy do książęcych przyrównywać, ale i mnie zdradę ów Brzeźnicki zarzucił mówiąc na sejmiku, żem w sprawie kwartyru do Szwedów posłował. Dlatego jadowity język uciszyłem. - Ale ja króla uciszyć nie mogę. Chodził wielkimi krokami po komnacie, głową wstrząsał i teraz już tylko do siebie mruczał. - Nic mu nowego nie przynoszę..