... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

- Tam jest! - zawołał inny głos. Conan spojrzał w stronę źródła nowego zagrożenia. Z tunelu, z którego wypełzł gigantyczny robal, wybiegło siedmiu, może ośmiu ludzi uzbrojonych w piki i dzierżących pochodnie. Conan rozpoznał ich o uderzenie serca wcześniej, niż pojawił się ich wódz. Harskeel! Nietoperze również zauważyły nowych intruzów, bo blisko tuzin z nich rzucił się ze wściekłym skrzekiem w ich kierunku. Gwardziści dźgali i próbowali ciąć latające kreatury pikami - bezskutecznie. Nietoperze piszczały, Albinosy bełkotały, Harskeel i jego ludzie krzyczeli, cyklop ryczał, a wielki robal skrobał skałę swym ciałem. W jaskini zapanowało istne pandemonium. - Lepiej opuśćmy to miejsce! - krzyknął Tull, gdy Conan rozpłatał kolejnego nietoperza, strącając go na ziemię. Conan zamachnął się jeszcze raz, o włos chybiając innego nietoperza. Tak, to była propozycja całkiem na miejscu. VII Wymknięcie się z opanowanej przez nietoperze jaskini okazało się trudniejsze, niż przypuszczali. Zaledwie Conan zdążył zabił kolejnego nurkującego nietoperza, coś skoczyło mu na plecy. Wykręcił się, ciskając jednego z Albinosów na ziemię. Elashi wykończyła kreaturę ciosem swego miecza. Zabulgotała krew. - Tędy! - krzyknął Tull. Posuwając się po podłodze śliskiej od posoki, Conan i Elashi starali się podążać za starszym człowiekiem. Jeden z pikinierów zdołał zagrodzić im drogę, nastawiając broń. - Stać! - krzyknął, by zaraz dodać: - Urk! - gdy w tej samej chwili dopadły go nietoperz i Albinos. Z tyłu za Conanem olbrzymi cyklop ryczał i robiąc użytek ze swych masywnych pięści, roztrącał nimi jak młotami nietoperze, ludzi i Albinosy głupie na tyle, by wleźć mu w drogę. Z lewej strony z kolei glistowaty robal podpełzał coraz bliżej, strzelając ogonem jak biczem w ciągle rzucające się na niego Albinosy. Conan nigdy by nie przypuszczał, że tak wielkie i ociężałe z pozoru cielsko może poruszać się z taką prędkością, roztrącając małpowate istoty i rzucając nimi o ściany jak dziecięcymi laleczkami. Cymmerianin ciął mieczem jeszcze jednego nietoperza, opryskując przy okazji twarz Elashi jego ciepłą krwią. - Uważaj, co robisz! - wrzasnęła. Jednocześnie Tull zawołał: - Tutaj! Conan i pustynna kobieta zaczęli przedzierać się, korzystając z chwilowego przerzedzenia w szeregach wroga, w stronę tunelu, z którego wołał ich Tull. W następnej chwili byli w środku. Biegnąc korytarzem, Conan krzyknął: - Gdzie to prowadzi? - Czy to ważne? - odkrzyknęła Elashi. - Byle z dala od tej jatki! - Ten korytarz ma wiele zakrętów i odgałęzień - wyjaśnił Tull ze słyszalnym gwizdem w głosie. - Zgubimy w nim każdą pogoń. - Może w ogóle nie będą nas gonić. - Nie liczyłbym na to, panienko. To uderzający przypadek, ale oni wszyscy wydają się ścigać ciebie i tego tu wielkoluda. - Wspaniale - wymamrotała Elashi - po prostu wspaniale. Harskeel bez wahania poświęciłoby życie wszystkich swych ludzi, gdyby tylko zdołało w ten sposób osiągnąć swój cel, ale nie było sensu rzucać ich na oczywistą rzeź bez żadnej korzyści. Korytarz, w którym zniknęli Conan i dziewczyna (i ten stary człowiek - a cóż to za jeden!?) znajdował się dokładnie po przeciwnej stronie jaskini wypełnionej dziwnymi istotami zajętymi wzajemnym wyniszczeniem. Najlepiej byłoby się wycofać i przegrupować siły celem dalszej pogoni, pomyślało Harskeel. - Do mnie! - zabrzmiał rozkaz. Tylko czterech pikinierów zdołało go wykonać, a Harskeel, z krwawym mieczem w dłoni, wyprowadziło ich do najbliższego wyjścia. Po drodze zabrali ze sobą jednego z rannych nietoperzy, zamierzając go później przesłuchać, jeśli umiał mówić. Wikkel stał, przeszywając wzrokiem gigantycznego robala i ciężko oddychając z wysiłku. - Odwołaj swe nietoperze! - rozkazał obłej kreaturze. Deek wyciągnął się nieco i skrobnął częścią swego cielska w podłogę: - N-nakaż s-s-swoim Albinosom z-zaprzestać z-zabijania! Cyklop i robal stanęli naprzeciw siebie. - Pozwoliłeś im uciec! - J-ja?! To t-t-tyś ich w-w-ypuścił! Za Wikkelem jakiś Albinos wrzeszczał, walcząc o życie z trzema nietoperzami, które wbiły w niego swe ssące rurki. - My się tu kłócimy, a oni pędzą pewnie korytarzami, coraz bardziej się oddalając. Czy nie moglibyśmy się dogadać? Działajmy razem, w końcu jest już troje, jakoś ich między siebie podzielimy. Tylko najpierw ich złapmy. Wszyscy wyglądają tak samo... kto się zorientuje? Deek rozważał to przez chwilę. Tak, lepiej mieć Jednookiego w zasięgu wzroku. Poza tym w jego planie było sporo sensu... nie żeby zamierzał się z nim dzielić, gdyby złapali ludzi, o nie. Ale temu zaradzi się później. - Z-zgoda! Wikkel powstrzymał uśmiech. Gdy tylko schwytają swe ofiary, rozgniecie robala wielką skałą i na tym się skończy. Tymczasem lepiej trzymać sługę wiedźmy na tyle blisko, by móc go obserwować. - Chodźmy zatem - zaproponował. - C-co z-z t-twoimi A-albinosami? Wikkel obrócił głowę. Większość z nich już padła, kilka miotało jeszcze kamieniami w nadlatujące wampiry. - Niech je zeżrą nietoperze, i tak wchodziły mi tylko w drogę. - T-tak j-jak m-mnie n-nietoperze. Ch-chodźmy. Deek ruszył szybko, ale ze zdwojoną uwagą obserwował Jednookiego. Wierzył mu nie bardziej niż w to, że mógłby latać jak nietoperz, czyli ani trochę. Razem, cyklop i robal weszli do tunelu. Tymczasem Rey aż kipiał z niecierpliwości w swej komnacie. A Chuntha rozkwitała jak trujący porost, czekając w napięciu w swym łożu. - Którędy teraz? - spytał Conan, gdy uciekinierzy dotarli do potrójnego rozwidlenia. Tull podrapał się po brodzie: - Nie wiem - wyznał. - Nigdy wcześniej tu nie byłem. - Każda jest równie dobra - stwierdziła Elashi. - Idziemy środkową. Zanim którykolwiek z mężczyzn zdołał coś powiedzieć, puściła się szybko w stronę wybranego korytarza. Tull spojrzał pytająco na Conana. Ten wzruszył tylko ramionami. - Taka już jest. Przekonałem się, że lepiej się z nianie sprzeczać. To oszczędza wiele czasu. Obaj poszli w ślad za Elashi. - Zwolnij trochę! - krzyknął za nią barbarzyńca. Była już z dziesięć kroków przed nim i prawie biegła. - Co, nie nadążasz, Cymmerianinie? - odkrzyknęła. - Nie, chodzi o to, że... Nie dokończył, gdyż przerwał mu nagły wrzask Elashi. Zniknęła im nieoczekiwanie z oczu, a niemal natychmiast po tym usłyszeli głośny plusk. Conan przyspieszył i wpadł w poślizg, próbując zatrzymać się na wilgotnej skale, dosłownie o włos od miejsca, z którego spadła pustynna kobieta. Znalazł się na skraju największej jak do tej pory jaskini, na wąskim pasie gruntu wcinającego się w olbrzymie jezioro. Nie widział przeciwległego brzegu w szybko blednącym świetle grzybów, ponieważ wodę oświetlał jedynie strop, jakieś dziesięć kroków nad ich głowami. U stóp Conana Elashi podniosła się właśnie z wody, która sięgała jej teraz tylko do pasa